środa, 28 stycznia 2015

Czarowne miejsce, czarowni ludzie

Czarowne miejsca, czarowni ludzie
Wybierając destynację zawsze spodziewam się czegoś niezwykłego. Uwielbiam uczucie kiedy znajduję się w miejscach, które powodują, że dech zapiera mi w piersiach. Ale pamiętać należy zawsze, że to dzięki relacjom z napotkanymi ludźmi nasze  wrażenia będą bardziej bądź mniej wspaniałe. 
Od 17 lat, kilka razy w roku, żeglujemy w Grecji. Dlaczego? To proste! 
Są tam niesamowite miejsca, czysta woda, super pogoda i możliwość uprawiania wspaniałego żeglarstwa. 
A w dodatku każdy rok obdarowuje nas wspaniałymi przyjaźniami, które trwają latami. 
Nikosa poznał mój mąź podczas pierwszego rejsu. Od tamtej pory kilka razy  w roku spotykamy się z nim i jego przemiłą żoną Betty.
Nie prowadząc blogu kulinarnego rzadko opisuję szczegółowo knajpki i podawane w nich dania.  A jednym z pierwszych naszych greckich przyjaciół jest Janis-właściciel cudownej Tawerny Bizantino na wyspie Kitnos. Zajadamy się tu najlepszą zupą rybną na świecie. Tawerna jest na plaży i wszyscy są tu mile widziani. 
Nawet koty i kaczki przesiadują pod stołami i nikt ich nie przegania. 
Przypadkiem w Monenwazji na Peloponezie poznaliśmy wspaniałego skipera Manosa. Zaprzyjaźniliśmy się z nim, a później z jego rodziną absolutnie. Gościliśmy ich dwukrotnie w Polsce. 
Następni nasi przyjaciele: Antonis ze swoją wspaniałą żoną każdego roku umożliwiają nam żeglowanie na swoim jachcie o imieniu Atena.
Podczas naszego ostatniego rejsu w Grecji znaleźliśmy następne cudowne miejsca i nieprzeciętnych ludzi, do których będziemy wracać. 
Rodos urzekło nas urozmaiconą linią brzegową i związanymi z tym fantastycznymi krajobrazami. 
Po zakończonym rejsie postanowiliśmy zamienić się w turystów lądowych i zostać we dwójkę kilka dni na tej niezwykłej wyspie. 
Pierwszego wieczoru spodobała nam się skromna knajpka specjalizująca się w owocach morza. Obsługiwały tu uśmiechnięte kelnerki. Tawerna nazywała się Oute Lepi .
Po kilku minutach zorientowaliśmy się, że atmosfera jest tu kapitalna i przychodzą tu licznie zaprzyjaźnieni klienci, a w dodatku jedzenie jest pyszne. Wszyscy stali bywalcy byli witani z okrzykami radości, a bezdomne zwierzaki obdarowywano jedzeniem i udostępniano im świeżą wodę ze studni. 

                                 
Czegóż chcieć więcej! Wiedzieliśmy, że pozostałe wieczory spędzimy właśnie tutaj i już! 
W Oute Lepi pracowały tylko kobiety. Uwijały się jak mróweczki. Wszyscy podziwialiśmy pracę szefowej kuchni, którą było widać zza przeszklonej ściany ozdobionej siatką rybacką. 
Kiedy pojawiliśmy się drugiego wieczoru byliśmy witani jak starzy przyjaciele. Szefowa kuchni-Julia miała urodziny. Piękna właścicielka Anna  wkroczyła z tortem dla swojej pracownicy. 
Zostaliśmy oczywiście poczęstowani tortem i stosownym do tego napitkiem. Wszyscy śpiewaliśmy na cześć jubilatki. 
Atmosfera była iście rodzinna i nikt nie miał ochoty iść szybko spać. 
Następnego wieczoru, po wyczerpującym dniu, znowu zawitaliśmy u cudownych kobiet. Kelnerki Anna i Eleni uściskały nas na wstępnie. 
Zamówiliśmy pieczoną rybę w soli. Sposób podawania  ( i co najważniejsze rozłupywania soli z ryby) był mistrzowski. I oczywiście wszystko co wybraliśmy było piękne i niezwykle smaczne. Niestety o północy mieliśmy samolot. Ze łzami w oczach żegnałam z mężem to cudowne miejsce.
Stworzyły ten cudowny kąt kobiety swoją pracą, skromnością i ciepłem charakterów. I o to chyba w życiu chodzi... Nic dziwnego, że Grecję wybrała nasza córka na miejsce zaślubin. 
To kraj niezwykły i niezwykli ludzie go zamieszkują...





    




niedziela, 18 stycznia 2015

Nowy rok, nowa gonitwa


Nastał kolejny rok, w którym z pewnością wiele będzie się działo. Oczywiście moim marzeniem jest aby ludzie przestali się mordować, a dzieci głodować. Czy tak się stanie? Wątpię. 
W znacznej mierze od nas zależy jaki będzie ten rok. Fajnie jest pamiętać, że życie to nie tylko kariera i szmal. Oczywiście te elementy mogą pomóc, ale w nadmiarze znacznie szkodzą. Dostrzegajmy perełki dnia codziennego i cieszmy się nimi.
Rok 2014 był dla mnie bogaty w tysiące wrażeń. Udało mi się poznać następne zakątki świata bliskiego i dalekiego. Poznałam fantastycznych ludzi.
Roztocze urzekło nas otwartymi krajobrazami i wielką życzliwością mieszkańców.
Płynąc kajakami Brdą byliśmy oczarowani nadbrzeżem i siłą rzeki.
Góry Sowie i Teplicke Skały przytłoczyły nas swoim majestatem. 
Na Bahamas pierwszy raz uczestniczyłam w połowie wielkich ryb. Wyniki połowów były imponujące, ale śmierć tych stworzeń, na moich oczach, była zbyt dużym przeżyciem. Pewnie jestem hipokrytką, bo kiedy jem pysznego tuńczyka to nie myślę jak zginął.
                                
Czy powtórzę skok na bungee? Jeśli krajobrazy wokół będą równie piękne jak w Nowej Zelandii- z pewnością.

                                 
Kolorystyka na Polinezji Francuzkiej zwyczajnie nas poraziła.
A Grecja? Grecja jak co roku nas nie zawiodła pod każdym względem. Tutaj zawsze możemy liczyć na cudowne żagle, krajobrazy, wspaniałą pogodę i niezwykłych ludzi.
W zeszłym roku nasza córka na Kos wzięła ślub i ten wyjazd będę pamiętać zawsze...
                                      
Australia oczarowała mnie różnorodnoscią i tutaj wrócę napewno.

A nurkowania? Nurkowania jak zwykle były spełnieniem wszystkiego! 
Zarówno w Egipcie jak i w Australii ponownie zobaczyłam cud, jakim jest podwodny świat. 
I w tym roku dołożę wszelkich starań aby kolejny raz polecieć na safari nurkowe do Egiptu i dać nura gdzieś dalej w świecie.
Przecież ja ciągle chcę gonić nasz cudowny świat!

wtorek, 13 stycznia 2015

Błoto drama


Kiedy wróciliśmy w zeszłym tygodniu z ośnieżonych gór Warszawa przywitała nas deszczem. Śnieg gdzieś zniknął, a wokół panoszą się choroby. Mnie też dopadło jakieś świństwo. Przy tej pogodzie nawet świt był ponury.
 Nie mogłam uczestniczyć w niedzielnym trekkingu.. 
bo byłam chora!!! 
Na szczęście przeziębienie i zła pogoda kiedyś przejdą i następny weekend musi być super!

wtorek, 6 stycznia 2015

Biel jest piękna


Nie każdy uwielbia zimę. Jednak kiedy nadchodzi grudzień wszyscy oczekują nastrojowego śniegu. W tym czasie deszcz i oblepiająca nas plucha jest tym czego szczerze nie znoszę. Jeszcze w deszczową Wigilię bardzo obawiałam się o nasz sylwestrowy wyjazd do Szczawnika. Na szczęście zima z białym welonem przyszła w ostatniej chwili i chwała jej za to! 
Podczas naszych wyjazdów oprócz nart ( które są oczywistym obowiązkiem) organizujemy również trekkingi dla twardzieli.
Tym razem pojechaliśmy do Łomnicy Zdrój gdzie rozpoczęliśmy naszą wędrówkę szczytami do Szczawnika. Zima wzięła góry, w swoje posiadanie, absolutnie. 
Przejście nie było najłatwiejszym, ale z pewnością pięknym!
A nasz posiłek w cywilizowanym miejscu ( przystanek autobusowy), gdzie znaleźliśmy się na parę chwil, był uroczy...
Wszystko, wszędzie było cudownie białe.
Przedzierając się przez las zmagaliśmy się z zaspami i lodem.
 I to było cudowne!
Będzie mi brakowało spędzonych razem chwil z tą bandą wariatów. Będzie mi brakowało nart.
Będzie mi brakowało cudownych widoków.
Na szczęście już zaczęliśmy myśleć o następnym wyjeździe. Po przecież trzeba gonić ten niezwykły świat..


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Basikowy Sylwester


Co roku, 1 stycznia, nasza zwariowana gupa świętuje "Basikowy Sylwester" na cześć naszej koleżanki Basienki. W tym roku mimo posylwestrowego przemęczenia też daliśmy radę. Tym razem świętowaliśmy go przy ognisku w Szczawniku.
Początkowo w balowaniu uczestniczyła tylko nasza grupa.
Inni goście słysząc muzykę zaczęli się schodzić z własnym żarciem i napitkami. W pewnym momencie zrobiła się całkiem duża ekipa. 
Jak co roku wzbudziliśmy zdziwienie otwierając szampana i składając sobie sobie noworoczne życzenia, które powinny być złożone dobę wcześniej! 
Nie mówiąc o tradycyjnym wysadzaniu śmietnika...
No cóż, nie każdy jest wariatem....

piątek, 2 stycznia 2015

Jak Sylwester to tylko w górach


W sylwestrowy wieczór urządziliśmy sobie,w ośrodku, śledzika przed wyjściem na nocne harce. Oczywiście wiktuałów jak zawsze było masa. Kasieńka na kuchence, którą przywiozła, gotowała dla wszystkich kiełbachę. Zbigi w czajniku ugotował jajka. 
O 21 wpakowaliśmy się całą grupą do autokaru, który nas zawiózł na Wierchomlę. Tu pod gwaizdami, przy muzyce i różnistych napitkach przetańczyliśmy przywitanie nowego roku.
 Humory jak zawsze były super.


Wisienką na torcie karnawałowej nocy było przejście przy latarkach szczytami na Szczawnik. A zjazd, na tym co kto miał, wyratrakowaną trasą narciarską było absolutnie fantastycznie. Po takim szalonym zjeździe każdy z nas przyniósł do ośrodka kilka kilogramów śniegu w bieliźnie. O 4.30 Ostrowianka przywitała nas ciepłym strogonowem i innymi pysznościami ( nawet zespół zagrał nam kilka kawałków).
Uwielbiam takie bale sylwestrowe!