środa, 29 marca 2017

Jeździmy, nie śpimy! ( Austria )


W niedzielę pojechaliśmy do Sportgastein. Kupiliśmy tu karnety na 7 dni ( ok 250 euro) Mgła uczepiła się szczytów i nie chciała odejść. Męczyliśmy się przepotwornie. Nie było widać końca nart. Błąkaliśmy się jak dzieci we mgle.
Na szczęście w poniedziałek słońce przypomniało sobie w Bad Hofgastein i zawitało w pełnej krasie. Byliśmy zachwyceni. 
Pod koniec marca jest bardzo mało ludzi na stokach. 
Nasza grupa bez ograniczeń mogła szaleć całe dnie.

                              ( z przerwą na lunch oczywiście)
Jedynym mankamentem był ciężki śnieg pod koniec dnia. Ale cóż, przynajmniej przyjedziemy opaleni...

niedziela, 26 marca 2017

Wyprawa po śnieg.


Nacieszyłam się słońcem na Bali. Kości się wygrzały. W Europie zawitała kalendarzowa wiosna. Jest to dla mnie najlepszy czas aby pojechać na narty. Dzień jest już w miarę długi i można liczyć na piękne narciarstwo w słońcu bez szalonych mrozów. 
Tak więc wyruszamy samochodem do Austrii. 
Nocujemy w Czechach w Starym Iczinie. 
"Zámeček pod hradem" wita nas ciekawymi wnętrzami gdzie jemy bardzo dobrego pstrąga i ser camembert z grilla z bakłażanem i cebulką. 
Oczywiście będąc w Czechach nie możemy się nie napić dobrego piwa. Otrzymujemy apartament, który znajduje się w baszcie! Z niewielkiego saloniku schodami wchodzimy na górę gdzie jest okrągła sypialnia z maleńkimi oknami.
Po wczesnym śniadaniu nie możemy przepuścić takiej okazji i nie odwiedzić ruin zamku z XIIIw. 
            Fot. J. Soliński

Przecież na tych terenach mieszkał słynny rozbójnik Rumcajs, a na zamku panował Jaśnie Pan, który (sacrebleu) klął szpetnie po francusku! 
Z zamku rozlega się piękna panorama.
W doskonałym nastroju wracamy do samochodów. Teraz pozostała nam droga do Bad Gastein i już...
O 15 zajeżdżamy na miejsce gdzie czeka na nas wspaniały dom.
Będzie fajnie!

piątek, 24 marca 2017

Bali - wyspa słońca, tańca i uśmiechu

Jadąc na tę odległą wyspę miałam od znajomych informacje pozbawione entuzjazmu. 
Jedni wypoczywali w ekskluzywnym hotelu i nie mieli potrzeby opuszczania swojej enklawy, drudzy nurkowali gdzie pływały różne śmieci. Jeszcze innym nie odpowiadał bałagan na ulicach. 
No cóż Indonezja nie jest laboratorium medycznym, jak cała Azja zresztą.
Jeśli marzy nam się idealny porządek to musimy jechać do Szwajcarii. 
Niesamowita jest tutaj gra kolorów we wszystkich dziedzinach życia.
Bali jest wyspą na której jest co robić. 
Nasz wyjazd (nie pierwszy i nie ostatni mam nadzieję) zorganizowała Nautica Travel.  
Ania Rocka, która była naszą opiekunką nie dawała nam chwili wytchnienia. 
Rozpoczęłyśmy profesjonalną sesją fotograficzną w strojach balijskich. 
                                
 W  dni nurkowe pobudkę miałyśmy o siódmej. Żadna z nas nie narzekała bo nurki były fantastyczne.  
             Fot. B. Baran
Wracałyśmy zmęczone ale to nam nie przeszkadzało aby korzystać z tutejszych masaży.
Na Bali można zjeść romantyczną kolację na plaży, nad srebrzystą taflą morza. 
Krajobrazy są tutaj absolutnie odmienne niż w Europie. 
Ślub tutaj jest niesamowity.
Budowle są absolutnie niezwykłe.
Ludzie są bardzo mili i niezwykle pomocni. Wszyscy bez względu na wyznanie są uśmiechnięci. 

Jedyne na co trzeba uważać to na małpy złodziejki. 
Pogoda cały rok jest bardzo ciepła. Owoce pławią się w promieniach słońca. 
I tylko żal wałęsających się bezdomnych psów. 


wtorek, 21 marca 2017

Zwariowany rafting rzeką Agung. ( Bali )


Wcześnie rano ubieramy się w kaski ( wybieramy dla naszego teamu kolor żółty), a wiosła bierzemy czerwone. ( Kobiety nawet na raftingu dbają o dobór kolorów).
Po zgromadzeniu sprzętu przychodzi nam pokonać kilkaset schodów do rzeki.
Na brzegu czekają pontony. 
Naszym przewodnikiem okazuje się niezły świr (co naszej grupie Poco Loco oczywiście odpowiada). 
Facet cały czas się śmieje i krzyczy do każdego przepływającego pontonu ochlapując przy tym jego pasażerów. 
Rzeka ma bardzo wartki nurt z wystającymi głazami. Nasz kapitan szybko się orientuje, że jesteśmy obeznane z wodą. 
Wybiera szybsze bystrza i wystające skały, na których nasz ponton wybija się w powietrze, by z hukiem opaść w spienioną wodę. Jesteśmy uhahane po pachy i drzemy się wniebogłosy! 
Balijczyk jest zwinny jak małpka i potrafi ( nie wiem jakim cudem) przeskoczyć ponad naszymi głowami z rufy na dziób wybawiając nas z nie jednej opresji.
Z naszego centrum nurkowego płyną równolegle Austriacy, którzy są godnym przeciwnikiem w walce na wiosła. 
Jest trochę pontonów z Japończykami, którzy ubrani w kurtki przeciwdeszczowe dostojnie zanurzają wiosła w wodzie. Nasza załoga nie zważa na zgorszenie Japończyków i ich niechęć do wodnego szaleństwa. Atakujemy ich ile mamy sił w rękach i wiosłach. 
Nie sądziłam, że na raftingu będziemy śpiewać liczne piosenki: w tym jeden z hymnów kibiców piłkarskich. Nasz kapitan był w stanie wyśpiewać wszystko we wszystkich językach!
Pod koniec naszego rejsu część z nas straciła głos, ale warto było!

niedziela, 19 marca 2017

Bogata rafa Toyapakeh przy Nusa Penida ( Bali )


Nurkując na tej rafie widzimy formacje we wszyskich kolorach tęczy. 

Różnorodność koralowców, gorgoni i gąbek jest ogromna. 
Żyje tu mnóstwo wielobarwnych  rybek większego i mniejszego kalibru.


Na "skrzyżowaniu" rafowym mijamy się z żółwiem.
Pływamy wśród kolorowych ławic, które wiją się między koralami jak wstążki.
Duża ośmiornica spogląda na nas z zaciekawieniem, po czym zwiewa do małej groty.
Ostatnie nurkowanie tego wyjazdu kończymy z dużą ławicą travelerów.
Na ostatnim przystanku bezpieczeństwa jesteśmy nieszczęśliwe, ale wszystko ma swój kres. Niestety..

sobota, 18 marca 2017

Tańczące z mantami. (Bali)


Rano dojeżdżamy do  Nusa Penida. 
Tu czeka na nas motorówka, którą płyniemy do miejsca nazwanego Manta Point. 
Mijamy cudowne plaże i niezwykłe formacje skalne.
Kiedy wskakujemy do wody widzimy pod nami przepływających sześć mant.
Po kilku minutach dopływamy do Manta Point.
Spektakl jaki się odbywa przed naszymi oczami jest nieprawdopodobny. Siedem mant tańczy z gracją nad sporą skałą.
 Nie mają zamiaru nigdzie odpływać. 

Od czasu do czasu opuszczają skałę aby przypatrzeć się nam i z wdziękiem baletnicy wracają na swoją scenę. 

Jesteśmy zwyczajnie ZACZAROWANE. 
Wisimy, tak sobie na 9 metrach, przez 60 minut, wpatrzone w ten niezwykły spektakl. 
Jedne odwiedziny u mant są, dla nas, absolutnie niewystarczające! Następnego dnia znowu gościmy u nich 60 minut. Gościem jest również rekin przemykający między skałami. Drugie obserwowanie tych eleganckich zwierząt owocuje jeszcze kolejnym przybyciem na Manta Point. 
Po trzecim nurkowaniu z wielkim żalem wypływamy na powierzchnię. "Jezioro łabędzie" w wykonaniu tych niezwykłych tancerek zostanie w naszej pamięci na zawsze....