W sobotę pełni zapału, o 10 wyruszyliśmy w Beskid Sądecki. Mimo śniegu, który spadł Warszawie nie mieliśmy większej nadziei na narty (na wszelki wypadek deski oczywiście wzięliśmy). Zabraliśmy kije trekkingowe ( co czynimy zawsze ) i tym razem łyżwy. Krynica Górska przywitała nas śniegiem, a pan kierownik w Ostrowiance powitał nas uśmiechem i otwartymi ramionami. Wyciąg narciarski na Szczawniku ruszył rano! Tak więc następnego dnia, po śniadaniu, pojawiliśmy się na stoku.
Niespodziewane opady zaskoczyły restauratorów knajpek na stoku. W niedzielę można było coś zjeść i napić się cienkiego grzańca w okropnym, zimnym namiocie. Na szczęście, w poniedziałek, ruszyły inne knajpki, gdzie można się ogrzać i zjeść. Warunki naciarskie są fantastyczne ( nie zamierzam porównywać Szczawnika z europejskimi stokami..). Od kilku lat nie ma tu kolejek, a w tym roku też nie ma wielkiego tłoku.
Tak więc w Polsce też da się już jeździć, więc zawsze to robimy w okolicach sylwestra i już !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz