Ten weekend postanowiliśmy spędzić na tradycyjnym biwaku. Sobotni ranek przywitał nas słońcem i lekkim wiaterkiem więc zdecydowaliśmy się na żagle z nocowaniem na wyspie i wieczorem przy ognisku. Zapakowaliśmy graty i obraliśmy kierunek na Zalew Zegrzyński. Pogoda była wspaniała, a na wodzie było mnóstwo łódek jakby to był lipiec, a nie październik! Po południu dotarliśmy na wyspę na Bugu, gdzie rozłożyliśmy nasz biwak. Panowie udali się (jak to mają w zwyczaju prawdziwi mężczyźni) po drewno, a kobiety zajęły się przygotowaniem strawy. Ogień rozpaliliśmy na pozostawionym po kimś palenisku.
Wieczór był cudny, przy dużym ognisku było cieplutko, a żarełko z odrobiną (oczywiście) alkoholu pyszne. Ale ok. północy rozległ się potężny huk, a ognisko eksplodowało w powietrze (!!!) Palące się kawałki drewna uderzyły w nas z potężną siłą. Odrzuciło nas wszystkich do tylu. Po chwili zerwaliśmy się na równe nogi z myślą, że ktoś do nas strzela! Polanka i las świeciły się palącymi iskrami z ogniska. Wyglądało to tak jakby gwiazdy się pomyliły i przycupnęły na trawie zamiast na niebie. My w dzikiej panice kręciliśmy się w kółko usiłując zagasić palące się na nas ubrania i włosy. Po kilkuminutowej panice udało się wszystko ugasić. W miejscu ogniska ukazał nam się lej w piasku. Wojtek zbliżył się i zobaczył trzy pojemniki z gazem, z których jeden właśnie wybuchł! Sporo ryzykując wyciągnął na zimną trawę pozostałe dwa.
Mieliśmy niesamowite szczęście, że uszliśmy z tego kretyńskiego dowcipu cało.
Rano zaczęliśmy oceniać straty. Materace, śpiwory, polary, kurtki i spodnie zostały przepalone jak sito!Zdaliśmy sobie sprawę, że sytuacja była niezwykle poważna. Na szczęście humor nas nie opuszczał i mimo kompletnej mgły, w doskonałych nastrojach, wracaliśmy do portu (życząc autorom cudownego kawału jak najgorzej).
To był naprawdę bombowy weekend!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz