Dziś jedziemy do Ooty, które znajduje się w górach.
Jadąc obserwujemy codzienność Hindusów, która w Indiach, w wielu sprawach, jest dla Europejczyka niezrozumiała.
Opuszczamy dziś prowincję Kerali i wjeżdżamy znów do Tamilnadu.
Mimo, że jesteśmy cały czas w Indiach kierowca musi odprawić dokumenty.
Tutaj nawet przy odprawach życie handlowe nie zamiera!
Wreszcie ruszamy by po kilku minutach być zatrzymanym przez policję. Nie są zbyt mili i wypytują nas o różne rzeczy. Żądają zdjęcia polskiej flagi, z drzwi naszego busa, i domagają się dwóch piw! W końcu ruszamy dalej.
Zaczynamy się piąć w górę. Po pewnym czasie silnik w naszym busie zwyczajnie się gotuje. Na przymusowym przystanku Sami biega po wodę do silnika.
Mieszkańcy przyglądają się nam z dużym zainteresowaniem.
My robimy zdjęcia mieszkańcom i usiłującymi wejść do samochodu małpom.
Spóźnieni docieramy do Coonoor, gdzie w ostatniej sekundzie dopadamy odjeżdżający pociąg.
Mamy bilety w pierwszej klasie.
Brud jest przyklejony wszędzie, ale mi się podoba.
W naszym wagoniku jedzie przemiłe hinduskie małżeństwo z dwójką dzieci.
Zabawiamy się z nimi w gry słowne charakterystyczne dla danego języka. Jak zawsze polskie " chrząszcz brzmi w trzcinie" jest absolutnym hitem.
Za oknem pociągu obserwujemy widoki i życie mieszkańców.
Kiedy przejeżdżamy tunelami Hindusi wychylają się z okien i drą w niebogłosy. Nie mogę się powstrzymać i w następnym tunelu też zdzieram gardło. A co!
Dojeżdżamy do stacji Ooty, która znajduje się na wys. 2240 m.
Miasteczko nie jest kunsztem architektonicznym.
Gorąc trochę osłabł. Dla Hindusów taka temperatura wymaga założenia czapek i swetrów!
Życie tutaj nie jest najłatwiejsze. Rano przed odjazdem obserwuję rodzinkę, która rozpoczyna dzień. Myją się w kubełku po farbie.
Dziecko szoruje szczoteczką ząbki, a potem szura nią po brudnym betonie. Mieszkają w komórce. Ech życie, a my w Polsce marudzimy z byle powodu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz