Tym razem wybór padł na Skrwę Prawą.
Znajomi, którzy nią wcześniej płynęli mówili, że więcej na tę rzekę nie wrócą.
Agroturystyka,w dorzeczu rzeki, istnieje w minimalnym stopniu. Tak więc zdecydowaliśmy się na noclegi w trybie hybrydowym:)) Dwie noce spaliśmy w " Zagrodzie pod lipami"(którą polecam całym sercem, albowiem gościnność Pani Renaty nie zna granic) i jedną pod namiotami przy moście w Brudzeniu Dużym. W tym roku mieliśmy bardzo duże ułatwienie logistyczne. Jedna z koleżanek nie płynęłą z nami i była transportem nas i naszych tobołów. Wysłała do kajaka delegaturę: swojego małżonka.
W czwartek obudziła nas ulewa. Ściana wody niezmiennie trwała. Opóźniliśmy wypłynięcie o godzinę i skróciliśmy trasę.
W końcu o dwunastej, w strugach wody, zwodowaliśmy kajaki w Mieszczku.
Dwie osoby, na samym starcie, zaliczyły wywrotki. Nie zapowiadało to dobrego dnia. Po dłuższym czasie udało się ogarnąć całą grupę i zacząć nasz coroczny, dziewiąty spływ kajakowy!
Rzeka wijła się malowniczo i trzeba było walczyć z wystającymi kłodami i gałęziami.
Nie obyło się bez kolejnej wywrotki. Dzięki obfitym opadom, tego lata, stan wody był wysoki i ominęło nas wiele przenosek. W Kwaśnym, przy starym młynie musieliśmy przetargać kajaki.
Mimo ciągłej ulewy dobre humory nas nie opuszczały.
Fot. M. Przybylska
( Fot. M. Przybylska )
Po sześciu godzinach i przepłynięciu 13km dotarliśmy do Choczenia. Przy młynie czekała na nas koleżanka, która zabrała nasze przemoczone ciała, w dwóch ratach, do Zagrody pod lipami. A tutaj czekała na nas nagrzana sauna!!! Po saunie, gospodyni uraczyła nas pomidorówką, pierogami z serem i jagodami. Na deser była szarlotka na ciepło! Dotarła do nas wiadomość, że najprawdopodobniej byliśmy jedynym spływem tego dnia na Skrwie:).
Na noc, w saunie, rozwiesiliśmy mokre ubrania, które w normalnych warunkach nie miałyby szans na wyschnięcie.
I tak byliśmy gotowi kontynuować spływ następnego ranka!