czwartek, 30 lipca 2015

Na podbój Sycylii. (Włochy Sycylia)


Pożegnaliśmy się z naszą łódką. Stając się ponownie ssakami lądowymi pojechaliśmy do wypożyczalni po zarezerwowane samochody. Włoski styl pracy nieustannie mnie zadziwia. 
Teoretycznie nie było problemów przy załatwianiu formalności, a i tak spędziliśmy tam ponad dwie godziny! W końcu udało nam się wyruszyć.
Naszym celem było Palermo.
Jadąc podziwialiśmy wspaniałe krajobrazy i miasteczka. 



Po południu osiągnęliśmy nasz cel. Miasto okazało się jednym wielkim zgiełkiem. Kierowcy jeżdżą tu jak wariaci, a przepisy drogowe są interpretowane z dużą dozą swobody. Klaksony używane są bez umiaru, 
Zatrzymujemy się na noc u gościnnego Włocha. Otrzymujemy pokoje z widokiem na port ( jednak nie możemy się rozstać z wodą...). 
Nasz gospodarz okazuje się być artystą. Wszystkie pomieszczenia i meble są pomalowane, przez niego, w niezwykły sposób. 
                                       
                                                (szafa w naszym pokoju)
Na ścianach wiszą obrazy, które można kupić. ( Jeden przypomina troszeczkę "Szał" Władysława Podkowińskiego.)
                                        
 Kiedy temperatura opadła idziemy zwiedzać miasto. 
Część damska została poinformowana, żeby nie zabierać po zmierzchu torebek, dużych aparatów fotograficznych i nie zakładać biżuterii! 
Wieczorem wędrujemy uliczkami miasta pełnego konrastów. Podziwiamy wspaniałą architekturę  Opery czy Katedry. 
Jest tu bardzo tłumnie. Kiedy schodzimy z głównych ulic czy placów widzimy zaniedbane uliczki i prowizorkę. Towarzyszy im nieraz smród ogromnej ilości śmieci. Mimo późnej pory panuje upał. 
    Rano udajemy się do Katakumb Kapucynów. Bezpośrednie spotkanie, z zawieszonymi na wyciągnięcie ręki ciałami, okazuje się dla niektórych odwiedzających zbyt ekstremalnym przeżyciem. Część zwiedzających wycofuje się po kilku minutach. 
W podziemiach klasztoru znajduje się ok. 8 tysięcy zmumifikowanych ciał zakonników i mieszkańców Palermo umieszczonych tutaj w latach 1533-1920. Zwłoki były poddane preparacji polegającej na moczeniu ciał w arszeniku. Są tu nawet sale gdzie znajdują się małe dzieci!? Jesteśmy zszokowani tym co widzą nasze oczy.
Największą atrakcją katakumb jest słynna  dziewczynka (bambina), nazywają ją również  śpiącą pięknością. Dwuletnia Rosalia Lombardino jest doskonale zachowana i wygląda jakby spała- co czyni to miejsce jeszcze bardziej szokującym. Działalność Kapucynów jest dla nas nie do przyjęcia. Zszokowani z ulgą opuszczamy klasztor i udajemy się w kierunku Agrigento. 
Po drodze przejeżdżamy przez "mafijne" Corleone. Zadziwaiający jest fakt, że w mniejszych miasteczkach na ulicach nie widać kobiet. Natomiast przed każdą knajpką wysiadują tłumnie Włosi. Robienie im zdjęć może różnie się skończyć...
Podróżując drogami Sycylii napotykamy piękne widoki.
I niespodzianki..
Druga część dnia mimo upału (37stopni!) jest absolutnie zachwycająca. Dolina Świątyń w Agrigento wzbudza nasz absolutny podziw! 


Łazikujemu po ruinach długi czas. Jedno co nas drażni to widok blokowiska Agrigente położonego nieopodal. 
Za to mieszkańcy miasta mają boski widok na świątynie!
Różnorodność Sycylii jest niesamowita...




 

wtorek, 28 lipca 2015

Koniec żeglarskiej przygody... ( Włochy- Wyspy Liparyjskie)


Ostatniego dnia Morze Tyreńskie z łagodnego baranka przeistoczyło się w groźnego lwa.
Niestety wcześniej uszkodziliśmy lewy saling. Kapitan zabezpieczył usterkę, ale mogliśmy pływać tylko prawym halsem?!
                                      

 
Zaczęło wiać 25 węzłów. Nasza lekko spanikowana załoganta Mira czuła się bezpieczniej w ogromniastym kapoku. 
                                           
Dopłynęliśmy do Mariny Portorosa ok 16. Tutaj naszym masztem zajęła się obsługa portu. 
Po kilku godzinach wymieniono saling i łódeczka była jak nowa.
Żegnajcie Wyspy Liparyjskie, witaj Sycylio!

poniedziałek, 27 lipca 2015

Nieśpieszna włóczęga (Włochy- Wyspy Liparyjskie)


Upał jest ogromny. Na szczęście, na łódce da się wytrzymać. Podziwiamy widoki.

Pławimy się do woli, a nasz kapitan szaleje na drewnianym trapie wzbudzając podziw na wszystkich łódkach. 


Zapływamy na wyspę Lipari, która przyciąga nas niezwykłymi zabudowaniami zamku z XII wieku. 
                                           
Jest to największa z Wysp Liparyjskich (37,6km kw). 
Włóczymy się po miasteczku podziwiając budowle i widoki. 


W jednym z niezwykłych kościołów mamy możliwość posłuchać magicznej gry na fortepianie ustawionym przed ołtarzem. Ja wzruszam się do łez.
Odwiedzamy również Katedrę San Bartolomeo, gdzie zachwycamy się krużgankami. 

Zwieńczeniem cudownego dnia jest kolacja w zatoczce przy zachodzącym słońcu. 
Taką włóczęgę misie lubią najbardziej..

sobota, 25 lipca 2015

Piekielna góra na Wyspie Stromboli. (Włochy-Wyspa Stromboli)


Żeglujemy niespiesznie w kierunku naszego głównego celu: Wyspy Stromboli.
Zatrzymujemy się w cudownych zatoczkach.

Załoga jak zawsze przygotowuje cudowne obiady ( np. pyszne krewetki).
                                          
Wreszcie naszym oczom ukazuje się wulkan Stromboli (924m n.p.m.). 
Jak zaczarowani obserwujemy spektakularne eksplozje. 
Cumujemy w towarzystwie pięknych jachtów.
Część z nas wędruje w górę do miasteczka, gdzie w knajpce przysiedliśmy na piwo i lody. Z tarasu mieliśmy wspaniały widok na zatokę.
Na wulkan Stromboli, powyżej czterystu metrów, można się wspinać tylko z przewodnikiem. Jednego dnia krater może odwiedzić do 80 osób. 
            Fot. R. Ciechowski
Każdy musi mieć wysokie skarpety i buty trekkingowe, kask, maskę, latarkę, plecak z wodą, bluzę.Jeżeli czegoś brakuje firma wspinaczkowa wszystko wypożycza. 
Grupy wychodzą za dnia, a wracają ok. 24. ( Nocą można lepiej obserwować erupcje wulkanu)
Z naszej załogi Robert okazał się się prawdziwym bohaterem i w upał (+37stopni!) poszedł zdobywać szczyt.
Wrócił po północy zachwycony wyprawą. 
          Fot. R. Ciechowski
Oczywiście dostał na spóźniony obiad krewetki przygotowane przez Anię.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        

Włoskie lenistwo (Włochy- Wyspy Liparyjskie)


Temperatura powietrza jest +37 stopni. Odbiór łódki w Marinie Portoroso na Sycylii i zaprowiantowanie w sklepie bez klimatyzacji jest masakrą. Okazuje się, że nowa łódka ma uszkodzone 2 zbiorniki na wodę ( a jest ich trzy). Włosi głupio się tłumaczą...Upał w porcie jest dobijający i mimo braku wody na łodzi decydujemy się opuścić port i płyniemy na Wyspy Liparyjskie. 
I jest to super decyzja! Dzielimy się jak zawsze winem z  Neptunem.


Na morzu od rybaków kupujemy tuńczyka i mamy pyszne dwa obiady. 

Temperatura wody jest +32stopnie! Pławienie się w wodzie jest prawdziwą frajdą. 

Noc w zatoczce przy wyspie Vulcano jest super.
Oczywiście płyniemy do zatoki Vulcano Porto. Mamy wrażenie, że znaleźliśmy się " w przedsionku piekła". Cumując łódkę czujemy silny zapach siarki. Wyspa Vulcano zajmuje powierzchnię 21km kwadratowych. Płyniemy pontonem na ląd i idziemy czarnym, wulkanicznym żwirem zobaczyć aktywny Wielki Krater.
Wspinaczka jest prawdziwym piekłem, a smród siarki nie pomaga. 
Widoki z góry są super, a sam krater robi na nas niesamowite wrażenie.

Przy zachodzącym słońcu wracamy na łódkę aby pomoczyć się w wodzie.
Okazuje się, że niedaleko naszej łódki znajdują się gorące błota, a z dna morza wybuchają gorące gejzery. 
Ciemną nocą płyniemy tam i moczymy zmęczone ciała ponad godzinę. Jest bosko mimo smrodu siarkowodoru.