Śnieg, wspaniałe trasy, cudowne słońce i fajna grupa - to wszystko czego można chcieć na wyjeździe narciarskim.
Przed końcem naszego fantastycznego wyjazdu uszkodziłam kolano. Ale jeżeli ktoś myśli, że się poddałam i zostałam w hotelu jest w błędzie! Całe noce przykładałam lód, który był przyczyną mojego niewyspania. Rano jadłam śniadanie, piłam mocną kawę, brałam ketonal, zakładałam stabilizator i hajda na stok. Wszystkie moje męczarnie warte były wspaniałych widoków, albowiem cudowne słońce mieliśmy od począku do końca tygodnia.
Odpoczywałam w knajpkach trochę więcej niż pozostała grupa.
Ostatni słoneczny dzień był trochę chłodniejszy i bardziej wietrzny. Niestety część grupy widząc rano słońce za oknem nie posłuchała prognozy, która mówiła o ochłodzeniu. Maski, polarki i ciepłe rękawice niektórych zostały w hotelu ( tam im przynajmniej było ciepło!).
Powrót do Polski miałam dosyć ciężki z powodu bolącej nogi.
Na lotnisku w Warszawie czekała niespodzianka: nie doleciał mój bagaż narciarski z Turynu!
Po zgłoszeniu zaginięcia bagażu pojechaliśmy na dziesięć minut do domu.
Po szybkim ogarnięciu się zameldowaliśmy się u naszych przyjaciół na imieninach. Niestety w stabilizatorze mogłam przyjmować pozycję statyczną więc o tańcach nie mogło być mowy.
Po 3 wróciliśmy do domu na zasłużony sen....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz