środa, 27 stycznia 2016

Kopenhaska przeprowadzka


Pełni niepokoju odwieźliśmy córeczkę do Kopenhagi. 
Cały poniedziałek minął na załatwianiu: spraw formalnych ( które udało załatwić się w jeden dzień!), zakupach, a potem składaniu zakupionych rzeczy w Ikei. 
                       
  Mieszkanko, w studenckim budynku, delikatnie mówiąc jest kompaktowe, ale zawiera wszystko. Oczywiście jak na Danię przystało budynek przystosowany jest dla dużej ilości rowerów.
Wieczorem przeszliśmy się po słynnym deptaku Stroget, który mnie nie zachwycił. 
Gęsta, wilgotna mgła mościła się wygodnie na naszych kurtkach. Spacer nie był najsympatyczniejszy. 
Około północy pożegnaliśmy nasze dziecko i pojechaliśmy do hotelu znajdującego się na barce w centrum miasta. To był dla nas bardzo ciężki dzień. 

niedziela, 24 stycznia 2016

Kierunek Dania!


Po przylocie z Karaibów nacieszyłam się piękną zimą w Polsce przez kilka dni. I jak to zwykle ze mną bywa nieoczekiwanie przyszło mi jechać, tym razem,  do Danii. Tam mnie jeszcze nie było więc z przyjemnością przystałam na tę podróż. Pobudka o 4,30 nie należała do przyjemności, ale cóż... 
Kiedy, po szóstej, wyjeżdżaliśmy z zaśnieżonej Warszawy było jeszcze ciemno. Jazda była fatalna albowiem przy temperaturze -7 stopni padał deszcz! Towarzyszyła nam mgła. W okolicach Poznania temperatura podniosła się do +3 stopni i zniknął śnieg.  Na polach pojawiały się sarny, a przy autostradzie A2 widzieliśmy watahę wilków! O 13,20 przybyliśmy do Rostoku gdzie przy ponurej pogodzie czekaliśmy prawie 3 godz na prom. Dwugodzinny rejs odbył się bez sensacji.
                           
Połaziliśmy po pokładzie, zjedliśmy frytki i zupę.
                           
 Dania przywitała nas mgłą. 
Do Wittrup Motel w Albertslund dotarliśmy o 19.30.
                           
 Po zaparkowaniu samochodu znaleźliśmy motelową knajpkę. Poinformowana kelnerka o naszej rezerwacji pokoju błyskawicznie wskazała nam stolik i podała menu. Byliśmy lekko zdziwieni takim przywitaniem. Zastanawialiśmy się czy konsumpcja jest może warunkiem otrzymania pokoju!? Po zapłaceniu rachunku, kiedy ponownie zapytaliśmy o pokój okazało się, że pomyłkowo zrozumiała, że zarezerwowaliśmy stolik! ( knajpka była pusta!)
W końcu skierowano nas do recepcji gdzie otrzymaliśmy klucze od naszego pokoju i mogliśmy wreszcie zawlec nasze ciała do łóżek. A jutro witaj Kopenhago!

czwartek, 21 stycznia 2016

Pożegnania czas. ( Karaiby- Martynika)


Przyszedł czas rozstać się z naszymi katamaranami. Ale to jeszcze nie był dzień pożegnania! Mieliśmy jeszcze sobotę i niedzielę! 
Wieczorem jak szczury lądowe włóczyliśmy się po plaży i miasteczku.


A rankiem spakowani pojechaliśmy do Parku Linowego Magnofil w Les Trois-Ilets.
             Fot. E. Karpierz
Niektórzy byli lekko przerażeni. Ale ci, którzy podjęli walkę dali radę! 
Kilka godzin łaziliśmy po najdziwniejszych trasach. 
Co chwila było słychać nasze krzyki albo głośny śmiech ( nie byliśmy cichą grupą). 
Zjeżdżaliśmy na różnych tyrolkach. 
Była nawet deskorolka na linach!
Zakończyliśmy w siatce z gigantycznymi piłkami ( podobno tu mogą bawić się tylko dzieci, ale reakcja ochrony była delikatnie mówiąc spóźniona).

Po fizycznych szaleństwach nastąpił krótki odpoczynek.
Po czym pojechaliśmy do Ogrodu botanicznego Balata otwartego w 1986 roku. 
Spacer wśród niezwykłej flory i fauny był niezwykle romantyczny. 
Nie było już słychać naszych wrzasków ( najwyżej ciche westchnienia zachwytu). 
Dwugodzinna przechadzka wyciszyła nas absolutnie.
Pożegnalna niedziela na Karaibach była pełna wrażeń. Zakończyliśmy nasz pobyt przebieraniem się na trawniku przed halą odlotów w Fort-de-France!
Z wielkim smutkiem wsiadaliśmy do samolotu. Zachwyt z naszego rejsu, już w drodze powrotnej, spowodował zawiązanie się nowej załogi z postanowieniem powrotu na przyszłe Święta Wielkanocne. I z takimi wariatami można gonić ten świat!

czwartek, 14 stycznia 2016

Tobago Cays pod wodą też piękne!

Trudno nam było opuszczać przecudne Tobago Cays. Nic też dziwnego, że część z nas wykorzystało okazję powrotu choć na parę chwil. Tym razem wróciliśmy motorówką aby zrobić dwa nurki w okolicach Tobago. 
Była niezła fala i po kilku minutach byliśmy kompletnie mokrzy. Tak więc znacznie wcześniej ubraliśmy się w pianki. 
Pod wodą było wspaniale! 
Podczas drugiego nurkowania przepłynęliśmy z prądem parę kilometrów. Płynęliśmy wąwozem wśród pięknych raf i nie musieliśmy machać płetwami. Wokół nas krążyło dziesiątki rekinów blacktip'ów.  Wyszliśmy na powierzchnię zachwyceni. 
                         
Warto było "naprędce" zorganizować wypad nurkowy!

wtorek, 12 stycznia 2016

Tobago Cays- do tego raju warto zajrzeć ( żagle- Karaiby)


Dopłynęliśmy wreszcie do wymarzonego celu- Tobago Cays.
Kilka maleńkich wysepek ( Petit Rameau, Baradal, Petit Bateau, Petit Tabac i Jamesby Island ),skupionych blisko siebie,stworzyło prawdziwy raj. Jest tu turkusowa woda, białe plaże i egzotyczna roślinność. Nic też dziwnego, że nie jesteśmy jedynym katamaranem, który tu przypływa.
Oczywiście po zacumowaniu, natychmiast, płyniemy pontonem na rafę. 
Ponad godzinę uganiamy się w wodzie za rybkami i podziwiamy podwodne krajobrazy. 



Następnie przenosimy się na piaszczystą łachę przy jednej z wysepek. 
Tutaj zostawiamy ponton i idziemy do wody "pouganiać się" za licznie żyjącymi tu żółwiami.
Rzeczywiście żółwi w tej zatoczce jest sporo. 
Wreszcie po kolejnej godzinie ,spędzonej w wodzie, wychodzimy na ląd i idziemy w głąb wyspy zobaczyć żyjące tam iguany.
Ponieważ w płetwach słabo się chodzi musimy je zostawić na plaży. Ku naszej radości udaje nam się dojrzeć cztery gady. Łażenie na bosaka po krzakach zostaje okupione licznymi kolcami wbitymi w nasze stopy. Ale warto było!
Tutaj dowiadujemy się, że Sebastian właśnie zaręczył się z Dorotą! 
          Fot. Dorota i Sebastian
Cudowne zaręczyny wróżą cudowną przyszłość!
Wieczorem na podsumowanie wspaniałego dnia tubylcy przygotowują nam lobstery na kolację, którą spożywamy na plaży przy wielkich ławach nakrytych ceratą. 

Fantastyczna jest świadomość, że zasypiamy w raju i jutro obudzimy się też w raju.
Ranek zastaje nas w absolutnie świetnych humorach. 
Zaprzyjaźnionej załodze nawala silnik w pontonie, więc pożyczamy im nasz aby mogli odwiedzić zatokę z żółwiami. Po kilku minutach, ku naszemu zdziwieniu widzimy, samotnie sunący w silnym wietrze, nasz ponton, a na plaży nerwowo biegające postacie z podniesionymi rękoma! Ponton oddalał się błyskawicznie. Na szczęście jeden z cumujących, bliżej wyspy, katamaranów posłał swoje dingi i dzięki temu nasze fajtłapy mogły wrócić do siebie ( nie mówiąc już o możliwości zwrócenia nam pontonu!). 
Zakupiliśmy świeżą rybę.
I popłynęliśmy na pobliską, przecudnej urody, wysepkę. 


Spędziliśmy tu jakiś czas bawiąc się znakomicie.
Spacer plażą był niezwykle romantyczny. 
Byliśmy jedynymi na tej wysepce ( zastanawialiśmy się nawet czy nie założyć Republiki Kokosowej ). 
Z powodu silnego wiatru i prądu nie mogliśmy tu zostać i skierowaliśmy się na Union Island. Z ogromnym żalem pożegnaliśmy raj, z którego każde z nas chciało zabrać choć mały kawałek...




sobota, 9 stycznia 2016

Kolejny przystanek: Wyspa Mayreau. ( żagle Karaiby )


Pod koniec dnia docieramy na Mayreau. Cumujemy w Saline Bay gdzie z daleka widzimy wielobarwny "sklep" rozwieszony między palmami.
Pontonem płyniemy na ląd. 
Tutaj przy zachodzie słońca wędrujemy plażą. 
Towarzyszą nam przyjazne psiaki. 
                          
                               Fot. B. W. Danysz

Wykopują co chwila małe kraby z piasku.
                     Fot. B. W. Danysz

Następnego dnia spacerem zwiedzamy wyspę. 
Włóczymy się uliczkami wśród  gospodarstw. 
                    
                        Fot. B. W. Danysz

Przy kilku znajdują się skromne knajpki z muzyką reggae i sklepiki. 
                 Fot. B. W. Danysz

Są otwarte i można do nich wejść. Ku naszemu zdziwieniu nie zastajemy gospodarzy i możemy wszystko wynieść. Okazuje się, że właśnie trwa msza i i po jej zakończeniu będziemy mogli zrobić zakupy. 
W końcu zasiadamy w jednej z knajpek gdzie niespiesznie obsługuje nas typowy rasta. 
      Fot. B. W. Danysz

Ku naszemu zdziwieniu piwo jest zimne, drinki bardzo dobre i wifi! Internet nie jest za szybki i mam problem z umieszczeniem posta na blogu. Dopiero dziesiąta czy  jedenasta próba kończy się powodzeniem. 
Mayreau jest kompletnie odmienne od eleganckiego Mustique, ale za to prawdziwie karaibskie.
         Fot. B. W. Danysz