Tym razem, za radą naszego przyjaciela Antonisa, płyniemy na Serifos, gdzie podobno są przepiękne plaże. Dopływamy od strony wschodniej do małej zatoki. U stóp maleńkiej cerkwi jest nieduża keja do której cumujemy.
Wszystko jest tutaj cukierkowo piękne.
Mały, skalisty półwysep, na którym rozsiadła się cerkiewka, połączony jest z lądem niewielką piaszczystą mierzeją ( burego piasku nie można oczywiście porównać do polskich plaż). Morze zagląda tutaj z dwóch stron.
Podczas naszego łazikowania Czarek wpada na pomysł: nocą przyjść z kocami i winem na dach cerkwi.
Pomysł jest świetny.
Po kolacji całą załogą zalegamy na dachu przy małej dzwonnicy i oglądamy rozgwieżdżone niebo.
Słychać szum fal i nasze przyciszone głosy, a srebrna poświata księżyca muska powierzchnię morza.
Nie trzeba lecieć do Nowego Jorku czy Dubaju, żeby oglądać uśmiechnięty księżyc z najwyższych budynków świata.
Tutaj, na Serifos, możemy ręką sięgnąć gwiazd. Tutaj jesteśmy na dachu świata...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz