środa, 28 grudnia 2016

Tutaj poczuliśmy prawdziwą magię Wigilii i Świąt Bożego Narodzenia


Perfekcyjnie przygotowana Wigilia i atmosfera panująca podczas tych świąt spowodowała, że już planujemy następne święta w górach.
Wigilia w schronisku na Wierchomli była taka jaka powinna być: z opłatkiem, ciepłą atmosferą i oczekiwaniem przez dzieci, z nosem przy oknie, na dzwoneczki sań Św. Mikołaja. 
Tutaj to naturalne, że Mikołaj przyjeżdża saniami. Co prawda w pierwszej minucie pobytu Mikołaja powiało grozą kiedy usiłował usiąść na wiszącym fotelu, który uciekł spod pupy i Święty nakrył się nogami:))
                                
 Na szczęście  nic się nie stało i wszyscy zostali obdarowani prezentami. 
Dla mnie przebojem kulinarnym tego wieczoru była kutia.
Po obżarstwie rozpoczęliśmy kolędowanie. Józek grający na skrzypcach był lekko załamany naszymi głosami, ale musiał nas zaakceptować i już. 
W kolędowaniu uczestniczyły również bębny i bębenki. 
Gwiazdą wieczoru był śpiewający piesek Pan Leon. 
Nasze psy nie śpiewały, za to Szekla ukradła ze stołu pstrąga..
Na koniec ulepiliśmy sporego bałwana.
W Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy absolutnie aktywnie.
Niektórzy byli na nartach.
Niektórzy na trekkingu z psami. 
Podczas drugiego dnia niemożliwym było poruszanie się po śniegu. Wzięliśmy ze schroniska rakiety śnieżne. 
                                    
Było to dla nas nowe doświadczenie. Pierwsze kilka minut chodzenie z wielkimi łopatami było  dziwne, ale z czasem stało się wielką przyjemnością. 
                                     
Dzięki rakietom zeszliśmy czarnym szlakiem do Wierchomli. 
Zrobiło się późno, a my nie mieliśmy latarek. Na szczęście pozwolono psom jechać na wyciągu krzesełkowym! Demi jechała dzielnie, natomiast młoda Szekla płakała całą drogę.
Kiedy wędrowaliśmy szczytem towarzyszył nam fantastyczny zachód słońca. 

W takich chwilach można zrozumieć co w naszym życiu jest najważniejsze. 
27 grudnia pożegnaliśmy nasz domek i schronisko. 
Podczas niezłej zadymki rozpoczęliśmy zejście do Szczawnika. 
Samochód terenowy schroniska zwiózł nam bagaże.
To były wspaniałe cztery dni i będziemy do tych chwil wracać nie raz. 
Teraz przed nami następny cudowny czas i przejazd do następnego miejsca..

sobota, 24 grudnia 2016

Święta tuż tuż...


Święta tuż tuż, a my w samochodzie i jedziemy w góry!
Po kompletnej panice, spowodowanej nawałem pracy i przeciwnościami losu, udało się nam spakować ( na pewno nie wszystko) rzeczy, psa i nas! Lekko nie było! 
W Nowym Korczynie przeprawiliśmy się promem. Sunia była niezwykle podekscytowana. 
                                     
O 15 byliśmy w Szczawniku. 
                                     
Po zmroku przyjechała terenówka, ze schroniska, po nasze bagaże. My z psem musieliśmy tam dotrzeć piechotą. Nocny, sześciokilometrowy spacer przez ośnieżony las przy rozgwieżdżonym niebie był mega romantyczny.  Schronisko przywitało nas zupą pomidorową i pierogami. Po kolacji przystąpiliśmy do ubierania choinki samodzielnie zrobionymi ozdobami. 

Robiliśmy "żadanice"- szmaciane kukiełki, które spełniają życzenia. 
                                     
Można je wykonać tylko ze starych ubrań i nie można używać nożyczek! Wykonuje się głównie dziewczynki. Ja na prośbę panów zrobiłam dodatkowo chłopaka. 

Ozdoby wyszły przecudnie co potwierdził jeden z kotów wdrapując się na drzewko i kradnąc jedną szmaciankę, którą zrobiła Ania!
                                          
O to moje dzieła:
                                     
     
O 24 doszli do nas córka z zięciem i ich psem. Czekaliśmy na nich oczywiście z zupą i pierogami!
Rano wstaliśmy niewyspani bo psy szalały całą noc taranując wszystko i wszystkich.
Po śniadaniu wzięliśmy narty i dechy na plecy i poszliśmy z psami na stok. 
Dwukilometrowa trasa ze sprzętem trochę nas wykończyła. Psy były zachwycone. Szalały w białym puchu. 
                           
Narty przy znikomej ilości ludzi, niewielkim mrozie i świetnie przygotowanej trasie na Wierchomli były prawdziwą przyjemnością. 

Po powrocie wszyscy zalegli na małą drzemkę ( psy również). Po drzemce byliśmy gotowi do Wigilii. Muszę przyznać, że przyjazd tutaj był genialnym pomysłem! 



czwartek, 22 grudnia 2016

Pierników nadszedł czas


Piąty raz spotkaliśmy się na naszym piernikowym wieczorze. Uwielbiam nasze przedświąteczne spotkania kiedy uwalani w mące gadamy o niczym i o wszystkim... Część z nas miało pomysł dodatkowego lepienia pierogów i uszek. Na szczęście ograniczenie czasowe nie pozwoliło nam rozpocząć tego szaleństwa. Grupowe pierniczenie początkowo niosło ze sobą kompletny  chaos w kuchni. Na szczęście finał (jak każdego roku) był imponujący.
W święta rodziny znowu będą chrupać nasze cudeńka!
                              

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Srebrny medal naszej suni z egzaminu na PT-1!!!


Z początkiem października zapisałyśmy się ( ja i nasza sunia) na  kurs: PIES TOWARZYSZĄCY 1 STOPNIA. 
Trzy miesiące ciężko pracowałyśmy w grupie kilkunastu psów. W tym roku Polska złota jesień do Polski nie zawitała. Było to naszym przekleństwem. W listopadzie i grudniu zajęcia odbywały się przy ulewnych deszczach, gradzie i deszczu ze śniegiem. Na placu taplaliśmy się w głębokim błocku. Komenda siad lub waruj była dla psów, w tych warunkach, niezwykle trudnym wyzwaniem. 17 grudnia mieliśmy egzamin wewnętrzny, a 18.12.2016 stanęliśmy przed Główną Komisją Szkolenia Psów. 
Psy na placu meldowały się dwójkami. Naszym egzaminacyjnym partnerem był golden retriever o imieniu Fado. Jego przewodniczką była Violetta(!!!!) co przyjęłyśmy za dobry omen. 
Nerwowość wśród przewodników była ogromna. Niektórym psom udzielała się nerwowa atmosfera. Na egzamin dojechały grupy trenujące w innych dzielnicach Warszawy. To też spowodowało u naszych psów dodatkową ekscytację. Słowem lekko nie było. 
Oczekiwanie na wyniki egzaminu ciągnęło się w nieskończoność.
Wreszcie zaczęto wyczytywać nasze punktacje.
Okazało się, że Demi zdobyła srebrny medal, a Fado złoty! 
                               
 Nasz team szalał z radości!
Opłaciła się ciężka, mozolna praca i nie opuszczanie zajęć przez trzy miesiące!
                               


wtorek, 13 grudnia 2016

Międzynarodowa Wystawa Kotów Rasowych- moja zwykła niedziela


Weekend w Warszawie był koszmarny. W całej Polsce nie było lepiej.. Lało dwa dni. Na niebie były chmury, a na ziemi błoto. 

W czwartek córka wysłała na konkurs śmieszne zdjęcie naszej kotki, dzięki, któremu wygrałyśmy darmowe wejście dla dwóch osób na Międzynarodową Wystawę Kotów Rasowych!

W niedzielę rano stawiłyśmy się, z koleżanką, na wystawie. ( Nie wiedzieć czemu psy zostawiłyśmy w domu...) 

Dorosłe koty dumnie wylegiwały się w klatkach. 

Widać było, że są oswojone z wystawami. Maleństwa też nie okazywały niepokoju i bawiły się beztrosko. 

Przy stołach sędziowie oceniali kocie piękności. 

Futrzaki nie jednej osobie skradły serce. 




Gdyby nie to, że mam dom pełen zwierzaków, na pewno wróciłabym z futrzanym maleństwem.

 Przedpołudnie było miłe, a po południu przyszło mi w deszczu i błocie stawić się na tresurę z psem i było hardcorowo - co też uwielbiam! 


wtorek, 6 grudnia 2016

Co ze sobą zrobić w smutne jesienne dni z długimi wieczorami? ( Program naprawczy)


Wiele osób skarży się na nudę podczas smutnych, jesiennych dni. Sezon grillowań się skończył ( nie zgadzam się z tym do końca), działki pozamykano na zimę i co tu robić o tej porze? 

(Nie wiem czy jestem osobą, która powinna odpowiedzieć na to pytanie, albowiem moją hiperaktywnością mogłabym obdzielić kilka osób lub je zamęczyć). 

W programie naprawczym przedstawię kilka moich pomysłów i nie będzie to robienie świątecznych zakupów! 

Otóż:

Możemy sporo czasu, w tym okresie, poświęcić na kino i teatr- ale to możemy robić wieczorami kiedy nie ma już słońca. ( Ja, w listopadzie, byłam na kabarecie i koncercie, które opisałam wcześniej).

Właściciele psów (skoro już się na nie zdecydowali) powinni ten fakt wykorzystać z korzyścią dla siebie i swoich pupili. Kiedy kończymy pracę jest już ciemno. 

Jeżeli mamy psy średniej wielkości lub duże zwleczmy nasze cielska wcześniej i idźmy na długi, energiczny poranny spacer. 

Kiedy dzwoni mój budzik jest jeszcze ciemno i nie chce mi się wstawać jak sto diabłów ( nieraz ulegam pokusie i śpię dłużej, a potem mam kaca moralnego). 

Kiedy jednak zmuszę się do wstania i ciepło ubrana wychodzę z sunią na łąki jestem zachwycona. O wschodzie słońca wszystko wygląda niezwykle ( nawet krzaki nieopodal). 

Pies jest przeszczęśliwy.

                             
      Wracam do domu nie zmęczona, ale pełna energii i gotowa do walki z wszelkimi przeciwnościami losu i mam od rana dobry humor!

To jest początek moich propozycji programu naprawczego...