Powrót z dżungli Parku Narodowego Mudumalai do cywilizacji, jak to w Indiach, był błyskawiczny. W miastach przywitały nas tłumy ludzi, korki i ciągły zgiełk na ulicach, i oczywiście wszędobylskie, w tym kraju, śmieci.
Przykro było znowu widzieć bezdomnych.
W tym całym bałaganie spokojnie egzystowały włóczące się krowy i rozrabiające małpy.
W Mysore, po rozładowaniu bagaży, przesiedliśmy się na tuk tuki.
Pokochałam te cudowne pojazdy parę lat temu na Sri Lance. Trzeba jednak przyznać, że jazda hinduskimi ulicami, z popisującymi się kierowcami, może każdego europejskiego rajdowca doprowadzić do zawału!
Po południu pojechaliśmy tuk tukami do centrum, żeby powłóczyć się uliczkami. Trafiliśmy do dzielnicy warsztatów.
Jeżeli jakaś telewizja zrobi program " Zrób to sam", to należy go zrealizować w Indiach. Tutaj można kupić wszyyystko! W Polsce sklepy, dla "złotych rączek", stały się rzadkością. W Europie nie naprawiamy uszkodzonych rzeczy, tylko wymieniamy całe moduły lub najzwyczajniej w świecie kupujemy nowy sprzęt!
Po południu udaliśmy się na targ kwiatowy. Zaczęło już być ciekawie na ulicach okalających targowisko.
Ale to co zastaliśmy na miejscu przerosło nasze oczekiwania.
Muszę przyznać, mimo mniejszych gabarytów, bazar w Mysore wywarł na mnie większe wrażenie niż suk w Marrakeszu!
Sprzedawcy kwiatów darli się w niebogłosy.
Panował nieprawdopodobny ścisk. O dziwo nikt z nas nie został okradziony. Zapach jaśminu i innych kwiatów oszołomił nas absolutnie. Niektórzy z nas błyskawicznie dostali kataru siennego. Poza tym trzeba było uważać na rozpychające się krowy.
Kto nie zdążył zrobić uniku dostawał cios rogami ( Basia nieźle oberwała w udo).
W części gdzie sprzedawano owoce i warzywa było troszeczkę luźniej.
Trzeba przyznać, że mango i banany były wyśmienite!
Wydostanie się z bazaru zajęło nam dłuższą chwilę.
Wieczorem rozświetlone witryny sklepów pokazywały tysiące sari!
Został nam nocny powrót do hotelu tuk tukami.
Po krótkich targach o cenę zasiedliśmy do naszych bolidów. Jak na nas przystało nie był to oczywiście zwykły powrót. Urządziliśmy zawody: ostatni tuk tuk stawia reszcie piwo! Naszych kierowców nie musieliśmy długo namawiać. Jazda w południe była szaleństwem, a to co się działo podczas naszych zawodów graniczyło z samobójstwem! Kierowcy przejęli się absolutnie i nie przestrzegali żadnych nakazów, zakazów, kierunków jazdy czy świateł! Mimo niesamowitego poświęcenia naszego kierowcy zajęliśmy drugie miejsce! Zwyciężył tuk tuk Basi, Małgosi i Jurka. Na szczęście nie byliśmy ostatni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz