Przed wieczorem docieramy na miejsce, z którym mamy duże oczekiwania. Do tej pory, w miejscach, gdzie rozkładaliśmy nasze obozowiska, było pusto. Tutaj widzimy trochę namiotów wśród drzew. Wszyscy, którzy tu przybyli liczą na spotkanie z nosorożcami. Wszędzie są tabliczki, żeby przestrzegać ciszy i nie puszczać muzyki. Hałas może zwabić nosorożce, a to nie byłoby bezpieczne. Spędzamy kolejny, wspaniały, wieczór przy ognisku, gadając o „dupie Maryni i Wojtkowych portkach”.
Rano szybko zbieramy wszystko i wyruszamy na poszukiwania.
Znajdujemy czwórkę, dorodnych osobników, pasącą się na skraju lasu. Kolejny raz jestem oczarowana pozorną siłą spokoju tych zwierząt.
Napotykamy strusie i żyrafy.
Impale skaczą w radosnym szale. Musimy zatrzymać samochody bojąc się aby któraś nie skończyła na masce samochodu, podczas wykonywania akrobatycznych popisów!
Niestety nosorożce nie przychodzą do wodopoju i opuszczamy park z lekkim niedosytem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz