środa, 15 czerwca 2022

NASZ XI RAJD VIOLINOWY NA POJEZIERZU GOSTYNIŃSKIM

  

  Rozpoczęliśmy następną dziesiątkę naszych Rajdów Violinowych (nikt się tego nie spodziewał 11 lat temu!). W tym roku wybrałam Pojezierze Gostynińskie. Zapakowanie, do samochodu, plecaków, trzech owczarków niemieckich, dla nich żarcia i oprzyrządowania, plus dwóch osób nie było łatwe, ale dało radę. Psy przespały niedługą drogę. 


Agroturystyka we wsi Patrówek , "Leśne Zacisze" przywitała nas bardzo zadbanym ogrodem z rozległym stawem.


Trekking zaczęliśmy, wieczorem, z przytupem: urodzinami Ewci.



Prognozy pierwszego dnia były makabryczne: deszcz i burze z bardzo silnym wiatrem. Rano lało jak z cebra, ale nie poddaliśmy się i wyruszyliśmy o 10 30. 
Deszcz ustał po kwadransie. 


Powietrze było bardzo parne i duszne. Po godzinie wyszło słońce, które towarzyszyło nam do końca dnia!
Przeszliśmy ok. 25 km.



Wieczorem nie było nam dane iść wcześnie spać, albowiem obchodziliśmy urodziny Basi, Moniki i Artura!
Rano przejechaliśmy do wsi Białe nad jeziorem Białe. Agroturystyka nazywała się "Stodoła". Standard wykończenia pokoi i czystość zaskoczyły nas absolutnie pozytywnie! Właściciele- młode małżeństwo- byli bardzo mili i pomocni!
Wyruszyliśmy w obrzydliwej mżawce. Niebo było kompletnie zasnute ciemnymi chmurami. Nie wiadomo jak, po kilkunastu minutach, wyszło słońce, które towarzyszyło nam cały dzień. Penetrowaliśmy piękne tereny Doliny Skrwy Lewej.




Psy każdą możliwą chwilę spędzały w wodzie. Przejścia przez rzekę nie należały do najłatwiejszych, ale udało się  całej grupie bez większych sensacji.


Pokonaliśmy trasę ok. 23 km.



Trzeci dzień były słoneczny i gorący. 


Towarzyliśmy naszym psom w kąpieli i było bosko!! Po przejściu prawie 26 km. niektórzy padli jak betki:))



Ostatni dzień trekkingu miał tylko 16 km, albowiem musieliśmy mieć czas na powrót do domów. 


Pogoda była fantastyczna. 


Zwieńczeniem miał być obiad w restauracji "Leśna Chata", w Gostyninie. Zamówiliśmy cattering z tej restauracji, dwa dni wcześniej, i wszystko było bardzo dobre.  Tym razem wszystko było jedną wielką pomyłką. Restauracja znajdowała się w blokowisku, w obskurnym pawilonie. Do drzwi wejściowych prowadziły obdrapane, wstrętne schody. Nazwa knajpy była chyba żartem! W restauracji było piekielnie gorąco, albowiem klimatyzacja nie działała. Wystrój powalił nas na kolana. Przywitała nas zielona ściana,  imitująca jezioro, z "gustownymi" nenufarami. 


U sufitu smętnie wisiało drewniane ptaszysko.


A my siedzieliśmy przy ścianie z choinkowymi girlandami.  Jedzenie ( oprócz królika) było słabe. 
To nie potrafiło nam zepsuć humoru i śmialiśmy się setnie z całej sytuacji!
A teraz czekamy na następny rajd!!!!!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz