W czwartek wyszłam z domu przed godz. 10. Ok. godz. 11,30 dzwoni do mnie mężczyzna z informacją, że znalazł kota, a mój numer telefonu jest wygrawerowany na medaliku wiszącym przy obróżce. Trochę się zdziwiłam tą wiadomością bo półtorej godziny temu widziałam naszą kotkę w sypialni.
W pierszej chwili pomyślałam, że sierściucha złapano niedaleko domu i można go spokojnie wypuścić aby wrócił samodzielnie do rodzinki. Na moje pytanie : a gdzie jesteście w tej chwili? Usłyszałam: na Placu Bankowym!!!!!???? Minę musiałam mieć absolutnie kretyńską kiedy to usłyszałam. Mieszkamy na obrzeżach Warszawy i dotarcie samochodem do centrum zajmuje trochę czasu, a co dopiero kotu! Poza tym przebrnięcie przez liczne, bardzo ruchliwe mosty, ulice i skrzyżowania naraża każdego futrzaka na utratę jednej łapy, albo nawet czterech! W pierwszej chwili pomyślałam, że jakiś wariat ją ukradł i chce mnie zwabić i zamordować. Wymyśliłam, że w tej sytuacji wyślę męża i poprosiłam pana o przesłanie dokładnego adresu, którym okazał się Plac Bankowy 2, błękitny wieżowiec (biurowiec)! Stwierdziłam, że w miejscu publicznym są małe szanse na wyprucie ze mnie wnętrzności i pojechałam sama.
Znalazcą okazał się pracownik rozdzielni wieżowca, przesympatyczny zresztą.
Zdziwił się szczerze widząc biegającego kota po biurowych korytarzach i holu. Na szczęście nie przegnał jej z budynku tylko złapał i zadzwonił do mnie!
Moje przybycie trwało jakiś czas, więc mężczyzna, wielce przejęty, zapakował zwierzaka do pudła. W pudle zrobił dziurki ( żeby kotka broń boże się nie udusiła!) i zamknął cały majdan w służbowym prysznicu.
Zastanawialiśmy się jakim cudem, w 90 minut, nasza kotka przemieściła się do ruchliwego centrum Warszawy i dotarła na "salony" błękitnego wieżowca. Najprawdopodoniej wskoczyła, na naszym osiedlu, do jakiegoś otwartego samochodu i niezauważona przejechała na gapę. Po czym w garażu podziemnym czmychnęła i schodami dostała się do holu.
Fajny kot!
OdpowiedzUsuńTo fakt i do tego ma dużo szczęścia...
OdpowiedzUsuń