Nie ma przesady w określeniu Cat Island jako niezwykłej wyspy. Jest tu niewielu stałych mieszkańców (ok. 1600), brak turystyki masowej. Nic dziwnego, że starsi, bogaci Amerykanie upatrzyli ją sobie na miejsce odpoczynku ( oprócz tego nazywana jest rajen podatkowym- co z pewnością ma decydujący wpływ na budowę domów przez Amerykanów). Przylatują na każdy weekend prywatnymi samolotami.
Niektórzy przesiadują tu od listopada do maja ( nie ryzykują przebywania na wyspie podczas huraganów).
Absolutnie nie jest w ich interesie rozwijać wyspę ekonomicznie. Dzięki temu plaże są tu bezludne, a woda krystalicznie przejrzysta. Będąc tu dwa tygodnie, w różnych częściach wyspy na plażach byliśmy jedynymi.
Nie trzeba wypływać daleko, czy głęboko w morze, żeby spotkać duże zwierzęta. Rekiny czy ogończe są tu na wyciągnięcie ręki. Kiedy wracają łodzie z morza, zwierzaki spływają grzecznie do ujścia portu gdzie są karmione resztkami ryb.
W samym porcie goszczą przewspaniałe manaty!
Słysząc mycie łodzi słodką wodą zjawiają się błyskawicznie. Te olbrzymy ( ważą ok 600kg) są najwspanialszymi słodziakami jakie widziałam. Uwielbiają je wszyscy i każdy chce mieć przyjemność ich napojenia.
Kiedy mają w zasięgu pyska szlauch z wodą słodką piją ją z wielkim uwielbieniem.
Zakochałam się w nich parę latemu nurkując w Egipcie ( tam nazywają się Dugongi -ważą ok 400kg-, a my na nie pieszczotliwie mówiliśmy Dziabągi). Głaszcząc to wspaniałe zwierzę na Cat Island miałam oczy pełne łez ze wzruszenia.
Naturo, stworzyłaś niezwykłe stworzenie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz