Przybywamy do miejscowości El Chaltén, która znajduje się w północnej części Parku Narodowego Los Glaciares. Tutaj rozpoczynamy nasz trekking ( o łatwym stopniu trudności) do Lago Torre.
Szczęście nadal nas nie omija- mamy słoneczną, bezwietrzną pogodę.
Wędrówka jest fantastyczna. Trasa i widoki są bardzo zróżnicowane.
Widzimy jeden z najpiękniejszych szczytów górskich na Ziemi: Fitz Roy.
Mamy rzadką okazję widzieć go w pełnej krasie. Zwykle spowija go gęsty wieniec chmur i dlatego też nazywany jest Dymiącą Górą. Jest to najwyższy szczyt Patagonii ( 3402 m n.p.m.) pierwszy raz został zdobyty w 1952 roku przez Lionela Toya i Guida Manione.
Nie bardzo zmęczeni docieramy do górskiego jeziora otoczonego kamiennym brzegiem. Widok na Cerro Torre i towarzyszące mu iglice odbiera nam mowę.
Przysiadamy na kamieniach i w niemym zachwycie podziwiamy ten cud natury. Jest to najpiękniejszy szczyt jaki widziałam.
Cerro Tore ma wysokość 3133 m n.p.m. i jest jednym z najtrudniejszych szczytów do zdobycia na świecie, ze względu na zmienną pogodę, oraz budowę ściany zachodniej, która ma wysokość 2000 metrów. Jego niezwykłej urodzie towarzyszy niezwykła historia jego zdobycia, która do dziś jest nierozwiązana. W 1959 roku zdobywali go Włoch Cesare Maestri i Austriak Toni Egger, który zginął na tej wyprawie. Zdobycie szczytu zostało zakwestionowane. W odpowiedzi Maestri, w 1970 roku, wrócił na Cerro Torre ze sprężarką. Przy jej pomocy, na południowo-wschodniej ścianie zamocował 400 haków, które pomagały następnym wspinaczom. Świat alpinistyczny złośliwie nazwał trasę Drogą Sprężarkową. W 2012 roku dwaj Amerykanie usunęli haki, ale zostawili wiszącą sprężarkę. Ich działalność spotkała się również z krytyką środowiska alpinistycznego. Życie potrafi być przewrotne!
Po krótkim odpoczynku decydujemy się znaleźć bliżej tej niesamowitej góry i towarzyszącym jej szczytom. Maszerujemy osypującym się kamiennym, wysokim zboczem do Mirador Maestri.
Co kilka chwil słyszymy huk i odgłosy schodzącej lawiny. Od czasu do czasu zatrzymujemy się na sporych głazach.
Widzimy lodowiec, który u stóp Cerro Torres, schodzi do jeziora. Wygląda jakby był posypany cynamonem. Dlatego nazywamy go cynamonowym.
Dochodzimy do celu podróży. Odkrywamy niebieskie jeziorko.
Słyszymy jęki lodowca i widzimy schodzące lawiny. Nad tym wszystkim góruje okryta śnieżną czapą iglica Cerro Torre.
Dzięki słonecznej pogodzie wszystko się skrzy w przeważających kolorach błękitu i bieli. Musimy wracać. Niestety nikt z nas nie umie zatrzymać upływającego dnia, a chętnie posiedzielibyśmy tutaj jeszcze kilka godzin.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz