piątek, 29 listopada 2013

Laos- tajemnicza kraina


Wczesnym rankiem lądujemy w stolicy Laosu (ok. 600 tyś mieszkańców), gdzie czeka na nas maleńki przewodnik o dźwięcznym imeniu Boon. Współczesna architektura w Vientiane nie powala na kolana. Po obaleniu króla w połowie XX w Laos stał się jednopartyjnym państwem socjalistycznym. Absurdy ekonomiczne są tu zauważalne na każdym kroku (uśmialiśmy się szczerze widząc jak masażystki w maleńkim saloniku odbijają karty zegarowe, jak niegdyś u nas w fabrykach). Otrzymana duża dotacja z USA na rozbudowę lotniska została niefrasobliwie przeznaczona na budowę łuku triumfalnego w centrum miasta!
Natomiast zachowane świątynie tchną spokojem. Jesteśmy jedynymi turystami. Chłoniemy atmosferę miejsc gdzie wszechobecne posążki Buddy spoglądają ze spokojem na odwiedzających je gości.
Do świątyni gdzie kiedyś znajdował się Szmaragdowy Budda ( wywieziony do Bangkoku) przybywają pielgrzymki mnichów, mniszek, nawet Tajów uważających to miejsce za właściwe dla wywiezionego posągu. 



Park Buddy były ciekawą odmianą. 
                                
     Jest to ogród, w którym umieszczono ok 100 posągów. 
Ogród jest wizją jednego z mnichôw buddyjskich. Jest to bardzo ciekawe miejsce, ale nie wiele ma wspólnego z wielkim artystycznym kunsztem.
                                 
Część posągów była wykonana przez zwykłych murarzy, którzy tylko realizowali wzję mnicha.
Mieszkańcy Laosu są niezwykle skromnymi i ciepłymi ludźmi. Nie zdążyliśmy ich jeszcze popsuć masową turystyką.


Jeśli lubisz ten blog pomóż go promować klikając w jedną ikonkę poniżej.

czwartek, 28 listopada 2013

Na lądzie


Z ogromnym żalem zostawiamy załogę White Manty. Mamy jeszcze na Phuket sporo zwiedzania. Po południu docieramy do naszego hoteliku w Patong ( okazało się, że mieści się w nim Konsulat Polski!). 
W pokoju odkrywam  wyraźny rysunek marmurka na skórze- DCS!!!!! Panika wywołuje u mnie dziwną bladość. Natychmiast Grzegorz (jako zawodowy ratownik) każe mi się położyć. Otrzymuję aspirynę na rozrzedzenie krwi i wszyscy znoszą mi z pokoi swoje butelki z wodą. Po czym cztery osoby wyruszają na poszukiwanie tlenu w którymś z centrów nurkowych. W między czasie jestem umówiona na wizytę u lekarzana jeśli do rana objawy nie ustąpią. Ratunku! Jutro mamy zwiedzanie wyspy i słonie, a ja będę w łóżku. Leżę, piję wodę z jakimiś minerałami i modlę się o poprawę swojego stanu. Grupa siedzi wokół mnie i żartuje bezlitośnie. 
Ok północy objawy ustępują by nad ranem zniknąć zupełnie. Hurra! Jestem ocalona i jadę na lądową wyprawę.
Phuket jest piękną wyspą, a po ogromnym tsunami w 2004 roku nie ma śladu. 
Niestety zatoczki przecudnej urody są zabudowane hotelami. 
Miasteczko Phuket z maleńkimi, kolonialnymi uliczkami robi na nas duże wrażenie. Niestety,jak na całej wyspie, jest tu mrowie ludzi.
Wycieczka na słoniach miała minimalistyczny charakter i bardzo żałowałam, że nie była to dłuższa wyprawa. 

Natomiast występ małpki w metalowej obroży uwiązanej na lince i szarpanej bez litości aby wymóc na niej wykonanie sztuczek doprowdził mnie do wściekłości. 
                                     
                                                       Fot. Joanna Grootings
Wyszłam przed końcem "występu".
Budowany od kilku lat posąg Wielkiego Buddy robi ogromne wrażenie, ale nie u wszystkich jest ono pozytywne. 
                                       
Wokół budowanego, ogromnego pomnika tętni życie wyznawców Buddyzmu.

                                       
Musimy pożegnać Phuket bo, czeka na nas tajemniczy Laos! Szkoda, że część naszej grupy wraca do domu. No cóż... Będziemy gonić świat za nich!

Jeśli lubisz ten blog pomóż go promować i kliknij w jedną ikonkę poniżej.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Zaczarowana łódź, zaczarowany kapitan..



Gotująca stara szamanka niezwykłe potrawy. Wróżąca z ręki przyszłość i odkrywająca prawdę o sobie- nawet białym przybyszom, którzy przyjechali do jej kraju aby poznawać podwodny świat. To ona tworzyła aurę i była guru dla załogi i nas.  
                                      
    Milczący, nieśmiały kapitan, na którego ręce złożyliśmy nasz los.
                                       
 Wszystko to na łodzi nurkowej Whita Manta zauroczyło nas absolutnie. Nieśmiała, a jednocześnie wesoła załoga zawojowała nasze serca. W ciągu dnia niczym mrówki pracowali bez wytchnienia zapewniając nam komfort pod każdym względem. 
Briefingi nurkowe, które prowadziłł Chris też nie należały to pospolitych....
Budowane rafy z kamieni, bananów i mandarynek były absolutem. 
Ostatniego wieczoru nasza szefowa kuchni i jednocześnie mentalna przewodniczka ( mimo dość dojrzałego wieku) zamieniła się w mocno szurniętą nastolatkę, która udawała d-jay'a. 
                                            Fot. Joanna Grootings
                                               Fot. Joanna Grootings
                                          Fot. Joanna Grootings

Świat podwodny również ukazał nam niezwykłe oblicze. 
                                            Fot. Grzegorz Z
                                               Fot. Grzegorz Z
To tu widzieliśmy  w miłosnym uniesieniu mątwy i ośmiornice. To był dla nas zaczarowany czas..

Jeśli polubiłeś ten blog kliknij w jedną z ikonek poniżej.

niedziela, 24 listopada 2013

Miłości czar....


Tajlandia przepełniona miłością, uczynnością i pogodą ducha nawet pod wodą pozostaje taką samą. Liczne zniszczenia, po tsunami, jakie możemy zobaczyć w podwodnym świecie, przyroda stara się zawojować ze wszystkich sił. W miejscach gdzie  do raf nie dotarła niszcząca fala kumuluje się bujne życie. 
Tysiące kolorowych ryb wiruję wokół różnorodnych korali. 
Żyje tu dużo wielgachnych ośmiornic. 
Odnajdujemy kolejne dwie na skale. 
                                                       Fot. Grzegorz Z

Nie uciekają więc podpływamy i spokojnie je fotografujemy. 
                                                      Fot. Grzegorz Z

Okazuje się że  jesteśmy świadkami miłosnego aktu ośmiornic! Biedne musiały być nieźle skrępowane obecnością filmujàcych i fotografujących je nurków!



Jeśli lubisz ten blog pomóż go promować klikjąc w jedną ikonkę poniżej.

sobota, 23 listopada 2013

White Manta


Wreszcie dotarliśmy na wspaniałą łódź o pięknej nazwie White Manta, która  stała się naszym domem przez kilka dni. Przy zaokrętowaniu byliśmy zaskoczeni wspaniałą organizacjią. Czekały na nas przydzielone stanowiska nurkowe ( nie było przepychania się).  Nie było również problemów z kabinami, które  były "nadane nam odgórnie". Wieczór organizacyjny przebiegł sprawnie i w wesołej atmosferze. 
Cieszę się bardzo, że nurkujemy w małych grupach ( max 4 osoby + przewodnik). Wreszcie!
Organizacja wyjść na  i powrotów z nurkowania jest świetna. Załoga błyskawicznie ogarnia wszystko. Ci, którzy potrzebują pomocy ze sprzętem podczas wchodzenia na pontony " nie muszą się prosić za każdym razem".  
                                      
         Prawdziwym zaskoczeniem była możliwość zamówienia masażu! Pierwszego dnia nasza grupa zapisała się do dwóch masażystek  na całe safari nurkowe. Masażystki Mali i Naan okazały się świetnymi i był to strzał w dziesiątkę!
Są na łodzi osoby nienurkujące. Życie nurków z życiem  " szczurów lądowych" też udało się pogodzić: kiedy mijaliśmy piękne wyspy z plażami mieliśmy możliwość schodzenia na ląd. 
Nawet mieliśmy możliwość zwiedzenia wyspy gdzie ratowano małe żółwie. 
Gonienie świata to prawdziwa przyjemność!

piątek, 22 listopada 2013

Jak podnieść grupie adrenalinę..


Rano stawiamy się karnie przy autokarze w celu dotarcia na lotnisko bo mamy zamiar lecieć na Phuket. Po pewnym czasie jeden z kolegów stwierdza, że zostawił w pokoju paszport. Dzwonimy do hotelu aby przeszukali pokój nr 1903. Nasza tajska przewodniczka wyskakuje z autokaru ( okazało się,  że niedaleko stoi jej skuter) i w ogromnej ulewie pędzi do hotelu. W międzyczasie nasz bohater zmienia zdanie co do numeru pokoju ( obsługa hotelu nie może narzekać na nudę z samego sobotniego rana). W żadnym z wymienionych pokoi nie ma paszportu. W związku z tym bagaże w autokarze są przeglądane kolejny raz i bingo! Paszport odnaleziony! Nasza opiekunka dopada, mokra jak kura, autokaru i pomykamy na lotnisko. Na szczęście zdążyliśmy na samolot i dotarliśmy na Phuket!
Dziś jest to jedno z najbardziej popularnych miejsc wypoczynkowych na świecie.
Nie bardzo bym chciała tu spędzić swoje wakacje. Tłumy turystów, skuterów i samochodów są wszechobecne. 
Na szczęście jutro przenosimy się na łódź i rozpoczynamy safari nurkowe!


Jeśli lubisz ten blog kliknij w jedną ikonkę poniżej!

niedziela, 17 listopada 2013

Kambodża- kraina po przejściach


Po straszliwych bratobójczych mordach naród stara się żyć normalnie -  mimo  straty kogoś bliskiego w każdej rodzinie.

Każdy Europejczyk powinien zobaczyć jak wygląda droga ziarnka ryżu, który trafia na nasz stół ( bywa zaskoczeniem np. suszenie zbiorów na stacji benzynowej). 
Dzieci nie mają tu łatwego życia i pracują praktycznie od urodzenia ( dzięki maluchom turystom miękną serca i matki otrzymują większe datki). 

Mam nadzieję, że bogowie ( z jakiegokolwiek wyznania ) spojrzą wreszcie łaskawiej ku Kambodży. 
Turystyka masowa jest dla nich błogosławiaństwem, ale wszyscy doskonale wiemy że niesie ze sobą zalew tandety.
Ku naszemu zdziwieniu idąc ulicą w Siam Reap napotykamy ulicę pełną pubów i dyskotek. Bawią się w nich ludzie z różnych ras i narodowości. To jeden z dowodów na to że naród chce żyć jak cały świat. 
Nasza grupa ochoczo wtapia się w szalejący tłum. 
Po czym kontynujemy wieczór na "szlafrok party" w hotelu. 
Fajnie jest móc gonić ten świat!


Jeśli lubisz ten blog pomóż go promować klikając w jedną z ikonek poniżej.

sobota, 16 listopada 2013

Angkor- cud świata


Pochłonięta przez dżunglę pradawna metroplia monarchii Khmerów oszałmia każdego. Jakikolwiek opis legendarnych świątyń khmerskich będzie infantylny i nieadekwatny do tego co zobaczą oczy przybyszów.
   Zapomniane przez 400 lat królewskie miasto wzbudza podobne emocje co piramidy egipskie czy Luxor. 
Wiele par marzy o ceremonii ślubnej lub o miodowym miesiącu w tej zaczarowanej krainie. 
Naiwnością wielką jest planowanie zwiedzenia całego kompleksu w jeden dzień ( znajduje się tu 200 świątyń i trzeba w palącym słońcu lub ulewnym deszczu pokonać wiele schodów). 
Wysoka tempertura w połączeniu z dużą wilgotnością sprowadzą każdego naiwniaka " na ziemię". Tutaj przyroda  pokazuje swoją absolutną potęgę i nie jest to tajfun czy ogień. 
                                 
Przypadkowo zasiane drzewa mozolną pracą przez wieki wciskają się w każdą szczelinę i obejmują żelaznym uściskiem swoje ofiary.
                                 
Spędziliśmy tam tylko dwa dni. Mimo absolutnego zmęczenia nie miałam dośći i z wielkim żalem wsiadałam do busa aby obejrzeć następne niesamowite zjawisko jakim jest jezioro Tonle Sap.
W ciągu kilkudziesięciu minut znaleźliśmy się w wietnamskiej wiosce na wodzie. Ludzie mieszkający na nieraz dziwnej konstrukcji barkach żyją poniżej naszych najgorszych wyobrażeń. 
Poza tym muszą przenosić się z miejsca na miejsce w zależnościod od stanu wody. Starając się stworzyć namiastkę domu niektórzy sadzą kwiaty. 
Jest tu pływająca szkoła, a nawet kościół.
Życie w Kambodży nie rozpieszcza swoich obywateli- w szczególności dzieci..