piątek, 26 września 2014

Wiejskie poprawiny

Wszyscy goście niecierpliwie oczekiwali na parę młodą, której niełatwo było dotrzeć na miejsce. Jak to na wsi bywa na drodze czekały na nich bramki gdzie musieli się drogo wykupywać aby móc jechać dalej. 
Wreszcie dotarli gdzie czekało ich powitanie chlebem i solą oraz kieliszkami z wodą i wódką. 
fot. Adam Holnicki-Szulc
Ewa ponownie jak w Grecji trafiła na wódkę! 
fot. Adam Holnicki Szulc
No cóż, Artur nie będzie miał lekko.. 
Z wielkim wzruszeniem wszyscy składali im życzenia.
fot. Adam Holnicki -Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc
Gorąca noc sprzyjała zabawie na powietrzu.

fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc
                                     
Pierwszy taniec pary młodej gawiedź oglądała z galerii.
fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc
Tańcom i wygłupom do 6 rano nie było końca.
fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc
Wyjście męskiego grona na pomost oczywiście skończyło się wielką kąpielą w jeziorze.
fot. Adam Holnicki-Szulc

fot. Adam Holnicki-Szulc
                                  
No cóż na weselu wszystko zdarzyć się może.... A nad ranem telefony i kluczyki dzielnie były suszone ( nie wiedzieć czemu bez pilota samochody nie chciały współpracować!).
fot. Adam Holnicki-Szulc
                                  

wtorek, 23 września 2014

Poprawinowe szaleństwo


Pomysł poprawin weselnych, po ślubie i weselu w Grecji, był dosyć szalony.  Przygotowania kosztowały kilka osób sporo stresu i ciężkiej fizycznej przacy. 
Jak zwykle dzięki prawdziwym przyjaciołom i rodzinie zawdzięczamy, że wszystko było przygotowane perfekcyjnie.
Fot. Adam Holnicki-Szulc
Jak przystało na wiejską imprezę, motywem przewodnim dekoracji była cudowna polska jesień tego roku, a więc wszędzie królowały jabłka i słoneczniki. 
Fot. Adam Holnicki-Szulc
U powały wisiały dziesiątki maleńkich szklanych kul ze świeczkami w środku. 
Fot. Adam Holnicki-Szulc
Ekipa spisała się na medal!

sobota, 20 września 2014

Rozstania są zawsze trudne


Dziś wracamy na Kos. Smutno nam bardzo, że musimy się rozstać. Wpływamy, odziani elegancko w białe koszulki ze zdjęciem Ateny, do portu. . U szczytu kei jest zacumowana łódka z męską załogą. Chłopcy piją piwko i grają na gitarze. Widząc naszą załogę salutują nam uśmiechnięci.
Nie chce nam się pakować. Zostawiamy to oczywiście na później. 
Idziemy do knajpki Petrino na wspaniałą jagnięcinę i rybę. 
W tawernie podchodzi do nas załoga, która salutowała nam w porcie. Chłopaki są w różnym wieku i pochodzą z Wielkiej Brytanii i Australii. Rozmowa się wartko toczy i po trzech minutach jesteśmy przyjaciółmi. 
Niestety musimy wracać do portu gdyż część załogi o 3 nad ranem jedzie na lotnisko. Przybywamy z zamiarem pakowania. Po 10 minutach zjawia się nowozaprzyjaźniona załoga z winem i gitarą! O pakowaniu nie ma mowy. 
Pijemy wino i śpiewamy na całego ( a raczej się drzemy-co Austriakom na sąsiedniej łódce nie bardzo pasuje). 
W ostatniej chwili część z nas wrzuca bambetle do toreb i opuszcza port. Nad ranem nasi przyjaciele idą spać, a my ogarniamy pokład. Ku naszej radości odnajdujemy kabel elektryczny uznany za zaginiony 2 tygodnie temu, a my z nim pływaliśmy cały czas!
I tak przyszło nam zejść z Ateny. 
Ten rejs i załoga był fantastyczny. Szkoda nam było się żegnać...

czwartek, 18 września 2014

Między niebem i piekłem


Nigdy nie sądziłam, że będę mogła zobaczyć piekło i niebo jednocześnie. A jednak! 
Niewielka wyspa Nisyros jest kamieniem wyrwanym z Kos i rzuconym w Polivotisa przez Posejdona. Zajmuje powierzchnię ok. 50 km kw i jest tu troszkę mniej turystyki masowej.
Po nocnym żeglowaniu cumujemy nad ranem w Pali- cichym porciku. 
Po szybkim śniadaniu wynajmujemy samochody i jedziemy zwiedzać wysepkę.
Miasteczka są tu niewielkie i niezwykle urokliwe.
W Mandraki zachwycamy się niesamowitymi murami obronnymi. 
                                   
Przy renowacji panuje tu niezły bajzel.
Oczywiście można łazić, nie będąc kontrolowanym, gdzie się tylko chce.
Mimo, że na wyspie nie ma wielu dróg udaje nam się pogubić. Wreszcze docieramy do słynnego czynnego wulkanu. Na długo przed przybyciem na miejsce czujemy smród zgniłych jaj. Po zostawieniu samochodów wązką dróżką schodzimy do największego krateru Stefano.
Ma on ok. 30 m głębokości i ok. 260 m średnicy. Krajobraz jest iście księżycowy. W fumarolach widać bulgoczące błocko, a skały wokół mają różne odcienie żółci. 
Niektórym zwiedzającym daje nieźle w kość panujący upał i duszący zapach siarki. 
Część naszej gupy kieruje swoje kroki do następnego krateru wulkanu. 
Dojście w palącym słońcu wymaga trochę wysiłku, dlatego mało kto decyduje się na to przejście, a szkoda bo widok jest tu znacznie bardziej ekscytujący.  
W tym kraterze bulgocze całe dno, a dookoła buchają żółte dymy. Z krateru promieniście rozchodzą się wąwozy.
 Krajobraz jest absolutnie niesamowity. 
Drepcząc po kraterach wulkanu widzimy w oddali wysoko wioskę Nikia, a nad nią kapliczkę.
Udajemy się tam natychmiast, aby zobaczyć z góry panoramę kraterów.
Nikia jest maleńka, a na nią z góry spogląda biało-błękitna cerkiewka. 
Stojąc na schodach cerkwi jesteśmy zwyczajnie porażeni widokiem. Z jednej strony widzimy piekło gdzie słychać oddech diabła i widać ziejące żółtym dymem opary. 
A z drugiej strony widzimy niebo, którym jest bezkresny błękit morza. 
Boże toż to prawdziwy absolut!!!

niedziela, 14 września 2014

Grecja piękna nad i pod wodą


Dopływamy do Makronisi- zgrupowania niewielkich wysepek. Cumujemy w pobliżu fantastycznych, skalnych formacji. 
Miejsce zachęca do natychmiastowego wskoczenia do wody. 
Z Kasią decydujemy się na dłuźszą wodną wyprawę. Miejsce jest absolutnie niesmowite. Z wielką radością snurkujemy między skalnymi dziwami natury. 
Nasze doznania są potęgowane świetną przejrzystością wody. 
Odkrywamy możliwość przeprawienia się pod półką skalną do otwartej groty. 
Aby przedostć się na drugą stronę trzeba przepłynąć ok 8 metrów na głębokości ok 2 m. 
Wojtek zabiera nas pontonem do odkrytej groty od innej strony. 
Tutaj we dwójkę snurkujemy pod zawieszonym w wodzie mostem. 
Wrażenie jest super- szczególnie kiedy udaje się wrócić tą samą drogą po krótkim odpoczynku na powierzchni. 
Wracamy po długim czasie na łódkę, bo czeka na nas spagetti z krewetkami! 
Dziś życie jest piękne (nad i pod wodą )
                         

                         
Nie mówiąc już o czekającej nas kolacji na łodzi...

piątek, 12 września 2014

Patmos- czy apokaliptyczne?


To tu jak głosi legenda powstała w 95 r.n.e. biblijna Apokalipsa św. Jana.
                                  
Cumujemy w porcie Skala. Cieszymy się, że zatankujemy wodę i schłodzimy lodówki. Niestety o zimnym piwie na łodzi možemy na razie zapomnieć, albowiem kabel elektryczny ze specjalnymi wtyczkami zostawiliśmy na kei w Kos! Po chwilowej panice panowie ogarniają temat (co nie było łatwym zadaniem) i po kilku godzinach mamy nowy kabel, nie jest wyjątkowo długi,ale prąd na łódce jest! 
Teraz możemy wynająć samochody i zacząć zwiedzanie wyspy. 

Na wzgórzu w centrum Chory znajduje się klasztor św. Jana Ewangelisty otoczony murami potężnej fortecy. 
Obecność mnichów na wyspie jest wszechobecna. 
                        
Zwiedzamy imponującą budowlę zmieszani z gośćmi weselnymi potentata Coca Coli. To właśnie tutaj postanowił wziąć ślub. Pogoda jest wspaniała i pełni zapału wspinamy się wązkimi schodkami.

                               

Zauroczeni jesteśmy również absolutnie przecudnej urody wiatrakami. 
Mamy szczęście gdyż razem z nami pod wiatrakami pojawia się pracownica. Jednym z jej zajęć jest odpowiednie ręczne rozstawianie żagli na skrzydłach wiatrakôw! Obserwujemy jej pracę i słuchamy jej opowieści.
Stojąc pod wiatrakami widzimy niesamowity kształt wyspy z bardzo urozmaiconą linią brzegową. 
Illość zatoczek jest oszałamiająca. 
Następnym naszym celem jest góra, z maleńką kapliczką na szczycie,  z kąd chcemy zobaczyć zachód słońca. Wiedzie tam bardzo wązka, kręta dróżka, na której nasze małe samochody ledwie się mieszczą.
Czekając na  zachód słońca włóczymy się po okolicznych skałach. 
Wydawać by się mogło, że będzie to jeden z tysięcy pięknych zachodów słońca. Nic bardziej mylnego! 
Zachód z pięknym odbiciem różu i błękitu na niebie był iście spektakularny. 
Teraz pozostało nam tylko zobaczyć festiwal tańcy ludowych, który tego dnia odbywa się na wyspie! ( grunt to mieć farta).
Wieczorem  zaś w porcie wyspa z tancerzami ( przebranymi w stroje cywilne) balowała do białego rana.
Rano z żalem żegnamy cudne Patmos, gdzie nie znaleźliśmy oznak zbliżającej się apoklipsy. ( Nowy kabel tym razem zabraliśmy ze sobą.)