Dziś wracamy na Kos. Smutno nam bardzo, że musimy się rozstać. Wpływamy, odziani elegancko w białe koszulki ze zdjęciem Ateny, do portu. . U szczytu kei jest zacumowana łódka z męską załogą. Chłopcy piją piwko i grają na gitarze. Widząc naszą załogę salutują nam uśmiechnięci.
Nie chce nam się pakować. Zostawiamy to oczywiście na później.
Idziemy do knajpki Petrino na wspaniałą jagnięcinę i rybę.
W tawernie podchodzi do nas załoga, która salutowała nam w porcie. Chłopaki są w różnym wieku i pochodzą z Wielkiej Brytanii i Australii. Rozmowa się wartko toczy i po trzech minutach jesteśmy przyjaciółmi.
Niestety musimy wracać do portu gdyż część załogi o 3 nad ranem jedzie na lotnisko. Przybywamy z zamiarem pakowania. Po 10 minutach zjawia się nowozaprzyjaźniona załoga z winem i gitarą! O pakowaniu nie ma mowy.
Pijemy wino i śpiewamy na całego ( a raczej się drzemy-co Austriakom na sąsiedniej łódce nie bardzo pasuje).
W ostatniej chwili część z nas wrzuca bambetle do toreb i opuszcza port. Nad ranem nasi przyjaciele idą spać, a my ogarniamy pokład. Ku naszej radości odnajdujemy kabel elektryczny uznany za zaginiony 2 tygodnie temu, a my z nim pływaliśmy cały czas!
I tak przyszło nam zejść z Ateny.
Ten rejs i załoga był fantastyczny. Szkoda nam było się żegnać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz