piątek, 4 października 2013

Grzybbing..


Grzybiarka ze mnie żadna, ale w tym roku miałam dużą chęć na grzybobranie. W tym celu udaliśmy się do rodzinki na najpiękniejszą działkę jaką widziałam, a każdego gościa wita tu niezwykle agresywny pies.

                              

 Znajduje się ona w miejscowości o "romantycznej" nazwie Flakowizna. Lasy są tam piękne i włócząc się godzinami nie widzi się turystów (oprócz nas). Należy chodzić bardzo ostrożnie ( ja bez kaloszy nie wychodzę poza płot) bo wszędzie można natknąć się na żmije. Widać je w nasłonecznionych miejscach gdzie wygrzewają swoje cielska z zygzakiem na plecach. 
Z powodu porannego deszczu wyruszamy dopiero o 13. Zamykamy za sobą furtkę i po dwóch metrach znajdujemy pierwsze wspaniałe okazy.



Po 10 minutach mój koszyczek jest pełny! ( Wzięłam mały koszyk bo nie wierzyłam w to całe zbieranie). Tak więc wracamy i zamieniamy nasze kobiałki na większe! Napaleni jak sto pięćdziesiąt wyruszamy ponownie. Ahoj przygodo!
Łazimy po krzaczorach i humory mamy świetne bo zbiory powiększają nam się z każdą minutą.


Widoki mamy niezwykłe.



Czerwone kapelusze muchomorów są prawdziwą ozdobą lasu.


Oprócz grzybów znajdujemy czaszkę łosia, a żywy łoś ma zderzenie oko w oko z Wojtkiem. Dobrze, że nie skończyło się zawałem ( u Wojtka oczywiście).


Kiedy zdążyliśmy ochłonąć wlazła na mnie sarna. Biedna nie zauważyła mnie klęczącej pod krzakiem kiedy wydobywałam podgrzybka ( tym razem zawał groził sarnie). 
Po kilkugodzinnym grzybobraniu wróciliśmy głodni, ale z pełnymi koszami! Na szczęście czekał na nas gotowy grill z kurczakiem i surówką.
Przed nami jeszcze jedno zadanie: oczyszczenie grzybów!


Świat potrafi być wszędzie piękny!


Jeśli lubisz ten blog, pomóż go promować klkając w jedną ikonkę poniżej.
                                                                      


                               
  




                                                                 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz