wtorek, 31 marca 2015

Pracowita Niedziela Palmowa.


Niedziela Palmowa zapowiadała się beznadziejnie. Przywiała nas mglistym, morowym porankiem. 
Na szczęście udało się słońcu przedrzeć przez gęstwinę chmur i mgieł i przed południem zwyciężyła w Warszawie piękna pogoda. Większość Polaków tego dnia wędruje do kościoła z palemkami. U nas w kościele jest nawet rano konkurs na najpiękniejsze palmy. Małym dzieciom jest nieraz ciężko unieść cuda wykonane w domu z rodziną.
 Po południu ( kolejny rok zresztą ) pojechałam na babskie, przedświąteczne pieczenie. 
Jak zawsze dobre humory i fantazja nas nie zawiodła. 

                                  
Przed każdymi świętami obiecujemy sobie przygotować mniej wypieków, ale jakoś nic z tych planów nie wychodzi. 
Jak szaleć, to szaleć, przecież mamy Wielkanocne Święta!

piątek, 27 marca 2015

Niesamowita historia!


W czwartek wyszłam z domu przed godz. 10. Ok. godz. 11,30 dzwoni do mnie mężczyzna z informacją, że znalazł kota, a mój numer telefonu jest wygrawerowany na medaliku wiszącym przy obróżce. Trochę się zdziwiłam tą wiadomością bo półtorej godziny temu widziałam naszą kotkę w sypialni. 

W pierszej chwili pomyślałam, że sierściucha złapano niedaleko domu i można go spokojnie wypuścić aby wrócił samodzielnie do rodzinki. Na moje pytanie : a gdzie jesteście w tej chwili? Usłyszałam: na Placu Bankowym!!!!!???? Minę musiałam mieć absolutnie kretyńską kiedy to usłyszałam. Mieszkamy na obrzeżach Warszawy i dotarcie samochodem do centrum zajmuje trochę czasu, a co dopiero kotu! Poza tym przebrnięcie przez liczne, bardzo ruchliwe mosty, ulice i skrzyżowania naraża każdego futrzaka na utratę jednej łapy, albo nawet czterech! W pierwszej chwili pomyślałam, że jakiś wariat ją ukradł i chce mnie zwabić i zamordować. Wymyśliłam, że w tej sytuacji wyślę męża i poprosiłam pana o przesłanie dokładnego adresu, którym okazał się Plac Bankowy 2, błękitny wieżowiec (biurowiec)! Stwierdziłam, że w miejscu publicznym są małe szanse na wyprucie ze mnie wnętrzności i pojechałam sama.
Znalazcą okazał się pracownik rozdzielni wieżowca, przesympatyczny zresztą. 
Zdziwił się szczerze widząc biegającego kota po biurowych korytarzach i holu. Na szczęście nie przegnał jej z budynku tylko złapał i zadzwonił do mnie!  
Moje przybycie trwało jakiś czas, więc mężczyzna, wielce przejęty, zapakował zwierzaka do pudła. W pudle zrobił dziurki  ( żeby kotka broń boże się nie udusiła!) i zamknął cały majdan w służbowym prysznicu.
Zastanawialiśmy się jakim cudem, w 90 minut, nasza kotka przemieściła się do ruchliwego centrum Warszawy i dotarła na "salony" błękitnego wieżowca. Najprawdopodoniej wskoczyła, na naszym osiedlu, do jakiegoś otwartego samochodu i niezauważona przejechała na gapę. Po czym w garażu podziemnym czmychnęła i schodami dostała się do holu. 
To są tylko domysły i prawdy się nie dowiemy. Muszę z tym poczekać do Wigilii kiedy zwierzęta mówią ludzkim głosem. A dzisiaj się cieszę, że Symi jest z nami- dzięki człowiekowi, który okazał się facetem z dobrym sercem....

wtorek, 24 marca 2015

"Birdman"


Komediodramat w rezyserii Alejandra Gonzàleza Iñàrritu światową premierę miał latem 2014. Wreszcie, w Polsce, mamy możliwość obejrzeć w roli głównej Michaela Keatona. Jest to w pewnym stopniu film o nim samym. 
                              Fot. źródło: www.wired.com
Fabuła filmu zaskakuje widza nieustannie i usiłuje udowodnić, że trzeba realizować marzenia, bo to jest w życiu najważniejsze.

sobota, 21 marca 2015

"Wiosna panie sierżancie!"


Zima w tym roku nie napracowała się za bardzo. Mam nadzieję, że wiosna będzie bardziej odpowiedzialna.... Na razie przywitała nas piękną pogodą i częściowym zaćmieniem słońca.
Miałam przyjemność oglądać to zjawisko przez swoje okulary i zdjęcie rentgenowskie koleżanki.
Niestety nie udało mi się sfotografować słońca, za to kręgosłup na kliszy wypadł znakomicie!
Na szczęście niektórzy potrafili zrobić super zdjęcie telefonem.
                              
                                      Fot. Projektownia MJS

Wszędzie widać oznaki wiosny.
Na ulicach panowie mogą wreszcie się dowartościować otwierając dachy w samochodach ( troszkę im chłodno, ale co tam!) spodziewając się tęsknych spojrzeń dziewczyn. 
A u nas w pracy zakwitły krokusy. 
Trzeba wprowadzić na trzy tygodnie zakaz chodzenia po trawniku! 
Cześć wiosno!

środa, 18 marca 2015

Nadszedł koniec naszego pobytu w Dolinie Aosty


Śnieg, wspaniałe trasy, cudowne słońce i fajna grupa - to wszystko czego można chcieć na wyjeździe narciarskim. 
Przed końcem naszego fantastycznego wyjazdu uszkodziłam kolano. Ale jeżeli ktoś myśli, że się poddałam i zostałam w hotelu jest w błędzie! Całe noce przykładałam lód, który był przyczyną mojego niewyspania. Rano jadłam śniadanie, piłam mocną kawę, brałam ketonal, zakładałam stabilizator i hajda na stok. Wszystkie moje męczarnie warte były wspaniałych widoków, albowiem cudowne słońce mieliśmy od począku do końca tygodnia. 
Odpoczywałam w knajpkach trochę więcej niż pozostała grupa. 
                                
   

Ostatni słoneczny dzień był trochę chłodniejszy i bardziej wietrzny. Niestety część grupy widząc rano słońce za oknem nie posłuchała prognozy, która mówiła o ochłodzeniu. Maski, polarki i ciepłe rękawice niektórych zostały w hotelu ( tam im przynajmniej było ciepło!). 
Powrót do Polski miałam dosyć ciężki z powodu bolącej nogi. 
Na lotnisku w Warszawie czekała niespodzianka: nie doleciał mój bagaż narciarski z Turynu! 
Po zgłoszeniu zaginięcia bagażu pojechaliśmy na dziesięć minut do domu.
Po szybkim ogarnięciu się zameldowaliśmy się u naszych przyjaciół na imieninach. Niestety w stabilizatorze mogłam przyjmować pozycję statyczną więc o tańcach nie mogło być mowy.
Po 3 wróciliśmy do domu na zasłużony sen....

sobota, 14 marca 2015

Eleganckie Courmayeur


Tym razem budzimy się o 7.15 ( i to  są wakacje??!!). Postanowiliśmy odwiedzić sąsiedni region narciarski. Aby tam się dostać musimy zdążyć na ranny autobus. Na przystanku zbiera się tłum narciarzy. Kiedy podjeżdża autokar tłum pełnym impetem naciera na drzwi. Ostatni w kolejce usiłują wępchnąć się obiegając autokar. Na nas napierają Rosjanki. Rozpoczyna się niezła awantura. Po 30 minutach kompletnego bezhołowia udaje nam się zapakować i odjechać. 
Po 25 minutach dojeżdżamy do celu dzisiejszej podróży. Stąd różnymi gondolami wjeżdżamy na górę. 
Dopiero dwadzieścia minut po 12 jesteśmy na stoku. Po szybkiej rozgrzewce zaczynamy zjeżdżać. 

Trasy są bardzo ładne i bardzo dobrze przygotowane.


Region jest niewielki i ogarniamy go błyskawicznie. Jest to wymarzone miejsce dla średniozaawansowanych narciarzy.
Kolejny dzień towarzyszy nam słońce i jest ciepło. 
Spędzamy tu miło cały dzień.

                               
Wieczorem niosąc narty przechadzamy się deptakiem Courmayeur. 
Mijamy ekskluzywne witryny sklepów i eleganckie panie w fiutrach. 
Miasteczko jest śliczne. Byliśmy nim oczarowani. 
Niemniej wolimy jeździć na przestronnych stokach w Thuile i La Rosière. I tego będziemy się trzymać do końca naszego pobytu.....

czwartek, 12 marca 2015

Uroda zimy


Pobudka 8.10. Po obfitym śniadaniu ruszamy gondolą na górę. Pogoda jest niesamowita. 
Do południa jeżdzimy ponownie po francuzkiej stronie aby po porzerwie ( tym razem w super knajpce) wrócić do Włoch. 
Humory nam dopisują.

Z większości tras mamy możliwość podziwiać Mont Blanc- najwyższy szczyt Europy ( 4807m). 
Towarzyszy nam przez resztę dnia. 
Ok 16 część grupy wraca do hotelu, a zakapiory zostają do ostatniej kolejki. Jesteśmy tylko my i ośnieżone stoki. Biel skrzy się w promieniach słońca. 
Postanawiamy wrócić dwunastokilometrową trasą do Planibel. Po drodze zatrzymujemy się w maleńkiej, przytulnej tawerence "Roxy". Niestety nie możemy tu za długo siedzieć bo karabinieri informują nas, że jesteśmy ostatnimi na stoku i musimy zjeżdżać do miasteczka. Zadowoleni z cudownego dnia jedziemy w dół. Jadąc podziwiamy cudowną zimę, która jest tu jeszcze królową absolutną....

wtorek, 10 marca 2015

Pierwszy dzień w Dolinie Aosty


Mamy niesamowicie piękną pogodę i jest ciepło. 
Po zakupieniu karnetów ( 210 euro) możemy iść na kolejkę. Stoki są przygotowane fantastycznie.  Nasz kolega Tomek będąc instruktorem "znęca" się nad nami. Rozpoczynamy po stronie włoskiej, ale oczywiście odwiedzamy również francuskie stoki. 
Ok. 13 zatrzymujemy się na przekąskę. Otrzymanie jednego piwa wymaga trzydziestominutowego oczekiwania! Wiemy, że jesteśmy tu pierwszy i ostatni raz.  Wracamy na cudowne stoki. Wszystko mi się podoba. 
                             
     Powrót do hotelu mamy niesamowitą nartrostadą  nr 6 do La Thuile. Na dole niestety są spore przecierki z ziemią. Ale widoki są mega!!!
Docieramy do dolnej stacji gdzie zamawiamy grappę. Okazuje się, że w tych rejonach grappa jest na ogół mocnym, 70% bimbrem! Obrzydliwość! Dokupuję gęsty sok aby zminimalizować wstrętny smak. 
W końcu docieramy na pyszną kolację. Po kolacji słyszymy muzykę za oknem. Okazuje się, że na śniegu odbywa się taneczna impreza z grzanym winem. Oczywiście meldujemy się na niej. 
Tańczymy i pijemy winko. 
Niestety ok. północy wracamy do pokoju,  bo czekają następnego dnia narty! A przecież to jest cel naszego przyjazdu....

niedziela, 8 marca 2015

Nie ma na co czekać, trzeba do Włoch jechać!


W południe stawiliśmy się na lotnisku Chopina w Warszawie. Cała grupa z bagażami i sprzętem narciarskim odprawiła się bez problemów. Mieliśmy czas posiedzieć przy winku. 
                           
Wszystkim towarzyszył świetny nastrój.
Po półtorej godzinie wylądowaliśmy w Turynie. Stąd w dwie i pôł godziny dojechaliśmy do hotelu Planibel w La Thuile. 
Hotel jest ogromny i jego czasy świetności dawno minęły. Należy mu się generalny remont. Jedzenie natomiast jest wyśmienite.
Wszystkie te szczegôły są mniej ważne albowiem Planibel leży przy samej stacji narciarskiej! 
Nie trzba jeździć busami czy samochodami aby się znaleźć na wspaniałych trasach. 
Ranek z naszego tarasu zachwycił nas cudownym widokiem i słońcem!
Witaj Dolino Aosty!

środa, 4 marca 2015

Kasprowy jak zawsze kapryśny


Drugiego dnia szczyt Kasprowego przywitał nas słońcem. 
Podczas pierwszego zjazdu z Goryczkowej byliśmy tylko naszą trójką. 
Było niesamowicie! 
Niestety po godzinie wszystko okleiła gęsta mgła. 
Na wyciągu nie widzieliśmy krzesełka przed nami, a wkrótce mogliśmy zobaczyć dosłownie "nic"! 
Postanowiliśmy przeczekać mgłę w górnej stacji. 
                            
       
Oczekiwanie znacznie się przedłużyło więc wylądowaliśmy w knajpce. Siedząc tam dłuższy czas każde z nas pochłonęło sporo pysznego jedzonka. Ponieważ mgła nie miała zamiaru ustąpić stwierdziliśmy, że twardziele nie pękają i poszliśmy jeździć. Nie widziałam czubków swoich nart. Co chwilę się nawoływaliśmy. Błędniki nam oszalały  po trzech godzinach jazdy we mgle. 
Nie mogliśmy nawet stać spokojnie bo wszystko nam wirowało i upadaliśmy na śnieg! 
O 17 wróciliśmy do hotelu. Po czym biegusiem udaliśmy się na basen. A po basenie ochoczo poszliśmy do Watry na zwykłe obżarstwo. Watra była kilka miesięcy temu częściowo spalona. Została odbudowana i powiększona. Jest w tej chwili sporych rozmiarów, ale utrzymana została w fajnym, góralskim charakterze. Tłum ludzi, w każdym wieku, przesiaduje tu jedząc pyszności i tańcząc przy muzyce na żywo. Mimo narciarskiego zmęczenia udało nam się wprowadzić nasze ciała w ruch....