sobota, 12 września 2020

Nisiros- wyspa jak wulkan gorąca


Powody, dla których odwiedzamy Nissiros są przynajmniej dwa: kaldera wulkanu i najlepszy na świecie królik stifado! Zawijamy do Palo. 


Jest tu niewielki port, w którym może zacumować 45 jachtów. Przy nabrzeżu jest prąd i słodka woda. Zamawiamy w pobliskiej kafejce stolik i rzeczonego królika ( wiemy, że dla wszystkich załóg, które będą w tawernie wieczorem, nie starczy:))

Rano, wynajętym samochodem, jedziemy odwiedzić krater wulkanu. 


 Na miejscu wita nas smród siarki,   Panujący upał jest potęgowany gorącem bijącym z wnętrza wulkanu. Okoliczne skały mają żółtawy kolor. 

Dodaj podpis


Wszędzie unosi się dym, a na środku widać bulgoczące błoto. 

Dodaj podpis

Za radą właściciela wypożyczalni jedziemy objechać wulkan szutrową drogą. Jadąc napotykamy spychacz, który jest postawiony w poprzek szutrówki. Nie mogąc go objechać wybieramy sąsiednią dróżkę. Nie jest to Aleja Róż. Przy ostrych zjazdach zastanawiamy się jak będzie wyglądać powrót. Kamienie, na drodze, są co raz większe, aż w końcu droga znika wśród skał. W samochodzie zostaje kierowca, który musi zawrócić i pokonać kamieniste podjazdy. Trzeba przyznać, że widoki rekompensują nam wszystko!

Dodaj podpis
Po powrocie, na asfalt, kierujemy się w stronę miasteczka Nikia. 

Będąc tutaj kilka lat temu widzieliśmy wiele niezadbanych i zrujnowanych budynków. Dzisiaj miasteczko prezentuje się fantastycznie.

Dodaj podpis
Odbudowane domy i odmalowane uliczki zachwycają przyjezdnych.

Dodaj podpis
Jakby było mało Nikia ma z jednej strony super widok na kalderę wulkanu. 


Z drugiej strony miasteczka można zachwycać się widokiem morza.
   

Opuszczamy z żalem to idylliczne miejsce. 

Wracając do portu zjeżdżamy do małej zatoki. Szokiem jest wybetonowana keja. 

Jest tu za płytko na wpłynięcie jachtów. Poza tym zatoka otoczona jest, pod wodą, skałami. Wylanie takiej ilości betonu dla kąpiących się turystów wydaje się nam bez sensu. Wokół kei straszą opuszczone, przed laty, budynki. Dopełnieniem brzydoty, tego miejsca, jest czarne nadbrzeże. 

Całe szczęście, w Grecji, jest mało tak nieurokliwych miejsc. 

Wracamy po południu do mariny i obieramy kurs na Symi.


niedziela, 6 września 2020

Kos

Lądujemy rano na Kos. Wita nas słoneczna i wietrzna pogoda. W porcie jest tłoczno. Z powodu wiejącej ósemki kapitanat nie wydaje zgody na wypłynięcie. W oczekiwaniu na resztę załogi i wyciszenie wiatru wypożyczamy kłada i jedziemy zwiedzać wyspę. 
Nie było nas tu kilka lat, a bardzo urozmaicona wyspa ma się czym chwalić. Nie jedziemy główną szosą. Wybieramy krętą, niezwykle malowniczą drogę. 
Na początek odwiedzamy ogrody i muzeum Hipokratesa. Ogrody nas nie powalają natomiast twierdzenie, że Hipokrates był geniuszem jest absolutnie słuszne. Sposoby leczenia wielu schorzeń, przez Hipokratesa, są stosowane dzisiaj. Sporo narzędzi, do skomplikowanych operacji, nadal jest wzorem dla współczesnych.
Następnie odwiedzamy starożytne Asklepios, które zostało odkryte na początku XX wieku.
                            

Panuje niezły upał, ale podczas jazdy kładem jest ok. Zachwycamy się malowniczym krajobrazem. 


Na bardzo kętych serpentynach trzeba zachować wzmożoną czujność. W interiorze widzimy niekomercyjną Grecję. 
Wreszcie docieramy do urokliwej miejscowości Zia. Jest tu sporo knajpek i sklepików. 


Jeżeli ktoś chce zjeść coś pysznego i jednocześnie podziwiać niesamowity widok na morze i okoliczne wyspy, to nie może pominąć tego miejsca!


Po lekkim posiłku, z cudnym widokiem, jedziemy zobaczyć Palio Pyli. 
Wejście na szczyt, w klapkach, wydaje się być mało rozsądne. Tym bardziej, że szlak nie jest oznakowany, a o poręczówkach nikt tu chyba nie słyszał. Podejmuję wyzwanie podejścia i kaleczę stopy na ostrych skałach i obsuwających się kamieniach. Zdobycie szczytu jest prawdziwą nagrodą. 


Ruiny i widok robią na nas ogromne wrażenie. 


Zejście też jest sporym wyzwaniem. Wracamy do mariny, w Kos, nieźle złachani, ale szczęśliwi!