wtorek, 26 lutego 2013

"Pekaesem" po Afryce!


Dziś pobudka wczesnym świtem, albowiem wyruszamy do Tanzanii. Hotelowy busik zawozi nas na dworzec autobusowy, chociaż określenie " dworzec autobusowy" brzmi delikatnie mówiąc na wyrost. Bagaże podróżnych zostają załadowane na dach i przykryte szmatą niewiadomego pochodzenia. Mnie się dostało miejsce na kole więc nogi trzymam pod brodą. Poza tym moje siedzenie jest w permanentnym stanie rozłożenia. Wojtek, który siedzi za mną, ma raczej słaby komfort jazdy, w związku z tym przytrzymuje kolanami moje oparcie i tak ruszamy na południe. Oczywiście autokar nie został wcześniej zatankowany, tylko teraz z pasażerami i majdanem na dachu kierowca decyduje się łaskawie zajechać na stację benzynową.
Trzeba przyznać, że zasuwaliśmy nieźle. Na granicy kenijskiej musimy oczywiście wysiąść aby wypisać "niezbędne" dokumenty (najważniejszy jest numer naszego telefonu). Oczywiście odstajemy swoje w kolejce, a następnie przedzierając się przez tłumy handlujących Masajek wracamy do autobusu. Przejeżdżamy max. 150 m i wysiadamy aby po tanzańskiej stronie znowu wypisać następne "niezbędne" papierzyska i odstać ponownie w kolejce.
Wreszcie po dokonaniu wszystkich formalności jedziemy na parking, gdzie czekają na nas wspaniałe oliwkowe jeepy.
Od dziś będzie nam towarzyszyć trzech kierowców i ekipa kucharzy. Wieczorem mamy pierwszą kolację pod rozgwieżdżonym niebem i żegnamy się z codziennymi wygodami. Od jutra śpimy w namiotach bez prądu i bieżącej wody. Witaj prawdziwa Afryko! Taka gonitwa świata jest dla mnie prawdziwą frajdą.











sobota, 23 lutego 2013

Europa obecna od lat



Kenia do okresu przedkolonialnego (1888) była mało znana Europejczykom. Okres kolonialny zmienił to diametralnie. Białych osadników ściągały tu atrakcyjne tereny. Do dziś zamieszkuje tu wielu zamożnych białych.
Przybywamy nad jezioro Naivasha, gdzie płynąc łódkami zamierzamy odwiedzić miejsca gdzie żyją hipopotamy. Jezioro jest piękne. Żyje tu wiele gatunków ptaków i oczywiście hipcie. Fotografowanie tych kolosów wymaga od naszego przewodnika wzmożonej czujności. Te wyglądające niezwykle potulnie zwierzęta w sekundę potrafią być mało przyjazne, a ich atak może być niebezpieczny.
Wychodzimy na ląd gdzie pasą się spokojnie zebry i żyrafy. Nie możemy za bardzo wchodzić w głąb lądu albowiem jest to prywatny teren białych, pilnie strzeżony przez kenijską ochronę. Swoją drogą to niesamowite widzieć z okien rezydencji przechadzające się długoszyje żyrafy i pasiaste zebry.
Po drugiej stronie jeziora odbywają się regaty optymistów. Oczywiście uczestniczą w nich tylko dzieci białych.
Wracamy po dwóch godzinach do naszych samochodów, gdzie na polanie chcemy coś zjeść. Trzeba zachować harcerską czujnośč albowiem sprytne małpy wykorzystują każdą okazję, aby coś buchnąć ze stołu.
Po lekkim posiłku jedziemy do domu Karen Blixen aby zobaczyć jej dom znany wszystkim z filmu "Pożegnanie z Afryką". Właścicielka majątku była rzadkim przykładem dobrego traktowania miejscowej ludności zapewniając opiekię medyczną i szkołę dla dzieci.
Szkoda, że nie wszyscy biali osadnicy byli tak przychylni.
Zbliża się wieczór, więc pora jechać do zakorkowanej Nairobi, z której jutro wyruszamy transportem publicznym do Tanzanii. Tam będzie prawdziwe safari!
















czwartek, 21 lutego 2013

Królowie też gonią świat


Ranek rozpoczynamy od ponownego wyruszenia do Narodowego Parku Nakuru. Park ten podobno nie jest wielki, ale dla nas jest absolutnym szokiem to co widzimy.
Żyje tu wiele gatunków antylop i ptaków. Widzimy brodzące flamingi, ale niestety są pozbawione swojego barwnika (z powodu małej ilości alg, którymi się żywią) i nie wyglądają interesująco.
W pewnym momencie dziwi nas wyprężona postawa antylop i czujnie skierowany wzrok całego stada w jednym kierunku. Okazuje się, że 500 metrów dalej zaległ w trawie lampart. Boże jakiż on piękny! Mimo dłuższego postoju niechętnie opuszczamy to miejsce.
Na szczęście krajobraz z punktu widokowego rekompensuje żal po oddaleniu się od lamparta.
Spotykamy tu niewielkie zwierzątka zwane "góralkami", które podobno są spokrewnione ze słoniami. Nie chce się wierzyć, ale natura potrafi zadziwić.
Włóczenie się po rozległym terenie (który tu jest uznawany za niewielki) daje nam co chwila wiele wrażeń.
Grupy ogromnych nosorożców zwyczajnie powalają na kolana.
Baraszkujące, małe pawiany są cudne i niezwykle ruchliwe.
Prawdziwą wisienką na torcie jest lew, który rozłożył się leniwie na powalonym pniu drzewa. Błogie lenistwo było jego celem nadrzędnym, a jedynym problemem było jak się wygodnie ułożyć i żeby mu łapki nie zwisały... No cóż, Król Lew ma swój sposób na gonienie świata...











środa, 20 lutego 2013

Początek naszego safari


Dziś pobudka o 6 rano. Wyruszamy do jeziora Nakuru, gdzie będziemy spać w luksusowych lodgach. Po drodze uroczyście przekraczamy równik i odwiedzamy lokalną szkołę.
Po dotarciu do Lion Hill Sarova Lodge błyskawicznie zostawiamy bagaże i ładujemy się do naszych samochodów, które mają już podniesione dachy na potrzeby safari. Nasza ekscytacja jest ogromna. Po kilkunastu minutach widzimy stada bawołów i impali. Antylopy gnu pasą się spokojnie kręcąc ogonami.
Pogoda jest wspaniała i równie wspaniały jest wszędobylski kurz.
Zwierząt kopytnych jest bez liku.
Wojtek zaczyna marzyć o nosorożcu. Śmiejemy się, że jesteśmy pierwszą godzinę na safari, a wymagania są ogromne. Mija chwila i widzimy wielgachne trzytonowe cielska nosorożców! Sprawiają wrażenie spokojnych, ale wszyscy wiemy, że może się to zmienić w każdej chwili. Obserwujemy je dłuższą chwilę i jedziemy dalej.
Pokonujemy straszliwe wertepy i jeden z naszych samochodów łapie gumę. Tak więc załoga musi opuścić bezpieczne lokum i wyjść na zewnątrz. Wszyscy się śmieją, ale niektórzy nerwowo oglądają się za siebie.
Po kilkunastu minutach ruszamy dalej i widzimy stadko lwic z młodymi. Idą w naszym kierunku, więc trzymamy aparaty w pogotowiu. Niestety wchodzą na terytorium niezadowolonych bawołów, które przeganiają je błyskawicznie. No cóż, to dopiero pierwszy dzień naszego safari więc pewnikiem będzie jeszcze okazja. Po kilku godzinach jazdy na stojąco zaczynamy powoli kierować się do naszego resortu. Wtem musimy się ostro zatrzymać bowiem na drogę weszły żyrafy, które nie spieszą się z jej opuszczeniem.
Kiedy tak fotografujemy długoszyje piękności przybywają do nas pawiany. Pozują do zdjęć niczym modelki.
Słońce zaczyna się zanurzać w tafli jeziora więc najwyższy czas wracać. Przecież dziś wieczorem plemię Kikuju będzie prezentować swoje tańce, a jutro też jest dzień...
















sobota, 16 lutego 2013

Witaj Afryko!



Lądujemy o świcie w Nairobi. Zmęczeni, ale naładowani pozytywną energią wsiadamy do busików. Mamy do pokonania ponad 200 km. Ruszamy z lotniska i dosłownie po trzech minutach widzimy żyrafy i zebry ( przy samym lotnisku!). Nasz kierowca Alan wiezie nas na północ do pasma gór Aberdare. Staramy się być dzielni i oglądać widoki za oknem.
Niestety w walce ze snem jesteśmy skazani na niepowodzenie i uśpione głowy co chwila opadają na kolana.
Zatrzymujemy się i robimy zakupy owocowe na przydrożnym bazarku. Jak to często bywa na początku pobytu w obcych krajach zdarto z nas
kupę kasy, ale następnym razem nie damy się tak łatwo omamić. Wreszcie dojeżdżamy do resortu gdzie zostawiamy główne bagaże. Zmieniamy samochody i jedziemy do miejsca tajemniczo brzmiącego Arką. w którym spędzimy popołudnie, noc i ranek. Planowany czterdziestominutowy przejazd przedłużył się do 2 godz z powodu spacerujących leniwie żyraf, szympansów i guźców.
Arka okazała się genialnym pomysłem Anglików. Aby uniknąć przyjeżdżania samochodami wielu turystów do wodopoju zwierząt wybudowano dom do którego należy dojść specjalnym pomostem. Sytuacja jest odwrócona- bowiem to zwierzęta przychodząc się napić podchodzą bardzo blisko do Arki (ocierają się wręcz o jej mury).
Wchodzimy do pokoju aby rozlokować bagaże i widzimy pod oknem gigantycznego słonia! Jesteśmy w zwyczajnym szoku. Z otwartymi buziami obserwujemy jak mija nasze okno i znika za rogiem. Pędzimy na jeden z tarasów aby zobaczyć co się dzieje koło wodopoju. Tutaj stado bawołów spokojnie się pasie. Spokój jest pozorny, gdyż co chwila wybucha awantura, która trwa kilkadziesiąt sekund. Wokół buszują gużce. Po pewnym czasie pod taras przybywa stado ponad dwudziestu słoni, Jest to nieprawdopodobny widok i z pewnością będziemy go pamiętać długo. Co jakiś czas widzimy przemykające hieny. Jedząc kolację widzimy słonie przez okno i z ich powodu wstajemy o 5 rano. Było to bardzo komfortowe oglądanie zwierząt i już się takie nie powtórzy, ale co tam teraz gonimy świat w Afryce!


















środa, 13 lutego 2013

A może by tak lato zimą?


Super pomysłem jest zrobić sobie kilka ciepłych dni w zimie. Narty i łyżwy są wspaniałe, ale kilka chwil oddechu od śniegu i mrozu dobrze zrobi każdemu. Tym razem wybraliśmy afrykański kontynent. Liczymy na cudowne safari w Kenii, Tanzanii i równie cudne nurkowanie na Zanzibarze.
Przygotowania do tego typu wyjazdów mają specyficzny charakter. Jadąc w te rejony należy przywiązywać wielką wagę do kwestii zdrowotnych. Jeśli szczepienia są dla kogoś problemem to lepiej odwiedzić Bułgarię. Należy pamiętać o tabletkach na malarię, specjalnych płynach na owady, moskitierach. Odzież też musi być dostosowana do afrykańskich klimatów.
Tak więc odprawiamy się na lotnisku i jesteśmy nieprawdopodobnie szczęśliwi.
Żegnaj Europo, witaj Afryko!!!

niedziela, 10 lutego 2013

Nieoczekiwane zauroczenie


Miałam przyjemność być zaproszona przez naszych przyjaciół do Domu Kultury na warszawskim Mokotowie na wieczór Kabaretowej sceny przyjaciół, którego gospodarzem od lat jest Marek Majewski. Basia i Krzysztof uprzedzili nas, że idąc tam nie zna się repertuaru. Ba, nawet niewiadomo kto będzie gościem tego wieczoru. Jest co prawda podana godzina rozpoczęcia "spektaklu", ale nie zaczyna się on na ogół punktualnie. Tego wieczoru padał obfity śnieg więc poruszanie się po Warszawie było istną katastrofą. W związku z tym widownia grzecznie czekała na spóźnialskich popijając winko, kawę i jedząc pyszne pączki ( albowiem był to tłusty czwartek). Wieczór rozpoczął się godzinnym opóźnieniem, ale nikomu to nie przeszkadzało. Mieliśmy szczęście albowiem tym razem gośćmi byli: Tomasz Szwed, Tomek Jachimek, Joanna Jeżewska, Krzysztof Daukszewicz. Przedstawienie nie przebiegało sztywno wg określonego planu. Gospodarz wieczoru co jakiś czas wchodził na scenę i dołączał się do występujących. Widownia żywo ragowała na sceniczną akcję i była również uczestnikiem przedstawienia. Byłam zauroczona jowialną atmosferą, a Tomek Jachimek i Krzysztof Daukszewicz doprowadzili nas do łez... I nie były to łzy smutku.

środa, 6 lutego 2013

I po świętach....


Zawsze przychodzi taki moment kiedy trzeba "rozebrać" choinkę i zapakować wszystkie świąteczne ozdoby. U nas ten moment przychodzi nieco później. Od lat kupujemy choinki w doniczkach. Dzięki temu nie usychają, a kilka udało nam się, z powodzeniem, przesadzić do gruntu.
Tym razem kupiliśmy choinkę w sklepie ogrodniczym, która z założenia powinna być przesadzona. Efektem tego założenia była ogromna doniczka. Zapakowanie, przewiezienie i postawienie w salonie trzymetrowego drzewka z dużą donicą było prawdziwym wyzwaniem. Efekt był fantastyczny, ale teraz przyszedł czas na wystawienie na zewnątrz.
Okazało się, że choinka czuła się u nas fantastycznie, gdyż wypuściła nowe gałązki!



W Polsce o tej porze roku bywają jeszcze spore mrozy i wysadzenie takiego drzewka może być skazaniem go na śmierć. Mieliśmy podobną sytuację parę lat temu i choinka rosła sobie spokojnie, u nas w domu, do końca marca.
Tym razem roślinka jest sporych rozmiarów i trzymanie jej w domu przez tak długi czas będzie trochę kłopotliwe...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Fajny początek tygodnia

Ranek był dziś pochmurny i ciężko było osiągnąć postawę pionową ( charakterystyczną zresztą dla naszego gatunku). Przebudzenie absolutne nastąpiło kiedy przez okno zobaczyłam ogromne ptaszysko, które przycupnęło niedaleko naszego domu. Błyskawicznie zrobiłam, przez okno, kilka zdjęć.



 Ptakiem okazała się czapla, która spokojnie rozglądała się wokół. W wielkim pośpiechu narzuciłam na siebie co bądź, a na bose stopy wcisnęłam kalosze. Nie za bardzo przygotowana do takiej akcji zaczęłam się skradać chcąc zrobić dobre ujęcia. Okoliczni sąsiedzi musieli mieć niezły ubaw widząc moje cudaczne działania ( chociaż  powinni się już przyzwyczaić do naszych poczynań:niedawno nocą nasza córka filmowała tutaj stado dzików, a ja parkę lisów). Dobrze, że nasza kotka jeszcze spała i nie wyszła ze mną. Z pewnością byłaby przy czapli w kilka sekund. Marny ze mnie partyzant gdyż po krótkiej chwili udało mi się ją zaniepokoić.



 Zrobiła jeszcze kilka kroków zerkając w moją stronę i odleciała.



 Wracając do domu udało mi się jeszcze sfotografować śliczną sójkę na płocie, która z politowaniem patrzyła na moje partyzanckie działania w sitowiu.



 Wróciłam lekko zmarznięta do domu ( tutaj nic się nie zmieniło: rodzina i kot spali spokojnie). Fajnie zaczęłam ten tydzień.