wtorek, 10 kwietnia 2018

Początek seszelskiego rejsu!


Po wylądowaniu na Mahe musieliśmy w miarę szybko wszystko ogarnąć. 
Wynajętym samochodzikiem: KIA Soul w trzech turach została przewieziona załoga razem z bagażami do uroczego porciku Eden.
Tu nastąpiło szybkie rozpakowanie, szybkie zaprowiantowanie ( pobliski sklep nie obfitował różnorodnością artykułów spożywczych) i odbiór katamaranu. Wędkarze rozpakowali swój sprzęt.
Rozbawiły nas, znalezione na pokładzie, żabki do bielizny w kształcie rekinków-młotów! 
Po wciągnięciu polskiej banderki, udało nam się wypłynąć przed wieczorem.
                            
O zachodzie słońca zacumowaliśmy w Parku Narodowym Sainte Anne.  Wykończeni poszliśmy wcześnie spać aby o 5.30 wypłynąć. Pierwsza ryba została złapana o 6 rano! 
                             
    Wysepki, do których dopływaliśmy powalały urodą, a woda była tak ciepła, że o schłodzeniu się nie było mowy! 
Chłopcy do końca dnia złowili jeszcze dwie ryby. 
                        
Z ostatniego tuńczyka ukręciliśmy tatara. 
Z pozostałych ryb i warzyw wachta przygotowała wspaniałą potrawkę (nie ma szans na odchudzanie!)
Wieczorem przyszła solidna burza jak na tropiki przystało.  Wystawiliśmy naczynia aby zebrać deszczówkę. Po chwili cała załoga dzielnie się umyła w deszczu, oszczędzając słodką wodę na łódce. Panie w miseczkach z deszczówką umyły nawet głowy.
 Kocham takich wariatów! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz