Kilka lat temu odwiedziliśmy równinę tesalijską. Gigantyczne, strome skały z orlimi gniazdami i klasztorami lub kapliczkami, na szczytach, wzbudziły w nas absolutny podziw.
Pierwsi pustelnicy pojawili się w wysokich partiach skał ok. IXw. W głębokich zagłębieniach skalnych żyli w skrajnym ubóstwie, modlili się, studiowali teksty ortodoksyjne i umierali zapomnieni w samotności.
Wspólne uczestnictwo pustelników we mszy świętej doprowadziło, w XIw, do zakonnego życia w zorganizowanej społeczności. W IVXw czternastu mnichów rozpoczęło budowę Klasztoru Wielkiego Meteora na Szerokiej Skale (Platy Lito). Od tej pory powstawały na następnych stromych skałach liczne klasztory i kościółki.
Przez lata społeczność mnichów, dzięki darowiznom i przywilejom stała się potężnym państwem klasztornym.
Niestety nic nie trwa wiecznie.
Dziś funkcjonuje część klasztorów. Niektóre zniknęły lub popadły w ruinę.
Opuszczając tę niezwykłą, surową krainę wiedzieliśmy, że tu wrócimy.
Tak się stało w tym roku. Przed naszym corocznym rejsem, w Grecji, namówiliśmy część załogi i przylecieliśmy kilka dni wcześniej aby odwiedzić to magiczne miejsce.
Tym razem wynajęliśmy przewodnika, który, mieliśmy nadzieję, odkryje nam wszystkie tajemnice. Pierwsze poranne kroki skierowaliśmy do dwóch maleńkich klasztorów zamkniętych dla turystów.
Mieliśmy tylko obejrzeć budynki z zewnątrz. Byliśmy oczarowani spokojem i atmosferą tego miejsca.
Zobaczyliśmy otwartą furtkę prowadzącą do zabudowań zawieszonych na skale. Obecnie mieszka tam jeden stary, schorowany mnich. Przewodnik tłumaczył nam, że absolutnie tam nie możemy wejść. Na szczęście nie ulegliśmy i musiał powlec się z nami.
Minęliśmy starannie hodowane pomidory, papryki i inne warzywa.
Przywitała nas gospodyni, która dostała zgodę od chorego gospodarza na naszą wizytę. Na powitanie poczęstowano nas słodyczami! Odwiedziliśmy maleńką kapliczkę wykutą w skale.
Panowała tu niewymuszona cisza. Słychać było tylko krzątającą się gospodynię i pracujące pszczoły w ogrodzie.
Po dłuższej chwili ze spokojem w sercach opuściliśmy to niezwykle miejsce gdzie zatrzymał się czas.
Do godziny 18 mozolnie zwiedzaliśmy klasztory.
Wszystkie są usytuowane wysoko na skałach. Mnisi dostawali się do nich po drabinach lub linach.
Dla nas- turystów zostały dobudowane schody. Wejście do nich, na szczyty wysokich skał, jest dla niektórych prawdziwym wyczynem (mnisi mieli znacznie trudniejsze zadanie!) W XXw w dwóch klasztorach (Russanu i Świętego Stefana) zamieszkały zakonnice.
Oprócz ogródków z warzywami jest tu pełno kwiatów ( widać kobiecą rękę).
Po rozstaniu się z przewodnikiem część grupy idzie na pieszą wędrówkę zobaczyć kościół Świętego Jerzego Mandylasa (chuścianego).
Z daleka widać niedostępną pieczarę z powiewającymi kolorowymi chustami- darem wiernych.
Nasza słabo przygotowana do wspinaczki grupa "idzie po rozum do głowy" i po nieudolnych próbach rezygnuje z odwiedzin tego niecodziennego miejsca.
Za to cali i zdrowi odwiedzamy więzienie dla mnichów i wzgórze Aghion Pneuma.
I zdążamy wrócić na mecz Polska- Niemcy!
Następnego dnia postanowiliśmy piechotą obejść wzgórza Meteorów.
Nie obeszło się się bez małych problemów...
Co chwila zachwycaliśmy się krajobrazami.
Oglądane z innej perspektywy klasztory ponownie nas zachwycały.
Byliśmy lekko zaniepokojeni słysząc ujadanie dużych psów pilnujących pasące się owce, które ( jak nas uprzedzono) potrafią być bardzo kłopotliwe, a nawet niebezpieczne. Cieszyły natomiast nasze oczy żółwie, które napotykaliśmy niezwykle często.
Pożegnaliśmy Meteory z wielkim żalem, ale rejs czeka! Dzięki Dariowi, który prowadził nasz pojazd, szczęśliwie dotarliśmy do Aten.
A tutaj już tylko morze, wiatr i słońce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz