czwartek, 16 maja 2019

Trekking w parku Topes de Collantes

Dzisiaj czekało nas przejście do wodospadu w parku Topes de Collantes.
Na granicy parku spotkaliśmy przewodnika. Okazało się, że 4 lata mieszkał w Czechach.
W związku z tym nasze porozumiewanie się przybrało niezwykłą formę. Dialog przebiegał w języku czeskim, polskim, rosyjskim i angielskim. W tej sytuacji nie trzeba było niczego tłumaczyć bo wszyscy rozumieli się doskonale! Droga, w upalny dzień, była bardzo przyjemna albowiem szliśmy zacienioną ścieżką.
W połowie drogi zobaczyliśmy mały schludny domek.
Turyści tu nie zaglądają. Nasz uśmiechnięty przewodnik skierował tam swoje kroki zapraszając nas na ziołową herbatkę.
Skromny gospodarz podał nam napar w glinianych kubeczkach.
Po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę. Otaczała nas piękna przyroda. Zadziwiły nas gniazda dzikich pszczół.
Z uznaniem patrzyliśmy na ekologiczne śmietniki.
Zwieńczeniem naszego marszu był nieduży wodospad. Spływał po skale, pod którą znajdowała się grota.
Po marszu, w upale, wejście do zimnej wody było trochę trudne.
Po kilku chwilach chłodna woda sprawiała nam przyjemność i mogliśmy rzeką płynąć do groty, która była prawdziwym zwieńczeniem naszego trekkingu. Na kolorowych skałach wisiały przytulone nietoperze.
Kolorystyka była niesamowita.
Z żalem ruszyliśmy w drogę powrotną. Na koniec czekał na nas obiad, na który wszyscy w pełni zasłużyli!



sobota, 11 maja 2019

Gorący Trinidad (Kuba)


Długą trasę, do Trinidadu, pokonaliśmy z piosenką na ustach.

 Okazało się, że nasz wspaniały przewodnik, Juan, ma niezłą kolekcję polskich piosenek. Wyliśmy ponad połowę drogi. Naszymi ofiarami padły wszelkie utwory od Perfectu po Akcent. 
Trinidad jest uznany za jedno z bardziej gorących miast na Kubie. 
Pierwszym powodem jest upiorna temperatura.
 Dla nas, drugim, była gorąca salsa! Mieliśmy super niespodziankę, w postaci lekcji salsy! 

Na nasze szczęście nie odbyła się w dusznej sali treningowej (o klimatyzacji w miejscu dla Kubańczyków można zapomnieć), tylko na dachu prywatnego mieszkania! Było fantastycznie! 

Instruktorka uczyła nas kroków, następnie mini układu tanecznego, a właściciel tarasu donosił nam pina coladę! W takich warunkach, bez reszty, mogliśmy się skupić na nauce salsy. Do naszej grupy dołączył również nasz przewodnik i kierowca. Męscy przedstawiciele polskiej grupy początkowo z pewną nieśmiałością podeszli do sprawy. Z każdą chwilą rozkręcali się coraz bardziej co cieszyło niezmiernie panią instruktor. 90 minut lekcji minęło nam błyskawicznie. 
W super humorach rozpoczęliśmy zwiedzanie gorącego Trinidadu. 
Do centrum miasta szliśmy brukowanymi ulicami.
Bruk został zamówiony w Bostonie, albo jak mówią inne źródła był balastem przybyłych tu statków. 
Centrum miasta zostało zamknięte dla samochodów. 
Podobno miasto niewiele się zmieniło od czasów, kiedy w 1514 zostało założone  przez hiszpańskiego konkwistadora.
Podziwiamy kolorowe zabudowania z oknami sięgającymi chodnika. W XVIII w. okna zabezpieczano drewnianymi, ozdobnymi kratami, które w XIX zastąpiły kraty metalowe. 


Dochodzimy do zadbanego Plaza Mayor, który z okalającymi budynkami jest najbardziej fotografowanym obiektem w mieście. 

Tutaj poznajemy historię drewnianej rzeźby Chrystusa na krzyżu, która trzykrotnie była wysyłana do Meksyku i z powodu sztormów była zawracana do Trinidadu. Uznano to za znak boski i umieszczono rzeźbę w najważniejszej świątyni w mieście: Kościele św. Trójcy.
Od Juana dowiadujemy się o przedziwnych historiach właścicieli budowli przy Plaza Mayor.(Jedną z ciekawszych była opowieść o Czarnej Wdowie - umiejętnie truła swoich mężów, którzy stawali jej na drodze...)
Przybysze, którzy tutaj się pojawili powinni skosztować koktajlu canchánchara ( jest to zmieszane 60 ml aquariente ( lub brandy, albo rumu ), dwie łyżki miodu, i łyżeczka soku z cytryny). 
Zachodzimy do tawerny Le Canchánchara, gdzie otrzymujemy koktajl w tradycyjnych glinianych kubeczkach.

 Na ścianie umieszczono skład napoju.

Goście słysząc muzykę nie mogą usiedzieć na miejscu i rozpoczynają dzikie harce. 
Mając sporo wolnego czasu rozłazimy się w różne strony. Grupka Lejdis kieruje się w nieturystyczne zakamarki miasta. Tutaj widać moc życia Kubańczyków. Wązkie uliczki okalają oskrobane z barwnych tynków kamienice. 

Ludzie stoją w obskurnych sklepikach gdzie na kartki kupują ryż i mąkę. 


Przy chodniku niczym barwne kwiaty stoją wypieszczone samochody z lat pięćdziesiątych.

 Na szczęście charakter Kubańczyków nie pozwala na roztrząsanie problemów egzystencjalnych. Mimo ciężkiej sytuacji politycznej i ekonomicznej cieszą się życiem całą gębą!

 Uśmiechają się bez przerwy, tańczą w każdej sytuacji słysząc muzykę i wiek nie ma żadnego znaczenia. Kubańskie dziewczynki widząc, że chcemy im zrobić zdjęcia nie chowają się po domach tylko pozują niczym zawodowe modelki.

Taki jest Trinidad: kolorowy w każdej dziedzinie życia. Nawet okaleczone dusze Kubańskich mieszkańców zawsze mają w środku resztki kolorowych farbek..

















poniedziałek, 6 maja 2019

Nurkowanie w cenocie Cueva de los Peces (Kuba)


Przejeżdżając z Maria La Gorda do Trynidadu zajechaliśmy nad Zatokę Świń. Powodem nie była burzliwa historia tego rejonu, lecz nurkowanie w cenocie (jest to rodzaj naturalnej studni krasowej utworzonej w skale wapiennej).
Jeśli chodzi o nurkowanie to jestem roślino i zwierzęcolubna. Nawet na wrakach wypatruję żyjących tam ryb. 
   Od kilku lat wybieram się na nurkowanie w meksykańskich cenotach, ale jakoś tam jeszcze nie trafiłam.
Na Kubie nadarzyła się okazja na nurkowanie w tym cudzie natury. Nurkowanie trwało 35 minut, zeszliśmy na 25 metrów. Muszę przyznać, że byliśmy pod wielkim wrażeniem! Płynęliśmy wązkim rowem, a nad nami w oddali widać było nieduże światło dnia. 

Ci, którzy niekiedy borykali się z klaustrofobią, kompletnie o niej zapomnieli.. 

Mam nadzieję, że ten nurek ostatecznie mnie zmobilizuje do wyprawy w meksykańskie cenoty!



Nasza kubańska wyprawa oczami miesięcznika „PLOTEK”

O to „najprawdziwsza” relacja z naszej kubańskiej wyprawy!



niedziela, 5 maja 2019

Świat podwodny w Maria La Gorda (Kuba)


Znalazłszy się w raju, jakim jest zachodni brzeg Kuby, z niecierpliwością, oczekiwaliśmy wejścia na pokład ze sprzętem nurkowym. Łódź, na której wypływaliśmy była specjalnie dedykowana dla ekip nurkowych.
fot. J. Łyszczarz

 Załoga starała się spełnić wszystkie nasze oczekiwania za wyjątkiem nurkowania na nitroxie. Z prozaicznego powodu: na Kubie nie ma nitroxu i już... 
 Atmosfera była fantastyczna: cały czas rozbrzmiewały latynoamerykańskie rytmy. Tańczyliśmy między nurkowaniami, a nawet pobieraliśmy lekcje salsy!

 Byliśmy szczęściarzami, albowiem przez wszystkie dni Morze Karaibskie rozpieszczało nas cudownie spokojną pogodą.

Nurkowania praktycznie nie różniły się od nurkowania w akwarium: Pływaliśmy w zupie żywych ryb. 

Ukształtowanie dna, w tym regionie było, bardzo urozmaicone. 
Przejrzystość wody była świetna.
fot. J. Łyszczarz

Pływaliśmy przy, sięgających dna , pięknie porośniętych koralowcami ścianach.
 Podziwialiśmy niesamowite tunele i groty. 
Rafy koralowe charakteryzowały się dużym bogactwem fauny i flory.


 Mogliśmy podziwiać czarne korale, z których Kubańczycy są bardzo dumni. 
Nie cierpieliśmy na wychłodzenie- na głębokości 25 metrów temperatura wody wynosiła 27 stopni!
Snurkowanie też  było tutaj ekscytujące. Na głębokości ok. 3 metrów osiadł żaglowiec przy brzegu. 
Można go było podziwiać nad i pod wodą. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał o usunięciu z dna porozrzucanych akumulatorów i obcięciu zwisających kabli. Snurkując widzieliśmy wiele rybek i dużą langustę, która rozłożyła się wygodnie na ok. 2 metrach.
Jednym słowem Pan Bóg musiał zagościć tutaj na dłużej. Ewidentnie potrzebował troszkę czasu aby stworzyć raj nad i pod wodą. 
My na szczęście mogliśmy podziwiać obydwa wymiary boskiego cudu.
fot. J. Łyszczarz



czwartek, 2 maja 2019

Raj w Maria La Gorda (KUBA)

Maria La Gorda jest uroczym miejscem na zachodnim wybrzeżu Kuby. Nazwa miejscowości pochodzi od pięknej Wenezuelki, porwanej, przed wiekami, przez piratów i porzuconej na skraju wyspy. Znalazłszy się w raju na Ziemi oddawała się uciechom cielesnym w pięknych okolicznościach przyrody.
Mimo XXI. wieku nie dojeżdża tu żaden transport publiczny. Turyści mogą się dostać tylko wynajętym środkiem lokomocji. 

Nie ma tu tłumów ludzi. Są tylko cudowne plaże z palmami i turkusowe morze.                                                                          


Nocami, leżąc na plaży, podziwiamy wiszące nad nami gwiazdy. Fantastyczną atrakcją są latające wielkie  świetliki. Kiedy lecą wzdłuż brzegu, mamy wrażenie, że ktoś z latarką patroluje teren.. A na tutejszy zachód słońca można patrzeć bez końca.