poniedziałek, 26 października 2015

Willa dla suni


Przyjechała oczekiwana  ( przez nas, bo pies miał to w absolutnym poważaniu) ocieplana buda z tarasem ( cokolwiek to znaczy). Zostałam poinformowana przez wykonawcę, że DHL po odebraniu przesyłki,  ma się ze mną umówić na godzinę dostawy. Rano pojechałam do pracy. Po dwunastej zadzwonił przewoźnik z informacją, że czeka przed bramą! Życzliwa sąsiadka, będąca akurat w domu, otworzyła bramę. Kierowca oświadczył, że budy nie będzie sam nosił. Na zapytanie: a co robi drugi pan w samochodzie, odpowiedziano, że został zwolniony i jest grzecznościowo odwożony do domu!? Sytuacja była lekko patowa. Koniec końców buda została pozostawiona, na ulicy, przed naszym ogrodzeniem i "róbta co chceta"!
 Po powrocie z pracy ok. 150 kg przetargaliśmy na pożyczonym wózeczku (niestety nie dysponowaliśmy wózkiem jak DHL).
Willa wreszcie stanęła na wybranym miejscu. 
Ja byłam zachwycona, ale Demi zdecydowanie mniej. Nie weszła do środka nawet po wrzuconą tam kość! Jedynie zajrzała przerażona i uciekła z niczym.
 No cóż, jak jej tyłek zmarznie to doceni swoją rezydencję! 

czwartek, 22 października 2015

Gadzia przyjaźń


Nasza żółwica o wdzięcznym imieniu Zuzia ( początkowo była uznawana za chłopaka) nie jest pokornym żółwiem. Wykorzysta każdą chwilę żeby zwiać. Niekiedy udaje jej się zniknąć na dłużej, a my w panice przeszukujemy wszystko co się da!
Nieraz kiedy wszyscy domownicy rozjeżdżają się w różne strony świata zawozimy ją do naszych przyjaciół, którzy mają żółwicę o imieniu Spidzia.
Pczątkowa znajomość naszych pupili przebiegała dosyć burzliwie. Otóż gospodyni nieźle była wkurzona pojawieniem się rywalki! Zuzia nie była dopuszczana do jedzenia i była nieźle pogryziona. O wspólnym pobycie w terrarium nie mogło być mowy. Swobodny pobyt na podłdze też nie wchodził w grę bo Spidzia uparcie śledziła gościa i dopadała w najmniej oczekiwanych momentach! Tak więc jedna spędzała czas w terrarium, a druga zażywała swobody na podłodze.
Przy następnym pobycie naszej ulubienicy, znajomi byli już mentalnie przygotowani na ekscesy swojego gada. 
O dziwo gospocha "przywitała się" grzecznie i pozwoliła naszej spokojnie jeść sałatę. 
                   Fot. M. Piątkowska
Przez tydzień nie było żadnego awanturnictwa. Spidzia łaziła za Zuzią krok w krok i musiała spać w tym samym kącie, choćby tam było nie wiem jak ciasno! O nieprzyjaznych gestach nie było jednak mowy.
Wszyscy mieli ubaw widząc nierozłącznie maszerujące żółwie. I proszę- gadzia przyjaźń jest możliwa!

sobota, 17 października 2015

"Praktykant"


Pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza, a wieczory stają się każdego dnia dłuższe. Dla zapracowanych i zagonionych, a właściwie dla wszystkich polecam film "Praktykant" Bena Whittakera. 
Główny bohater- Ben ( Robert De Niro) będąc 70 letnim wdowcem odkrywa, że emerytura to najnudniejszy okres w jego życiu. Znajduje przez przypadek ogłoszenie i rozpoczyna staż w niedawno powstałej redakcji strony internetowej o modzie.
                                      źródło: filmweb.pl

 Znów życie nabiera barw i poznaje w pracy piękną Fionę (Rene Russo). Ich pierwsza randka odbywa się na pogrzebie i stypie! 
                                          źródło: filmweb.pl

Nie jest to typ głupawej komedii. Film nasycony jest ciepłem i cudownym humorem. 
Pewnie Oskara nie będzie, ale zobaczyć warto.

czwartek, 8 października 2015

Powrót kotki marnotrawnej..


Tego dnia nic nie zapowiadało tak wielkiej niespodzianki. Po powrocie z pracy, szybko zorganizowałam obiad. Tuż przed wyjściem na fitness zadzwoniła moja komórka. Pani grzecznie zapytała czy dawałam ogłoszenie  o zaginionej, biało-czarnej kotce i czy w/w się znalazła. Odpowiedziałam ( zgodnie z prawdą zresztą), że niestety pomimo licznych ogłoszeń futrzak nie wrócił do domu. 
Następnym pytaniem było, czy kot miał wszczepionego chipa. I tu też moja odpowiedź była pozytywna. Podane przeze mnie cyfry zgadzały się! 
Nieważne już były moje wieczorne zajęcia! Liczył się tylko powrót Simi. Wsiedliśmy z mężem do samochodu i pognaliśmy na podany adres. Jadąc zastanawialiśmy się dlaczego zadzwoniono pod mój numer telefonu, skoro podczas wszczepiania chipa były podane dane i nr tel naszej starszej córki! Wątpliwości czy to jest nasz kot doprowadziły mnie do łez. 
Pod wskazanym adresem znajdowała się księgarnia wysyłkowa. Przemiłe panie wprowadziły nas do biura. Kotka gdzieś się zawieruszyła, ale na moje wołania przybiegła natychmiast. Dała się pogłaskać, po czym usiadła i zaczęła miaukliwie gadać ( jak zawsze miała w zwyczaju). 
Po zapakowaniu Simi do kontenerka ( za którym zawsze nie przepadała), panie opowiedziały nam jej historię.
 Miesiąc temu znalazły ją wychudzoną na śmietniku. Kotka nie uciekała i zachowywała się bardzo przymilnie ( trzeba przyznać, że to potrafi robić perfekcyjnie). Panie zaczęły ją karmić i futrzak błyskawicznie stał się rezydentem w magazynie i biurze. Opiekunki okazały się niezwykle odpowiedzialne. Obawiając się pojawienia małych kociaków udały się ze swoją podopieczną do weterynarza. Ten po ogoleniu brzuszka zobaczył, że kotka została już wysterylizowana! Poza tym została kiedyś zachipowana! Niestety po wpisaniu kodu do systemu okazało się, że jest aktywny, ale nie ma żadnych danych!!! Kot został zbadany, odrobaczony i wrócił do księgarni. Kobiety stwierdziły, że jeśli ktoś o kota tak zadbał to na pewno dał jakieś ogłoszenia na forach internetowych. Usiadły przed komputerem i zaczęły przeszukiwać zgłoszenia, których są setki! Trzeba dodać, że pierwsza informacja o zaginięciu była 15 kwietnia (prawie pół roku temu).  Panie cierpliwie przeglądały zdjęcia i na jednym rozpoznały Simi! Tutaj był podany mój numer telefonu! 
Rodzina i przyjaciele stwierdzili, że to cud! Moim zdaniem to nie był żaden cud. Simi napotkała na swojej drodze cudownych ludzi, którzy potrafili pochylić się nad nieszczęsnym, brudnym kotem. Natomiast kiedy zorientowano się, że kotka miała kiedyś swój dom potrafiono zrozumieć żal poprzednich właścicieli! Upór i determinacja dwóch kobiet doprowadziły do szczęśliwego zakończenia. Mimo degradacji wartości są jeszcze ludzie, którzy potrafią się zachować jak LUDZIE! Dzięki nim ten świat tak szybko się nie podda i będzie chronił to co najważniejsze!
   Wracając do domu zastanawialiśmy się czy sierściuch , po półrocznym pobycie na gigancie, będzie pamiętać nasz dom. Obawy okazały się błędne. Kotka błyskawicznie obiegła swoje włości. 
W łazience upomniała się o swoją szklankę z wodą, która stała zawsze na umywalce. Zajrzała czy w szafie jest jej kocyk. A wieczorem władowała się nam do łóżka. 
Nie wróciła zabiedzona, a wręcz odwrotnie ( nieźle jej dogadzano). W dodatku nie chce jeść suchej karmy! Tak jak była karmiona w księgarni ja też kupiłam jej tuńczyka i kurczaka firmy Purina. 
Radość nasza jest ogromna, a obawy nie mniejsze. To nie pierwsze zaginięcie Simi ( poprzednie opisałam 27.03.2015, w poście " Niesamowita historia"). Teraz  kilka dni spędzi zamknięta w domu, ale kiedyś znów wyjdzie na dwór. I wtedy będę umierała ze strachu...

poniedziałek, 5 października 2015

Taki zwykły weekend....


W piątek, po pracy pojechaliśmy do znajomych oblewać pięknie wykończony taras wokół domu. Każdy przywiózł furę jedzenia, więc lekko nie było. Nasze psy szalały. 
Pierwszą część wieczoru spędziliśmy na tarasie, a drugą z powodu zimna, w domu gdzie  kontynuowaliśmy burzliwe dyskusje na wszelkie możliwe tematy. 
Sobota obdarowała nas fantastyczną pogodą. Przedpołudnie spędziliśmy na malowaniu schodów na działce i na licznych pracach gospodarskich. 
Żal było nie wykorzystać takiej pogody. I tak skrzyknęliśmy kilka osób na wieczorne ognisko. Sąsiedzi mają oczko wodne na swojej działce, w której pływają karpie. Pomysł przyspieszenia Wigilii i złapnia przynajmniej jednego karpia wydawał się super pomysłem. Ryby okazały się bardzo sprytne i cztery osoby uzbrojone w podbieraki musiały się nieźle wysilić. 
                    
  Po 30 minutach udało nam się złapać ogromnego osobnika, który ważył 5,5kg! 
                    
Niestety musiał ostrzec kolegów, w stawie, o naszych zamiarach, bo reszta schowała się skutecznie i prośby ani groźby nie spowodowały następnych sukcesów. 
Wieczór przy ognisku był strzałem w dziesiątkę. 
W niedzielę udaliśmy się na grzyby. Las był piękny. Niestety grzybów nie znaleźliśmy wiele. Za to muchomory jak zawsze zdobiły zagajniki.
                     
Piękny zachód słońca obserwowany na pomoście przy herbacie z miodem był super podsumowaniem weekend'u.
I proszę: nie trzeba jechać w dalekie kraje żeby być szczęśliwym..