Ostatnia zima w Polsce była słaba, a wiosna też nie spieszy się za bardzo z przyjściem. Przymrozki nocne i zimno mimo słońca dokuczyły nam trochę.
Na szczęście wpadł mi do głowy pomysł ponownego odwiedzenia Barcelony ( przede wszystkim córki). Podróż zaczęła się sześciogodzinnym opóźnieniem. Lot dłużył się w nieskończoność. Na początku samolotu rozrabiała pijana grupa, a na końcu darły się małe dzieci ( pijani szczęściarze nie zwracali uwagi na płaczące dzieci). Wreszcie o 2 w nocy wylądowaliśmy w Barcelonie. Część pasażerów zerwała się z miejsc aby jak najszybciej opuścić samolot, a tu niespodzianka. Nie wyjechał po nas autokar! Stojącym z bagażami na rękach nie bardzo odpowiadało dwudziestominutowe oczekiwanie!
Wreszcie udało nam się wysiąść. Tu kolejna niespodzianka: przywitało nas zimno i wiatr! PORAŻKA!!!
Dobrze, że chociaż córka czekała z ciepłym uśmiechem! Do centrum dojechaliśmy nocnym autbusem. Mimo chłodu na ulicach o 3 nad ranem było pełno ludzi.
Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Przed dyskotekami stały tłumy- i to uwielbiam w tym mieście! A weekend ma być tu cieplutki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz