poniedziałek, 30 czerwca 2014

Przepis na "pranie" sierściucha


Potrzebne składniki:
1 kot
1 szampon proteinowy dla kotów
1 wanna 
1 ręcznik
1 mięciutki kocyk
Ciepła woda 
Suszarka (opcjonalnie)
Dwie pary rąk

Przepis "prania":
Jeśli ktoś sądzi, że kota może umyć jedna para rąk to jest w absolutnym błędzie. Nawet dobrze ułożony kot (jakim jest nasza kotka) przechodzi błyskawiczną przemianę kiedy trzeba go namydlić, a następnie spłukać. Dwie ręce muszą zabezpieczyć wijącego się sierściucha, a wtedy następne dwie ręce mogą błyskawicznie dokonać "prania"!
Po wytarciu ręcznikiem można lekko podsuszyć suszarką (jeśli kot to zniesie i jest do tego przyzwyczajony). Następnie dla wyciszenia atmosfery można utulić zwierzaka w miękkim kocyku przez parę chwil ( nie dłużej).
                                
Po czym należy go niezwłocznie puścić wolno. Parę minut będzie trwało szaleństwo nieskoordynowanego biegania, po czym wszystko się uspokoi i kociak zajmie się pielęgnacją swojej sierści.
 I po kilkunastu minutach wygląda zupełnie jak nowy!
                                  

piątek, 27 czerwca 2014

Tajemniczy zakątek


Wędrowanie szlakami Roztoczańskiego Parku Narodowego jest prawdziwym przeżyciem. 
Nie wszędzie można łazikować. Udało mi się załatwić dla naszej grupy przejście rezerwatem do ukrytej w lesie Leśniczówki Dębowiec. 
Stacjonuje tu od 30 lat Roztoczańska Konna Straż Ochrony Przyrody.
To miejsce było prawdziwą wisienką na torcie w naszej wędrówce. Nie ma tu prądu ani gazu. 
Gotowanie odbywa się na kuchni kaflowej, wieczorem  źródłem światła są świeczki lub ognisko.
Wodę ciągnie się z 30 metrowej (!!) studni. 
Mycie głowy  w lodowatej wodzie jest prawdziwym przeżyciem.
Dostaliśmy przydział spania w stodole, obok stajni i na podłodze w leśniczówce. 
Musieliśmy jakoś sobie zorganizować miejsca do spania, co nie było łatwe.
Rżenie koni czyniło to miejsce jeszcze bardziej niezwykłym. 
Noc spędziliśmy przy ognisku, a spać szliśmy żegnając biegające po podwórzu konie. 
Rankiem obudziło nas rżenie koni.
Po spartańskim spaniu wstaliśmy trochę "połamani". Niestety musieliśmy pożegnać to niezwykłe miejsce. 
Czekało nas  20 km pięknego przejścia. 
Pola po kres i cudowne chatki zapierały nam dech w piersiach. 
To było cudowne pożegnanie z Roztoczem.
Nie trzeba było daleko jechać: tu świat jest również piękny....


środa, 25 czerwca 2014

Linowe szaleństwo


Na czwarty dzień naszej wędrówki przygotowałam dla nas niespodzienkę: park linowy! Część grupy odniosła się do tego pomysłu bardzo sceptycznie, ale chciał nie chciał musieli się stawić. Już przy zakładaniu uprzęży i kasków były niezłe jaja. 
Na pierwszy ogień poszli mężczyźni i Małgorzatka.
To co wyprawiała pierwsza grupa przeszło nasze oczekiwania. 
Widzowie płakali ze śmiechu widząc poczynania naszej dzielnej drużyny.
Jako drugie poszły kobietki i trzeba przyznać, że mimo trudnej trasy sprawiły się świetnie. 

Mnie się tak spodobało, że ostatni odcinek powtórzyłam!
                            
Wszyscy uczestnicy tego szaleństwa byli zachwyceni ( niektórzy nawet odszczekali krytykę). 
Za 15 złotych mieliśmy ogromną radość z pokonywanej trasy i ubaw po pachy z wyczynów naszch kolegów! Jakiż ten świat jest fajny!

niedziela, 22 czerwca 2014

Roztocze- wielka ludzka życzliwość

Wczoraj przeszliśmy ok 25 km. Przejście z Guciowa do Józefowa było fantastyczne. 
Ciągnące się po horyzont łany zbóż zachwycały wszystkich.
 Kiedy brakowało nam wody zachodziliśmy do gospodarstw gdzie witano nas bardzo serdecznie. W jednym gospodarstwie podarowano nam wodę gazowaną i nie chciano od nas pieniędzy. W Józefowie czekał na nas niezwykle uprzejmy pan Adam, który niepokoił się czy damy radę dojść. Oczywiście daliśmy. W stołówce szkolnej dostaliśmy tonę gołąbków, której nie pokonaliśmy i sporo zostało. 
                           
Wieczorem twardziele poszli zwiedzać kamieniołomy.

Następnego dnia przy słonecznej pogodzie wyruszyliśmy do wsi Obrocz. Czekała nas ok. 30 kilometrowa trasa. Po drodze zrywaliśmy truskawki na polach, jagody i poziomki w lasach. 
W połowie drogi przycupnęliśmy przy małym samotnym domku. Po kilku minutach wyszła do nas staruszeczka, która swoją werwą mogła obdzielić nas wszystkich.
 Babcia Stasia zaśpiewała kilka piosenek ze wschodnim akcentem i opowiedziała nam historię swojego życia. Po czym pobiegła do domku i wróciła z taboretem i pudełkiem zdjęć. Z wielką przyjemnością oglądaliśmy stare, pożółkłe zdjęcia. 
Z żalem opuszczaliśmy przeuroczą gospodynię. 
Skromność i życzliwość w tych rejonach idą w parze....

piątek, 20 czerwca 2014

Nudzić się nie będziemy!


Wreszcie nastała, oczekiwana przez całą Polskę, środa przed Bożym Ciałem. Od rana nikt nie myślał o tym co jest do zrobienia w pracy. Większość błądziła myślami co będzie robić przez najbliższe dni, albo że będzie robić nic!
Kolejny rok zebraliśmy grupę 17 wariatów na nasz Ogólnopolski Rajd Violinowy. Tym razem idziemy na trekking po pięknym Roztoczu.
Po licznych rozmowach i konsultacjach na najwyższym szczeblu część grupy jedzie samochodami, a część pociągiem. 
Tak więc stawiliśmy się na dworcu Warszawa Wschodnia i upchnęliśmy do pociągu jadącego do Lublina. Każdy zdobył miejsce siedzące i to był ten moment kiedy zaczęliśmy nasz trekking!
W Lublinie przesiedliśmy się na szynobus. Pan konduktor był niezwykle miły.
W końcu dotarliśmy do Guciowa gdzie w Zagrodzie Guciów zjedliśmy zupę pokrzywową! 
Balety nocne jak zawsze udaly się niebywale.
Spanie na ogólnej sali jak zawsze było cudownym przeżyciem!


wtorek, 17 czerwca 2014

Na szczęście niektórym się chce...


Podziwiam ludzi, którzy nie przesiadują przed telewizorem tylko realizują swoje pasje. Nieważne jakie one są, ważne że są rozwijane!
Nasi przyjaciele mają nieprawdopodobną działkę niedaleko Skierniewic. Jest to właściwie półwysep na bagnach. Gospodarze mają fantastyczne pomysły na zagospodarowanie swojej ziemi. Np. wybudowali wieżę widokową. 
                                       
Z wieży rozpościera się niesamowity widok na okoliczne oparzeliska.
Gospodyni tego zaczarowanego miejsca ładnych parę lat temu założyła z koleżankami zespół ludowy "Kumy" ( na jesieni będą obchodziły dziesięciolecie!). 
Mimo obowiązków rodzinnych i zawodowych spotykają się regularnie na próbach. Wydały nawet płytę!
Każdego roku na swojej ziemi zwariowane małżeństwo organizuje piknik. Przyjeżdża masa osób. Każdy przywozi co tam chce do jedzenia i picia. 
Wiechu ( gospodarz pełną gębą) przygotowuje z Hanką ( swoją żoną zresztą) niezbędną infrastrukturę: stoły i grille do żarcia i picia oraz zadaszoną scenę do występów i tanecznych baletów! 

"Kumy" oczywiście dają dwa koncerty. Pierwszy to ludowe przyśpiewki, a drugi to istny kabaret.
W tym roku nawet piękny Puchacz zawitał na piknik ( każda pani chciała zdjęcie z ptakiem właściciela- cokolwiek to znaczyło).
                                           

Piknikowe szaleństwo trwa całą noc. Można? Można! Wystarczy chcieć.

sobota, 14 czerwca 2014

Safari nurkowe- za czym tęsknię

-Za błękitem wody, do którego wskakujemy i zanurzamy się z nadzieją przeżycia następnej wspaniałej przygody.
                                     Fot. Mirek Król
-Za kolorami pod powierzchnią wody, które bombardują nas swoim nasyceniem. 
                                    Fot. Mirek Król
Uwielbiam spotkania z ufnymi Napoleonami.
                                          Fot. Mirek Krôl
-Za podniesioną adrenaliną kiedy szykujemy się na nocne nurkowania.
Wiemy, że następna godzina w czarnej otchłani będzie pełna wrażeń.
-Za gadkami o niczym z wariatami.
                                  Fot. Mirek Król
-Za brakiem czasu kompania się w jacuzzi ( wolimy "męczyć się " pod wodą).
Boże za iloma rzeczami tęsknię...
Minęło kilka dni od powrotu do domu, a ja wciąż śnię, że wskakujemy do błękitnej wody i zanurzamy się z nadzieją przeżycia następnej wspaniałej przygody.
Nic na to nie poradzę...
                                    Fot. Mirek Król
                              Fot. Krzysztof Zarzycki

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Porażka w kratkę...


Dostałam w prezencie obudowę do mojego aparatu fotograficznego Sony  Nex5.
L
Wypróbowałam ją podczas snurkowania kilka miesięcy temu. Cieszyłam się bardzo, że będę miała znowu możliwość robienia fajnych zdjęć na safari nurkowym w Egipcie. 
Po przygotowaniu obudowy zabrałam ją na jednego nurka bez aparatu. Sprawdziła się świetnie więc można było wreszcie włożyć do niej aparat. Przed zejściem pod wodę cały komplet poleżał z innymi aparatami w pojemniku z wodą. Pełna nadziei przygotowywałam się na natępnego nura. Jakież było moje zdziwienie kiedy na 20  metrach zobaczyłam odrobinę wody w środku. Płynu nie przybywało. Trzymając obudowę pod odpowiednim kontem chroniłam aparat przed słoną wodą. Niestety podczas wynurzania, do środka w błyskawicznym tempie zaczęła wlewać się woda,  Ogarnęła mnie czysta rozpacz! Nic nie mogłam na to poradzić! Po powrocie na statek wyjęłam mój ukochany aparat, rozebrałam na części i wsadziłam do słodkiej wody   (opór psychiczny był u mnie wielki kiedy wkładałam to wszystko do pojemika z wodą). Po powrocie do domu trzeba będzię oddać ten złom do serwisu, ale nadzieja jest żadna. Po wyschnięciu karta zadziałała i odzyskałam zdjęcia! 
No cóż,  przyszło mi znów robić podwodne zdjęcia aparacikiem, który mam wmontowany w masce. Tym razem moja gonitwa dała mi nieżle po łapach....