sobota, 23 września 2017

Suszone pomidory z czosnkiem i ziołami


       Uwielbiam suszone pomidory w oliwie. Poza tym kojarzą mi się z wakacjami i słońcem. 
Z ostatniego pobytu w Grecji przywiozłam suszone pomidory i cudowną oliwę.
Przepis jest banalnie prosty! 
Składniki:
Dwie garści suszonych pomidorów
6 ząbków czosnku
Czubata łyżka wybranych przypraw
Oliwa z oliwek
       Jeżeli chcecie szybciej mieć gotowe pomidory to można je, na parę minut, zalać gorącą wodą. Ja tego nie robię, bo lubię kiedy pomidory są lekko twarde.
Do pojemniczka wkładamy pomidory i czosnek pokrojony w piórka.
Następnie wsypujemy zioła i zalewamy oliwą tak aby zakryć całość.
Po tygodniu są gotowe i możemy rozkoszować się ich smakiem. Ja niestety większość wyżeram prosto z pojemnika lub ze świeżym pieczywem. Same pomidorki można wykorzystać do miliona dań. Pozostała po nich oliwa z czosnkiem i ziołami jest fantastyczną bazą do stworzenia sosów do sałatek i nie tylko. Jak widać nic się nie zmarnuje i o to chodzi!

wtorek, 19 września 2017

"Zabierz PIESia do Międzylesia"


W niedzielę, w Międzylesiu, odbył się bieg na dystansie 5 i 10 km. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że mogły tam biec również psy, w parze, ze swoimi opiekunami. 
W tym biegu uczestniczyli zakręceni ludzie na punkcie spędzania fajnego czasu ze swoimi psami. 
Biegły również psy ze schroniska "Na Paluchu" w towarzystwie wolontariuszy.
Bieg miał charakter charytatywny. Podczas biegu zbierano fundusze dla fundacji AST i ARGOS ( zajmujące się psami i kotami).
Przybyły tłumy widzów i uczestników biegu.
Przybyły również firmy zajmujące się akcesoriami dla zwierząt. My sekundowaliśmy firmie FRIDO ( www.frido.com.pl ). 
Team FRIDO reprezentował się świetnie zarówno na stoisku jak również podczas biegu. 
Jak przystało na imprezę charytatywną FRIDO ufundowało piękne nagrody.
Wspaniałe, że są ludzie, którym się chce organizować imprezy, które wspomagają zwierzęta, a poza tym bieg i impreza były super zabawą. 
Brawo!

niedziela, 17 września 2017

To jeszcze nie koniec! (Lefkada)


Część załogi po zejściu z jachtu pojechała na lotnisko. Ale nie wszyscy! Część z nas wynajęła samochód i pojechała do Lefkady odwiedzić greckich przyjaciół. 
W szczury lądowe przeobraziliśmy się na jedną dobę.
Wynajęliśmy w górach domek cudownej urody z basenem, z widokiem na morze i okoliczne wyspy. 
Dotarcie do niego, stromą kamienistą drogą, było niezłym wyczynem. Nasz mały renault clio ledwo dawał radę. 
Rano, ku naszej rozpaczy, okazało się, że jesteśmy w chmurach i widzimy tylko białe mleko!
Po godzinie widoczność znacznie się poprawiła. 
Prognoza na następny dzień nie była, w tych okolicach, lepsza, więc spakowaliśmy się i pojechaliśmy na umówione spotkanie z Manosem, jego rodziną i przyjaciółmi. 
Spędziliśmy z nimi niezwykle ciepłe godziny pływając po morzu Jońskim. 
Jest tu kompletnie odmienne żeglarstwo niż na Cykladach, gdzie rzadko spotyka się inne jachty. Tu trzeba mieć oczy dookoła głowy, albowiem zagęszczenie łódek jest takie samo jak na Mazurach! 
W doskonale nam znanym Porto Spila zjedliśmy przepyszny obiad. 
Pomysł przedłużenia pobytu, po zakończonym rejsie, i odwiedzenia przyjaciół był wspaniałym zwieńczeniem tegorocznego lata w Grecji!

czwartek, 14 września 2017

Jaki był to rejs?


Kapitańska kolacja wypadła, w zatoce, na wyspie Makronissos.
Ujrzeliśmy na brzegu kilkanaście opustoszałych budynków. 
Za wzgórzem, w sporych zabudowaniach, jedynymi mieszkańcami były kozy.
Wokół wyspy odkryliśmy ładne miejsca do snurkowania.


Historia opustoszałej wyspy jest przerażająca. W latach czterdziestych i sześćdziesiątych znajdował się tu obóz koncentracyjny! Władze greckie więziły tu ok. 60 tysięcy osób! 
Pozostało mieć nadzieję, że duchy pomordowanych osób nie zawitają do nas na pokład.
Lekko wyciszeni zasiedliśmy do kapitańskiej kolacji. 
Kiedy skończyliśmy się obżerać wachta posprzątała wszystko. 
A następnie zalegliśmy na dziobie by popatrzeć w gwiazdy i pogadać...
Jaki był to rejs? 
Mimo sporego wiatru w pierwszym tygodniu wszyscy dali radę i nie było żadnych ekscesów. 
Zapomnieliśmy wziąć polską banderkę. Kupiliśmy włoską i przerobiliśmy na naszą (w końcu "z ziemi włoskiej do Polski").
                                  
                                       Fot. E. Karpierz
Niektórzy z uwagą słuchali wykładów kapitana.
Wachty sprawowały się świetnie, o czym świadczyły wyczyszczone do czysta talerze i garnki.
                Fot. C. Nazaruk
Przez przypadek do jednej wachty trafiła dwójka artystów: Dorota i Czarek.
Nie zawsze mieli czas, na swojej wachcie, zajmować się załogą bo byli zajęci ważniejszymi sprawami:))
                                     
Załoga im wybaczała bo tworzyli prawdziwe cuda. 
Dorota zdobyczne kamienie malowała na życzenie, a potem zostaliśmy nimi obdarowani!
Odkryłam z Czarkiem, że nieraz utrwalaliśmy te same ujęcia krajobrazu. Ja aparatem, a Czarek pędzlem:
       Dhokos



      Hydra
Te obrazy będą nam towarzyszyć w pochmurne i zimne polskie dni..

wtorek, 12 września 2017

Piękny prezent!


Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardzo spokojnie. 
Odwiedziliśmy na chwilę Zatokę Kolona przy Kithnos. 
Tutaj załoga wylegiwała się w gorącym źródle. 
Wiatr zapomniał wiać, więc przyszło nam płynąć dalej na silniku. 
Patrzyliśmy w wodę spokojną jak lustro i trochę się nudziliśmy. Wachta co chwila wystawiała nowe dania i tak sobie nieśpiesznie płynęliśmy. W pewnej chwili Ewelina zauważyła, że podczas tego rejsu nie było spotkania z delfinami.
Nie minęła minuta kiedy, w oddali, zauważyliśmy pierwsze dwie płetwy!
A potem rozpętało się szaleństwo. Różne grupy delfinów napływały ze wszystkich stron.
Nie mogliśmy ich zliczyć. Co chwila podpływały do łódki z wyraźnym zainteresowaniem. 
Nas ogarnęło szaleństwo. Biegaliśmy po łódce bez składu i ładu. Kapitan kręcił kółka wśród tych cudownych stworzeń. 
Przy spokojnej pogodzie widoczność pod wodą była wyśmienita! 
Zabawa trwała ok 30 minut. I szczerze mówiąc, dla mnie było wciąż mało.
Niestety kapitan powrócił na planowany kurs. Delfiny jeszcze nam jakiś czas towarzyszyły.
Tego dnia morze sprawiło nam fantastyczny prezent!

poniedziałek, 11 września 2017

Na Kithnos u przyjaciół.


Będąc na Cykladach zawsze odwiedzamy cichy port Merhas na Kithnos. (Chyba, że wiatr na to nie pozwoli.)
Grecki, niespieszny spokój udziela się przybywającym załogom.
Wpływając do zatoki widzimy tawernę Janisa "Bizantino".
Pod nieobecność właściciela zasiadamy przy stoliku na plaży. 
Sącząc piwo obserwujemy kaczki łazikujące szeregiem wzdłuż morza. 
Raptem z wody, niczym Venus, wynurza się Janis, który zażywał kąpieli! 
Nie można było wymyślić lepszego spotkania! W doskonałej atmosferze spędzamy tu wieczór. Jak każdego razu towarzyszą nam zaprzyjaźnione kaczki. 
Wszędzie łazikują koty różnej maści i wieku. 
A między nimi biega uchachany psiak. Zachód słońca przypomina wszystkim, że to wstyd o tej porze nie być w tawernie na dobrej kolacji.
 I tak tu jest...