sobota, 11 maja 2019

Gorący Trinidad (Kuba)


Długą trasę, do Trinidadu, pokonaliśmy z piosenką na ustach.

 Okazało się, że nasz wspaniały przewodnik, Juan, ma niezłą kolekcję polskich piosenek. Wyliśmy ponad połowę drogi. Naszymi ofiarami padły wszelkie utwory od Perfectu po Akcent. 
Trinidad jest uznany za jedno z bardziej gorących miast na Kubie. 
Pierwszym powodem jest upiorna temperatura.
 Dla nas, drugim, była gorąca salsa! Mieliśmy super niespodziankę, w postaci lekcji salsy! 

Na nasze szczęście nie odbyła się w dusznej sali treningowej (o klimatyzacji w miejscu dla Kubańczyków można zapomnieć), tylko na dachu prywatnego mieszkania! Było fantastycznie! 

Instruktorka uczyła nas kroków, następnie mini układu tanecznego, a właściciel tarasu donosił nam pina coladę! W takich warunkach, bez reszty, mogliśmy się skupić na nauce salsy. Do naszej grupy dołączył również nasz przewodnik i kierowca. Męscy przedstawiciele polskiej grupy początkowo z pewną nieśmiałością podeszli do sprawy. Z każdą chwilą rozkręcali się coraz bardziej co cieszyło niezmiernie panią instruktor. 90 minut lekcji minęło nam błyskawicznie. 
W super humorach rozpoczęliśmy zwiedzanie gorącego Trinidadu. 
Do centrum miasta szliśmy brukowanymi ulicami.
Bruk został zamówiony w Bostonie, albo jak mówią inne źródła był balastem przybyłych tu statków. 
Centrum miasta zostało zamknięte dla samochodów. 
Podobno miasto niewiele się zmieniło od czasów, kiedy w 1514 zostało założone  przez hiszpańskiego konkwistadora.
Podziwiamy kolorowe zabudowania z oknami sięgającymi chodnika. W XVIII w. okna zabezpieczano drewnianymi, ozdobnymi kratami, które w XIX zastąpiły kraty metalowe. 


Dochodzimy do zadbanego Plaza Mayor, który z okalającymi budynkami jest najbardziej fotografowanym obiektem w mieście. 

Tutaj poznajemy historię drewnianej rzeźby Chrystusa na krzyżu, która trzykrotnie była wysyłana do Meksyku i z powodu sztormów była zawracana do Trinidadu. Uznano to za znak boski i umieszczono rzeźbę w najważniejszej świątyni w mieście: Kościele św. Trójcy.
Od Juana dowiadujemy się o przedziwnych historiach właścicieli budowli przy Plaza Mayor.(Jedną z ciekawszych była opowieść o Czarnej Wdowie - umiejętnie truła swoich mężów, którzy stawali jej na drodze...)
Przybysze, którzy tutaj się pojawili powinni skosztować koktajlu canchánchara ( jest to zmieszane 60 ml aquariente ( lub brandy, albo rumu ), dwie łyżki miodu, i łyżeczka soku z cytryny). 
Zachodzimy do tawerny Le Canchánchara, gdzie otrzymujemy koktajl w tradycyjnych glinianych kubeczkach.

 Na ścianie umieszczono skład napoju.

Goście słysząc muzykę nie mogą usiedzieć na miejscu i rozpoczynają dzikie harce. 
Mając sporo wolnego czasu rozłazimy się w różne strony. Grupka Lejdis kieruje się w nieturystyczne zakamarki miasta. Tutaj widać moc życia Kubańczyków. Wązkie uliczki okalają oskrobane z barwnych tynków kamienice. 

Ludzie stoją w obskurnych sklepikach gdzie na kartki kupują ryż i mąkę. 


Przy chodniku niczym barwne kwiaty stoją wypieszczone samochody z lat pięćdziesiątych.

 Na szczęście charakter Kubańczyków nie pozwala na roztrząsanie problemów egzystencjalnych. Mimo ciężkiej sytuacji politycznej i ekonomicznej cieszą się życiem całą gębą!

 Uśmiechają się bez przerwy, tańczą w każdej sytuacji słysząc muzykę i wiek nie ma żadnego znaczenia. Kubańskie dziewczynki widząc, że chcemy im zrobić zdjęcia nie chowają się po domach tylko pozują niczym zawodowe modelki.

Taki jest Trinidad: kolorowy w każdej dziedzinie życia. Nawet okaleczone dusze Kubańskich mieszkańców zawsze mają w środku resztki kolorowych farbek..

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz