wtorek, 29 marca 2016

Polak o lanym poniedziałku powinien pamiętać będąc nawet w Indiach!



Niektórzy z nas pamiętali, żeby zabrać ze sobą pistolety na wodę. 
W lany poniedziałek wstaliśmy o 6.30 i wbiegając do pokoi rozespanej, naszej, grupy udało nam się wszystkich zaskoczyć. 
Wędrując do  Tanjore nie mogliśmy się powstrzymać i wstąpiliśmy do napotkanej szkoły.  Zaskoczeni uczniowie i nauczyciele przyjęli nas entuzjastycznie. 

Z wielką przyjemnością rozdaliśmy im słodycze, długopisy i strzelający wodą sprzęt. 

Nie wiem kto miał większą radochę z naszych odwiedzin: my, nauczyciele czy cudowne dzieciaki!


poniedziałek, 28 marca 2016

Pierwszy dzień Świąt Wielkiej Nocy spędzamy w Mamallapuram

 

O 8.30 rozpoczęliśmy uroczyste śniadanie. Obsługa hotelu podziwiała przystrojony przez nas stół i musieliśmy wszystko dokładnie wyjaśniać. 
Przywiozłam pieczone w Polsce (przeze mnie) ciasteczka i mazurka! 
Po śniadaniu, nasz busik, zawiózł nas do niezwykłych miejsc w Mamallapuram. Miasto zbudował w VII wieku król Narasinha Warman I. 
Wita nas słynny relief Pokuta Bhagirathy. 
Został wykuty w olbrzymiej skale z naturalną pionową szczeliną, która symbolizuje Ganges. 
W pobliżu znajduje się Gomółka Masła, olbrzymi głaz na zboczu góry. 
Tutaj dzieci zjeżdżają po wyślizganej skale, jak u nas na ośnieżonych stokach! 
Kilka godzin wędrujemy wśród niezwykłych zabytków. 
Wykute w skałach świątynie robią na nas ogromne wrażenie. 
Wieje leciutki wiatr, więc nie jest źle. Obcokrajowców jest niewielu. Wędrujemy wśród barwnie odzianych Hindusek w tradycyjne sari.


Nie spotykamy kobiet ubranych po europejsku. 
Wszyscy są uśmiechnięci i niezwykle przyjaźni dla nas.
 Co chwila proszą o zdjęcie z nami. 
Poznajemy rodziny z dziećmi, które przyjechały tu specjalnie w niedzielę. 
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu wracamy na dwie godz do hotelu na drobny relaks w basenie.
Po południu jedziemy zobaczyć jak rzeczywiście żyją hinduskie rodziny.  
Mimo wszechobecnej biedy wszyscy są niezwykle mili i uśmiechnięci.
Zaglądamy do rodziny garncarza i obserwujemy pracę rzemieślnika. 
W jego rękach w cudowny sposób "wyrastają" niezwykłe cuda.
My również usiłujemy stworzyć gliniany wazon. Udaje się to dzięki pomocy gospodarza. Gospodyni zaprasza nas do środka.
Po zdjęciu butów wchodzimy i oglądamy skromny, czysty dom. Chłopcy na podłodze odrabiają pracę domową z geografii. Kolega geograf przepytuje ich i bynajmniej nie jest zadowolony z poziomu ich wiedzy... 
Żegnamy sympatyczną rodzinę i wędrujemy piechotą dalej. Gospodarstwa mieszkańcy starają się ogarnąć, ale to co się dzieje wokół nich i na drodze przechodzi wszelkie pojęcie! 
Wszędzie walają się tony śmieci. Nie rozumiemy jak można żyć na wysypisku śmieci, które samemu się tworzy w okolicach własnych domów gdzie licznie bawią się dzieci! 
Przy świątyni dostrzegamy duży zbiornik  wodą. Jest to miejsce gdzie wierni mogą się obmyć przed rozpoczęciem modłów. Betonowa sadzawka est stojącą wodą zasilaną jedynie deszczem. Stopień jej zabrudzenia jest nieprawdopodobny. Po zanurzeniu, w niej, przez nas ręki pewnie by nam odpadła. Mieszkańcy natomiast odwiedzają zbiornik przed wejściem do świątyni, kopią się w nim, urządzają pranie i piją z niego wodę!!! 


    Jedna z rodzin siedzących przed świątynią częstuje nas ryżem z kardamonem. Są szczęśliwi i chcą się dzielić swym szczęściem z innymi. 
Jak niewiele, w tych stronach, potrzeba mieszkańcom żeby być radosnymi. Europejczycy mogą się od nich uczyć doceniania drobnych rzeczy każdego, z pozoru, szarego dnia!




niedziela, 27 marca 2016

Jedni szykują święta inni pakują walizki!


W tym roku zupełnie nieoczekiwanie wyjazd do Indii wypadł nam w Wielkanoc. W związku z tym świąteczny obiad, dla rodzinki, przygotowałam w niedzielę palmową. 
Oczywiście w noc poprzedzającą wyjazd zaczęłam nieskoordynowane pakowanie. Na lotnisko stawiliśmy się nie bardzo wyspani za to podekscytowani następną wyprawą!! Wszystkie nerwy odpłynęły kiedy usiadłam w samolocie. Nie było dużego tłoku więc można było w miarę wygodnie lecieć. 
                           
W Dubaju spotkaliśmy resztę grupy. 
Następny lot był absolutnie zapełniony. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle dzieci na pokładzie. Był to znak zbliżających się Indii. Lotnisko w Chennai przywitało nas gorącem i tłumami ludzi. 
Nas zachwyciły niezwykle pacjnące naszyjniki z jaśminu, które dostaliśmy na przywitanie.
Po ok. 2 godz. Dotarliśmy do Mamallapuram. Tutaj czekał na nas Grande Bay Resort- niewielki klimatyczny hotel z pysznym żarciem. 
Wszystko tu było cudne. 
Wieczorem ostatnim rzutem na taśmę zaliczyliśmy farmę z krokodylami. 
Późnym wieczorem zjedliśmy kolację. Jeżeli ktoś sądzi, że zapomnieliśmy o świętach to jest w błędzie. Podczas kolacji każdy, z nasze grupy, malował jajka, bez względu na narodowość. 
W końcu o drugiej powaliliśmy się spać......

czwartek, 24 marca 2016

Grunt to się nie poddawać!


Mimo przeciwności losu (zdziesiątkowały nas choroby i obowiązki zawodowe) udało nam się kolejny raz spotkać, w zmniejszonym składzie, na przedświątecznym kucharzeniu. 
Jak zawsze fantazja nas nie zawiodła.
W ferworze walki narobiłyśmy mnóstwo różnistych mazurków i ciasteczek. 
Znając nasze rodziny to jesteśmy pewne, że wszystko zostanie błyskawicznie wchłonięte!
Przedświąteczna desperacja nagrodziła nas wspaniałym efektem naszej pracy. No cóż: jedni gonią świat przygotowując świąteczne ciasta (co jest absolutnie super z naszą grupą), a inni będą go gonić pałaszując słodkie cuda!

czwartek, 17 marca 2016

Parzenie zielonej kawy- na naukę nigdy nie jest za późno!


Dostałam zieloną kawę w ziarnach. 
Nigdy nie piliśmy tego cuda. Na opakowaniu nie było żadnej specjalnej instrukcji obsługi. 
Odczekałam jak w ekspresie skończy się kawa zakupiona w Tchibo. Kiedy nadszedł upragniony moment wsypaliśmy zielonkawe ziarna. Zaplanowaliśmy, że pierwsza kawa to będzie espresso (żeby poczuć prawdziwy smak), a następnie zobaczymy jak smakuje w innych wersjach. Po włączeniu odpowiedniego programu ekspres grzecznie się załączył. Po chwili wyświetlił się program mielenia kawy. I to by było na tyle jeśli chodzi o naszą degustację niezwykłego specyfiku. 
Urządzenie zaczęło dziwnie wyć i odmówiło współpracy. Próbowaliśmy kilkakrotnie, ale bez rezultatu. W końcu rozebrałam pokrywę ekspresu i okazało się, że ziarna wpadły grzecznie do młynka, ale go zablokowały i nie mają zamiaru dać się zmielić! Sytuacja była absolutnie patowa albowiem wciśniętych ziaren nie można było wyciągnąć. Nie odważyłam się dalej rozbierać urządzenia i poczekałem grzecznie na odsiecz. Mąż błyskawicznie rozwiązał problem techniczny i potraktował nas jak osoby ociężałe umysłowo. Usłyszeliśmy, że przecież oczywistym jest to, że zielonej kawy nie można mielić w ekspresie!!?? Albowiem są to ziarna kawowca, które nie zostały poddane procesowi palenia. 
Widziałam na Kostaryce ziarna przed wypalaniem, ale tam nikt nie mówił o możliwości zalewania bezpośrednio gorącą wodą!
Mądrzy po szkodzie zajrzeliśmy do internetu i dowiedzieliśmy się, że ziarna zielonej kawy są zbyt twarde aby je mielić w ekspresie! Można kupić zmieloną kawę lub próbować rozdrobnić w moździerzu. Pełne ziarna zaleca się zalewać wodą o temp. 90 stopni  ( jedna porcja ziaren może być zalewana trzykrotnie). 
Co oczywiście uczyniliśmy! 
Uzyskaliśmy napój w smaku i kolorze "cienkiej", zielonej herbaty. Szału nie było.... Na pocieszenie dowiedzieliśmy, że jest bardzo zdrowa i rewelacyjnie wspomaga odchudzanie...

poniedziałek, 14 marca 2016

Nieoczekiwanie otworzyliśmy sezon grillowy!


Na wczorajszą niedzielę zaplanowaliśmy trekking z psami, nad jeziorem Zegrzyńskim. Po trekkingu mieliśmy iść na obiad do pobliskiej knajpki. Kiedy zajechaliśmy na działkę okazało się, że słoneczna pogoda jest wyrafinowanym oszustwem. Wiał silny, lodowaty wiatr. Wyjście poza osłoniętą od wiatru przestrzeń kończyło się natychmiastowym powrotem na taras. Psom co prawda kompletnie to nie przeszkadzało i tarmosiły się na trawie. 
My natomiast wpadliśmy na genialny pomysł. Skoro już przywieźliśmy nowy sagan na ognisko to można go wypróbować! (Przebywanie w słonecznym zaciszu, przy ognisku z bulgoczącą grochówką, miało niesłychaną przewagę nad zimnym i wietrznym trekkingiem!)
Męska część zajęła się rozpalaniem ogniska, a damska zakupiła w pobliskim sklepie potrzebne ingrediencje na niespodziewanego grilla.
                       
 Psy, w tym czasie, niezmiennie wariowały na placu. 

Błyskawicznie spałaszowaliśmy pieczone kiełbasy, kaszankę, ogórki i pomidory, a zakupiona grochówka okazała się rewelacją! 
Akurat jak wszystko wymietliśmy ustał wiatr i można było się przejść. Nad Zegrzem mieliśmy nieoczekiwane spotkanie z dronem.
Dobrze, że właściciel latającego cuda wykazał się refleksem. Była duża szansa obgryzienia go przez naszą sunię, a wtedy musielibyśmy poczynić konieczne rozliczenia finansowe....
                            
    ( Tutaj widać atak Demi na dziwnie brzęczący nad nią przedmiot)

Wieczór zrobił się piękny, aż żal było wsiadać do samochodów.
W drodze powrotnej, po kilku minutach, słychać było sapanie śpiących psów. 
I tak w pierwszej połowie marca rozpoczęliśmy wiosenne grillowanie. A co tam!

środa, 2 marca 2016

"Sen nocy letniej" w Teatrze Wielkim

                                           
                              
"Sen nocy letniej Williama Shakespeare'a w opracowaniu Johna Neumeiera dopiero po 35 latach po premierze doczekał się polskiego wykonania. Wcześniej wystawiany był na macierzystej scenie choreografa w Hamburgu, ale również w Paryżu i Wiedniu, gdzie odnosił liczne sukcesy. Co istotne przy okazji promocji spektaklu w Warszawie, szczególny nacisk kładziono na wyjątkowość adaptacji jako nietuzinkowej oraz nowoczesnej. Być może ponad ćwierć wieku temu opinia, jakoby Sen nocy letniej Neumaiera wybijał się oryginalnością, miała rację bytu, jednak z dzisiejszej perspektywy takie stwierdzenia wydają się nieco przesadzone." ( Źródło: meakulatura.pl )
 Taka opinia nie powinna zniechęcić do obejrzenia spektaklu. 
Minęły trzy lata od polskiej premiery, a balet Johna Neumera wg Williama Szekspira cieszy się cały czas popularnością.
Z wielką niecierpliwością ( jak zawsze w takiej chwili) czekałam na podniesienie kurtyny. I nie rozczarowałam się. Sposób ukazania różnych światów : realnego i baśniowego, różnych stylów tańca: baletu klasycznego i tańca nowoczesnego zachwycił mnie absolutnie. 
                Źródło: culture.pl
                    Źródło: culture.pl
Różnorodność podkreślały różne muzyczne style. 
Tak więc wszystkie recenzje ( te pozytywne i te mniej ) traktujmy z przymróżeniem oka. Nie ma to jak samemu wyrobić swoją własną opinię!