czwartek, 29 czerwca 2017

W krainie kamiennych rzeźb. (Poliagos-Grecja)


Od zawsze natura jest wzorcem najwspanialszych ludzkich dzieł. To ona nadaje ludzkości natchnienie i pokazuje szkołę dobrego smaku. Niestety nieraz staramy się przedobrzyć i wynikiem są odpustowe potworki. 
Absolutem, w dziedzinie rzeźby w kamieniu, jest południowe wybrzeże wyspy Poliagos. 


W popołudniowych promieniach słońca króluje tu biel i pomarańcz. 
Kiedy płyniemy wzdłuż nabrzeża kolory zwyczajnie tańczą, a skały zmieniają swój kształt. 
Cienie przybierają ludzkie postaci wspinające się na linach. 
Widzimy nawet małego słonia, który przycupnął na szczycie skały.
Cumujemy w uroczej zatoczce.
Rano skały ukazują się w innej odsłonie. 
Z wielką radochą baraszkujemy w wodzie.

Myszkujemy pomiędzy skałami pontonem i snurkując. 
Podwodny świat przy wyspie jest piękny. 

Jednak nie dorównuje cudom na lądzie. 
Żegnając niezwykłe Poliagos wiem, że na pewno tu wrócę...

środa, 28 czerwca 2017

Ios-zmienna jak kobieta. (Grecja)


Zapływającym na wyspę Ios żeglarzom i turystom, na promach, ukazuje się uroczy, spokojny porcik.

Również, znajdująca się na wzgórzu, Hora (stolica wyspy nazywana też Ios) odwiedzana w ciągu dnia żyje spokojnym życiem. Wśród biało-niebieskich ścieśnionych zabudowań słychać tylko cykady. 
Przemiana zaczyna się ok. 23. W porcie, jak ćmy do światła, wędrują przybysze na przystanek autobusowy. Stąd autokarami jadą do Hory. O 24 w mieście krąży tysiące turystów spragnionych szalonej zabawy. W wąskich uliczkach usadowiło się dziesiątki barów z głośną muzyką. Każdy ma inny charakter. Można wędrować kilka godzin, zmieniając co kilkanaście minut miejsce zabawy. Trzeba przyznać, że balety mają tu wariackie tempo, a tańczyć można wszędzie. 
Do dyspozycji tancerzy są blaty barów, parapety przy ścianach i ciężkie stołki. 
Zabawa w Ios ma jedną bardzo ważną cechę: mimo spożywanego alkoholu ( przez niektórych młodych ludzi w nadmiarze) nie ma tu burd i bijatyk. Ludzie przybywający na wyspę pragną dobrej zabawy, a nie awanturnictwa. Najpopularniejszym jedzeniem podczas szalonych nocy są gyrosy. Skromne barki można napotkać co parę kroków. My zawsze odwiedzamy je w ciągu nocy dwa razy! Tym razem ostatniego gyrosa jemy po 4 rano i kamiennymi schodami wracamy piechotą do portu. 
A rano port i stolica znowu są ciche i spokojne. 


poniedziałek, 26 czerwca 2017

Małe Cyklady. (Grecja-Iraklia)


Odwiedzamy wyspę Iraklia, która leży w zgrupowaniu, niewielkich wysepek, zwanym Małymi Cykladami. 
Niecałe 300 osób zamieszkuje tę niewielką wyspę. Spotykamy głównie starszych ludzi. Czas na Irakli nie odgrywa większej roli. 
Tutaj Grecy spędzają, w tawernie, długie chwile racząc się ouzo, mocną kawą i oddając się przyjemności grania w Tavli (ulubiona gra Greków).
Nie ma sensu przyspieszać rytmu wydarzeń z prostego powodu:  lepiej przed Bogiem stanąć później, niż wcześniej... Spokojne zwierzęta zdają się podzielać ten pogląd.


Nas również nie trzeba namawiać do beztroskiego trybu życia!
Zachwycają nas urocze zatoczki i niezwykłe formacje skalne.
Mocnym akcentem, jest leżący pod wodą, na 10 metrach, niemiecki myśliwiec z okresu II wojny światowej. 


Na lądzie też jest co zwiedzać. Każdy kto tu przybył powinien odwiedzić nieprawdopodobną grotę Św. Joanisa. Dojście, do niej, górami, przy temperaturze + 30 stopni i palącym słońcu nie jest najłatwiejsze. 
Sąsiaduje ona z mniejszą grotą, którą często turyści mylnie identyfikują ze Św. Joanisem. 

Trzeba być czujnym i rozejrzeć się wokół siebie. 
W skale można zobaczyć nieduży otwór i obok niego drzewo z zawieszonym dzwonem. 
Niewielka dziura prowadzi do innego świata. 
Przejście na kolanach  powoduje umazanie rąk i kolan, ale jest to niewielka zapłata za to, co ujrzą nasze oczy! 

Rzeźby wykonane przez naturę powodują u nas przyspieszoną pracę serca. 
Widzimy tu wędrujących pielgrzymów. 
Na ścianie przysiadł kamienny pelikan.
Żal nam jest, że nie mamy zaszczytu uczestniczyć w odprawianych tu czasami mszach. 
Wracamy, na łódkę, we wspaniałym nastroju. 
Wszystko nam się podoba: błękit nieba i wody, śródziemnomorska roślinność i Atena kołysząca się na wodzie.


Tylko jedna załogantka ma niewyraźną minę. Okazuje się, że poprzedniego dnia najadła się czereśni. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, oprócz tego, że zjadła je z pestkami, które zablokowały kompletnie elektryczny sedes!!!
Tak nasi inżynierowie zostają sprowadzeni na ziemię i po powrocie muszą zakasać rękawy. 
                                   
Ech życie!!!


sobota, 24 czerwca 2017

Naksos po latach. (Grecja)


Po kilku latach przerwy odwiedzamy Naksos. 
Jak zawsze tutaj, w porcie, jest trudno znaleźć przyzwoite miejsce. 
W końcu, za radą obsługi portu, stajemy burtą przy kei. 
Naksos przed kilku laty było pełne ludzi, łódek, samochodów i niezadbanych kamienic. 
Po zacumowaniu łódki idziemy przejść się ulicami szumnego miasta. Odwiedzamy obowiązkową atrakcję turystyczną: zachód słońca u stóp marmurowej bramy, która od zawsze jest wejściem do nieukończonej świątyni Apollina Delijskiego ( 530 r. p.n.e.)

Wieczorem maszerujemy krętymi uliczkami starej części grodu. 
Jestem zauroczona zmianami jakie tu zastajemy: budynki są odnowione, pomalowane w białe wzory uliczki lśnią czystością. 
Odkrywam na nowo, dotychczas nie bardzo lubiane przeze mnie, Naksos. 
Kolację jemy w górnej części miasta. 
Mamy stąd widok na port i dumnie unoszącą się, na wodzie, naszą Atenę. 
Jesteśmy zachwyceni, dziewczyny pertraktują z panami późniejsze wypłynięcie następnego dnia. W końcu ustalamy termin wypłynięcia:12.30. 
Rano włóczymy się niespiesznie uliczkami. 
Kupujemy brakujący prowiant na łódkę. 
Przypadkiem trafiamy do sklepiku z poprzedniej epoki. 
Tutaj możemy kupić "mydło i powidło". Naszym oczom ukazują się kosze z ziołami, suszonymi warzywami i owocami. 
Na półkach leżą sery własnej produkcji, wino w plastikowych butelkach, miody i oliwa własnego przetwórstwa. 
Zakupy, w tym sklepie, nie są  zwykłą, codzienną czynnością. Tutaj czas cudownie stracił swój pęd. Dostajemy darmowe owoce do naszych zakupów. Zgarbiony dziadek żegna nas przyjaznym skinieniem ręki.
Podczas naszego powrotu na keję, do portu pełnym pędem, wpływa rejsowy katamaran. 
Wzbudzone przez niego fale wpadają do części portowej gdzie cumują jachty. W sekundę rozpoczyna się armagedon. Łódki, na cumach, szarpią się  w górę i w dół z amplitudą ok. 1.5 metra. Obecni, na kei,  żeglarze rozpaczliwie usiłują ratować szalejące jednostki. Nasza Atena przycumowana burtą, mimo szpringów, dużych odbijaczy i czterech mężczyzn nie daje się poskromić. Efektem jest wyrwana knaga na rufie sterburty. 

Jesteśmy wściekli i zrozpaczeni. Nieodpowiedzialne zachowanie zawodowego kapitana mogło doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia! Wchodzenie na jakąkolwiek łódkę podczas ostatnich 5 sekund mogło się skończyć dla każdego żeglarza kalectwem lub śmiercią. 
O wypłynięciu możemy zapomnieć. Musimy zabezpieczyć łódkę przed możliwością dostawania się wody przez wyrwaną dziurę. Poza tym nasz kapitan musi złożyć zeznania na policji. 
Okazuje się, że port ma powszechny problem z dużymi jednostkami. Mimo wielu próśb rejsowe statki często lekceważą zasady ogólnospołecznego bezpieczeństwa. 
Bycie kapitanem, to nie tylko odpowiedzialność za  swoją jednostkę......