niedziela, 29 lipca 2012

Antygona na motorach

Dziś jedziemy zwiedzać najwspanialszy starożytny teatr Epidauros. Dowiadujemy się, że potrzebny nam autobus zatrzymuje się o 11,20 przy poczcie. Bilety kupujemy w pobliskiej tavernie. Właścicielka taverny jest tu " gwiazdą": sprzedaje bilety, obsługuje bar i zawiaduje ruchem ulicznym. Efektem tych poczynań jest oczekujący tłum. Autokar spóźnia się 40 min. Nikt nic nie wie. Siedzimy więc, w tym gorącu, na krawężniku i pijemy piwo. Przyjeżdża wreszcie autobus z napisem "Epidauros". Grupa podrywa się z chodnika i ustawia przed drzwiami. Wtedy nasza "gwiazda" wypada na ulicę i krzyczy, że mimo napisu "Epidauros ", ten autobus jedzie do Aten. Lekko zdziwieni wracamy na swoje chodnikowe miejscówki. Po kilkunastu minutach zajeżdża następny z napisem "Ateny". I tu absolutnie nie należy się dziwić, że celem podróży jest Epidauros. Wsiadamy z wycieczką młodych Francuzów. Jest tłoczno. Lotem trzmiela roznosi się info, że to nie jest autokar do Eupidauros. Jurek, w panice, bierze nasze bilety i przepycha się do kierowcy. Z końca autobusu słyszymy wrzaski i widzimy szamotaninę. To staruszka Greczynka zajęła Francuzikowi miejsce, który usiłował ją zepchnąć. Wtem autokar raptownie hamuje (powodując upadek części pasażerów), a kierowca opószcza stanowisko pracy aby ręcznie uspokoić młodzieńca. W tym zamieszaniu Jurek wtyka, wściekłemu kierowcy, pod nos, nasze bilety. Kierowca wykrzykuje, Epidauros stop, więc nasz załogant wraca do nas. Wydaje się, że wszystko jest opanowane kiedy jakaś para podrywa się z wrzaskiem, że chyba jadą w złym kierunku. Autobus się zatrzymuje, kierowca macha do auokaru jadącego z przeciwnej strony. Para wysiada z bagażami, a my po 20 min. docieramy na miejsce.
Epidauros - amfiteatr z 4 w. p.n.e, z widownią na 14 tyś. osób! Akustyka jest tu nieprawdopodobna. Zasiadamy na samej górze, w ostatnim rzędzie gdzie słyszymy najdrobniejszy szept osób, które są na scenie.
 Dziś przygotowują przedstawienie  " Antygony" we współczesnej wersji- na motorach. Przypomina mi to " Balladynę" przygotowaną przez  Hanuszkiewicza. Jest ogromny upał, a my dłuższą chwilę siedzimy milcząc ( co rzadko nam zdarza), w cieniu drzew oliwnych i dalej wsłuchujemy się w odgłosy sceny.
 Żałujemy, że nie możemy obejrzeć, w tak wspaniałej atmosferze, spektaklu. W końcu leniwie schodzimy i oglądamy pozostałości po obiektach sportowych i po pierwszym szpitalu w Europie.
Bez sensacji wracamy do portu i obieramy kurs na Ateny. Płyniemy  przez Poros, gdzie jachty przepływają przez środek miasta.

Zatrzymujemy się, na ostatni nocleg, w małej zatoczce. Jemy kapitańską kolację przygotowaną przez samego kapitana. Wszystko ( jak zawsze) znika w parę chwil. Wspominamy co nam się najbardziej podobało, co najmniej. Załoga w tym składzie płynęła pierwszy raz i nie wszyscy się znali. Wszyscy zgrali się fantastycznie i spisali na medal! Z taką ekipą można gonić ten świat!

1 komentarz:

  1. Dziękuję Violu za kolejną, bardzo fajną relację z Waszej wyprawy, która jak mniemam zbliża się ku końcowi. Szkoda, bo fajnie się czyta o Waszych przygodach i wrażeniach.
    Serdeczne buziaki Violu - Ewa R-S :-)

    OdpowiedzUsuń