niedziela, 27 sierpnia 2017

"Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda". (Sounion)


W sobotę załoga zrobiła zaprowiantowanie łódki. 
 Oczywiście mieliśmy szkolenie pod czujnym okiem kapitana.
W sobotę nie mogliśmy opuścić Aten, albowiem ostatnia załogantka przylatywała
 nocą z soboty na niedzielę. 
Czekając na ostatniego członka załogi rozpostarliśmy swoje szpeje w łódce. 
Wieczorem udaliśmy się do typowej niewielkiej, greckiej tawerenki. 
Rano całą załogą wypłynęliśmy z opustoszałego portu na południe.
Przywitaliśmy godnie Neptuna częstując go szampanem. 
Pogodę mieliśmy wspaniałą: wiała szóstka, a na niebie nie było widać nawet jednej chmurki. 
                                   
Wszyscy ze stoickim spokojem znosili przechyły Ateny.
Dorota łapała brąz.
Czarek szkicował oddalające się Ateny.
Płynąc jednym halsem przy dobrym wietrze dotarliśmy na Sounion po niecałych trzech godzinach.
Tutaj ( niezmiennie od 445 r. p.n.e) przywitała nas świątynia Posejdona.
A z nią zachód słońca.
I tak z przytupem rozpoczęliśmy kolejny, grecki rejs!

1 komentarz:

  1. Ahoj Villa i reszta załogi. Strasznie wam zazdroszczę. Pozdrowienia. Małgosia z Brx.

    OdpowiedzUsuń