Cudowny comeback
Bez Grecji, w wakacje, jest ciężko. Kilka dni w Warszawie przypomniało mi, że mimo wakacji, świat cały się kręci. Ale ja mam to szczęście i znów na kilka dni goszczę w tym cudownym kraju.Lądujemy na Korfu. Wychodząc z samolotu czuję powiew gorącego wiatru i zapach ziół. Do portu wiezie nas szalony Grek. Jak się okazało były zawodowy piłkarz, który ma żonę Polkę z Lubania. Jadąc jak wariat i nie patrząc na znaki wyszukuje w komórce zdjęcia żony i córki. Dodatkowo tańczy w rytm głośnej, greckiej muzyki. Ta atmosfera, kompletnego luzu, sprawia, że czuję się jak u u siebie w domu (no prawie :).
Tym razem płyniemy w dwie łódki. Obydwie załogi są bardzo zorganizowane. Zakupy są zrobione błyskawicznie i już przed wieczorem wypływamy. Żegnaj Korfu witaj Morze Jońskie!
Oczywiście oddajemy hołd Neptunowi dzieląc się z nim szampanem.
Mamy do przepłynięcia ok 30 mil więc już pierwszego dnia zaliczamy nocne pływanie. Jest flauta (nic nie wieje) więc płynąc szykujemy kolację. Słońce powoli zachodzi otoczone purpurą. Powoli z zakamarków nieba wychodzą gwiazdy i ich szef księżyc. Jest wspaniale.
Dopływamy do zatoki Sivota i cumujemy łódkę. Mimo, iż dzień był bardzo długi ( wstaliśmy o 5 rano) zasiedliśmy na nocne Polaków rozmowy. Nikt przecież nas nie goni - a jutro możemy spać do woli!
Niektórym to dobrze :) ale dzisiaj w Polsce takie upały jak w Grecji. Nic tylko robić tzatziki :)
OdpowiedzUsuńBo greckie wino już mam :)
OdpowiedzUsuńViolu czyli kolejny rejs? Bardzo się cieszę, że znowu będę mogła poprzez Twoje relacje w nim "uczestniczyć" i dowiadywać różnych ciekawych rzeczy.Życzę Tobie i wszystkim uczestnikom udanego żeglowania oraz zwiedzania - pomyślnych wiatrów - serdeczne buziaki - Ewa R-S :-)
OdpowiedzUsuńViolu, dziękuję za informację o blogu. Bardzo sympatyczny. Od razu dołączyłam go do ulubionych.Pozdrawiam serdecznie, Ania O (z psychologii zwierząt).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
UsuńViola