wtorek, 31 grudnia 2013

Byle dalej



Narty na zimowych wyjazdach są numerem jeden. Jednak bez względu na pogodę zawsze organizujemy trekking. Trasa wynosi min 20 km. Wcześniej panowie niezwykle wnikliwie przygotowują trasę. Uczestnicy podczas takich wędrówek mogą zapomnieć o braku przygotowania. Dobre kije, buty, ochraniacze i odzież sà niezbędne. 
Oprócz tego każdy ma kanapki, mały termosik i oczywiście piersiówkę soplicy orzechowej lub pigwowej!
Tym razem eskapadę rozpoczynamy w Kosarzyskach. Wędrując napotykamy zimę i wiosnę.





Widoki są niesamowite. 
A widok Tatr - absolutnie powalający. 
Dotarliśmy na  Wielki Rogacz do Suchej Doliny i na Eliaszówkę.
                                        
 Na Eliaszówce szliśmy szlkakiem kurierów partyzanckich z II Wojny Światowej. Zastała nas noc i ostatni odcinek przedzieraliśmy się przez krzaki przy włączonych latarkach. Na końcu naszej drogi napotkaliśmy niezwykle przyjaznego kociaka. 
Tym razem przeszliśmy tylko 20 km i nie mieliśmy dość..

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zwykły dzień


Zrywamy się o 9 aby zdążyć na 9.30 na śniadanie. O 10.15 jesteśmy na stoku, na Szczawniku i tu "męczymy" się parę godzin.
 Jesteśmy pełni podziwu dla pracowników tej stacji. Od kilku ładnych dni jest prawdziwie wiosenna pogoda, a trasa przygotowana jest fantastycznie. Nie ma żadnych przetarć, ani wystających kamieni. 

Lekko zmęczeni pędzimy do ośrodka bo głód daje o sobie znać. 
O odpoczynku nie może być mowy bo dziś mamy ognisko, na którym jest przepyszny smalec z ogórkami, kaszanka i kiełbaski.
W ramach programu odchudzania obżeramy się ocierając się o pękniecie  ( jak Mr Gruby z Monty Python).
Grzaniec Galicyjski "sponsor naszego wieczoru" pomaga nam przetrwać zimno wieczoru.
Atmosfera przy ognisku jest bardzo gorąca. 

Grupa wyje rozmaite piosenki.

Niestety nadchodzi czas kiedy trzeba pomyśleć o zaprowadzeniu naszych ciał na zasłużony odpoczynek. Przecież jutro też jest dzień..

środa, 25 grudnia 2013

Przepis na Wigilię w górach


Jaka ma być? To proste. Szczypta fantazji, zebrana rodzinka i zapakowane w samochodzie bambetle. Teraz wystarczy dotrzeć na wybrane miejsce. 
Wbrew złym prognozom pogody w okolicach Krynicy jest śnieg i są czynne wyciągi. 
Wigilijny ranek rozpoczynamy oczywiście nartami. 
Stok na Wierchomli jest bardzo dobrze przygotowany, a ludzi niewiele.
                                  
Możemy szaleć do woli, bo w tym roku nie musimy spędzać czasu przed Wigilią w kuchni! 
Po powrocie z nart mamy trochę czasu na ogarnięcie się przed uroczystą kolacją. 
Wigilia jest niezwykle sympatyczna-oczywiście dzięki gospodarzom i gościom. W Warszawie nie mamy szans na przybycie kolędników. W polskich górach na szczęście ta wspaniała tradycja jest wciąż żywa. Wspólne kolędowanie ze śmiercią i diabłem było magią. 
Śpiewanie z kolędnikami rozpoczęło nasze kolędowanie do  późnego wieczoru. Śpiewaliśmy nawet na kilka głosów, a prym wiodło trzech tenorów. 
Jak widać przepis na udaną Wigilię musi zawierać też dobry humor!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rodzinkowe podróżowanie


Jeżeli święta mają być rodzinne to nie mogliśmy pojechać w góry, a zostawić naszej kotki w domu. Zapakowaliśmy samochód razem z kocim, podróżnym kontenerkiem. Simi często z nami podróżuje, ale nie przepada za tym absolutnie. Pierwsze dwie godziny płakała żałośnie. Nie wytrzymaliśmy tej rozpaczy. Ubraliśmy ją w szelki i smycz i pozwoliliśmy na swobodne zachowanie. Podniecenie zwierzaka sięgnęło zenitu. Łaziła podekscytowana od okna do okna. 
                                      
Jedynie nie mogła chodzić po kierowcy. Po kilkunastu minutach znacznie się uspokoiła. Mając smycz wyprowadziliśmy ją nawet na krótki spacer. Wyraźnie nie była zachwycona ograniczeniem swobodnego biegania do czego jest przyzwyczajona. Dalsza jazda nie była już dla niej problemem. Spokojnie patrzyła przez okno ku uciesze innych ludzi. 
Od czasu do czasu wynajdowała sobie miejsce na krótki sen ( najlepsza do spania była kurtka Wojtka).
 I tak dotarliśmy do Muszyny. 
Jest śnieg i na Wierchomli są niezłe narciarskie warunki! To będą fajne święta!

piątek, 20 grudnia 2013

To życie..


Tak sobie piekę "Dorotkowe ciasteczka", przystrajam dom i takie tam.. 
Cały czas w tyle głowy  kołaczą mi się niepokojące myśli. Ma na to oczywiście wpływ niedawna wyprawa do Kambodży, Tajlandii i Laosu. Życie w tych krajach jest bardzo ciężkie, szczególnie poza turystycznymi miejscami. Kobiety i dzieci od najmłodszych lat pracują bardzo ciężko. 
 Z mizernym skutkiem zresztą. Na szczęście panujący tam klimat nie wymaga noszenia ciepłych butów i ubrań. Dzieci biegają nago lub ubrane są w (delikatnie mówiąc) zużyte rzeczy. O sandałkach czy klapkach możemy zapomnieć. 
Patrząc na europejskie przedświąteczne szaleństwo mam wyrzuty sumienia wspominając spojrzenia azjatyckich dzieci. Pewnie mi to przejdzie ( jak to Europejczykom).
 Z okazji świąt kupujemy masę nieistotnych pierdół, które zaniedługo będą rzucone w kąt. Nie doceniamy jakimi jesteśmy szczęśliwcami. 
Jedni mają za dużo, inni mają niewiele. Ech życie..

środa, 18 grudnia 2013

Dajmy choinkom szansę..


Ostatnie lata zmieniły nas bardzo w podejściu do otaczającego nas świata. 
Do niedawna nikt nie zauważał męczarni świątecznego karpia nim trafi na nasz stół. 
Żywego karpia kupiliśmy raz. Pływał sobie w wannie ku uciesze naszych dzieci. Na dwa dni przed Wigilią zaczęła nas zżerać panika kto go będzie mordować?! Wniosek był podjęty błyskawicznie: jutro jedziemy wypuścić go do Warszawskich Łazienek! Tam w stawie królewskim będzie pływać z innymi. Niestety kiedy następnego dnia wróciliśmy do domu zastaliśmy go nieżywego na podłodze. Wyskoczył biedak z wanny.. Dzieciom powiedzieliśmy, że został wypuszczony na wolność. Nigdy więcej nie kupiliśmy żywej ryby.
Co roku przed Świętami Bożego Narodzenia ludzkość ogarnia szał zakupów. 
W Polsce mamy dwa obowiązkowe punkty świąt: karp i choinka. W przedświątecznym tygodniu punkty sprzedaży choinek są wszędzie. Wędrując po sklepach ogrodniczych mam wrażenie, że jestem w lesie  ( tylko choinki są jakieś dziwne bo nie mają korzeni..).
Zdobią one nasze domy przez dwa tygodnie i są wyrzucane. Sporo choinek nie zostaje kupionych. Leżąc i schnąc, na ulicach, przez wiele dni są naszym wyrzutem sumienia. 
Oprócz punktów sprzedaży choinek, które pochodzą ze szkółek hodowlanych sprzedawane są również choinki z nielegalnego wyrębu! Facet idący do lasu z siekierą nie wycina słabego, chorego drzewka. Żeby być dwu-trzymetrową choinką potrzeba ładnych paru lat, ale to kłusownika nie obchodzi. 
Większość z nas pragnie żywej choinki na święta. Jestem gorącą zwolenniczką kupowania choinek w doniczkach. Powinniśmy kupować je w sklepach ogrodniczych, a nie w sprzedaży ulicznej. Są wtedy w większych doniczkach- z większym systemem korzeniowym mają szanse na przeżycie, kiedy po świętach są wsadzone do ziemi. Na swoim koncie mamy kilka wspaniale rosnących świerków, które były choinką wigilijną! 
Dajmy choinkom szansę!

sobota, 14 grudnia 2013

Viola Wojtek Barcelona


To miasto czaruje nieustannie i warto temu czarowi poddać się absolutnie. Nie zawsze trzeba bezkrytycznie słuchać się przewodników. Zwiedzając popularne miejsca, opisane w różnych informatorach, najprawdopodobniej spotkamy tłumy turystów, którzy również czytali te same opisy. 
Fajnie jest rano (w tym mieście rano zaczyna się o 11) zjeść śniadanie nad morzem (wszędzie można zakupić wspaniałe kanapki i soki)  i popatrzeć na mieniące się w promieniach fale. 


Po nieśpiesznym śniadaniu z Torre San Sebastian jedziemy koleją linową (Transbordador Aeri) na wzgórze Montjuic. 
Roztaczający się widok zapiera dech w piersiach. Rekomendowane w przewodnikach widoki z Sagrady Famili, Katedry (La Seu) i Tibidabo nie mogą się absolutnie równać z tym co widzimy z wiszącego na linie wagonika. 
Z jednej strony widać po horyzont morze, pod nami rozległy port, a z drugiej strony widać czarodziejkę Barcelonę z najbardziej znaną ulicą Ramblas ( kiedyśj płynęła tędy rzeka). 


Przy górnej stacji kolejki jest knajpka z nasłonecznionym tarasem. Pijąc tu wyśmienite capuccino napawamy się widokiem. 
Widzimy nawet akcję strażaków, którzy nieudolnie usiłują postawić przewrócony samochód. 
Ze słonecznego tarasu leniwie dochodzimy do następnej kolejki linowej w Parc de Montjuic i wagonikiem docieramy do XVIII- wiecznego fortu obronnego. 
Panorama miasta i portu objawia się ponownie w pełnej krasie. 
Można tu również zobaczyć kolekcję ogromnych armat i różnego rodzaju militaria.

Szkoda tylko, że to miejsce po wojnie domowej, wsławiło się torturowaniem i mordowaniem więźniów politycznych.
Ze wzgórza bez problemów (kolejką) docieramy do centrum miasta.
Jesteśmy głodni! Idziemy na targ spożywczy (Mercat de la Boqueria) przy La Rambli. Sposób wystawiania żywności jest tu niesamowity.

A jedzenie owoców morza, na wąskiej  ladzie fantastyczne! 
Atmosfera jest tak przyjazna, że nie chce się opuszczać tego miejsca.
Najedzeni włóczymy się po Gotyckiej dzielnicy- sercu miasta.
Tutaj w plątaninie średniowiecznych uliczek znajdują się prawdziwe perły architektury, którą jest np Katedra (La Seu). W tym miejscu świątynia (przebudowywana przez stulecia) powstała na początku chrześcijaństwa. 
W katedrze można zobaczyć oazę spokoju-wirydarz ze strzegącym go (zamiast psów) stadem 13 gęsi.
Po zmierzchu ulice czarują kolorami. Ilość barów, kafejek i restauracji jest 
oszałamiająca. 
Jesteśmy niedaleko słynnej restauracj 4 Gats, więc decydujemy się zobaczyć to osławione cudo z kopią słynnego malowidła dwóch mężczyzn na tandemie. 
Wystrój knajpki jest bardzo ciekawy, ale na tym kończą się zalety tego lokalu. 
Zmanierowani kelnerzy leniwie poruszają się po sali ( nikt tu nie musi zabiegać o klienta- przecież każdy przewodnik informuje, że bywali tu czołowi artyści stylu modernista, a także młody Pablo Picasso!).
Do podanego talerza krewetek nie otrzymuję sztućców, ani serwetek. Kelner widząc wyjmowanie przeze mnie chusteczek z torby wykazuje się zerem reakcji. Stoły są tu kamienne, więc opieranie rąk na zimnych blatach nie należy do przyjemności. Jedzenie jest takie sobie- ale ceny zacne! No cóż.. Dobrze, że w tym mieście jest wiele innych miejsc gdzie można fantastycznie zjeść ( i nie zawsze drogo).
Każdy na szczęście może odkryć swoją Barcelonę..