Tym razem wybór padł na Kanadę. Całą organizacją wyjazdu zajęli się nasi przyjaciele: Monika i Tomek!
Przed wyjazdem uznaliśmy, że nie ma sensu kłaść się spać, bo na lotnisku musieliśmy się stawić o 3.30. Po kilkunastu godzinach (z przesiadką w Amsterdamie) wylądowaliśmy w Calgary.
Tutaj błyskawicznie zrzuciliśmy toboły w wynajętym domku i od razu stawiliśmy się na zwiedzanie miasta z przewodnikiem (okazał się niezwykle energicznym młodym facetem).
Miasto zaczęło powstawać pod koniec XIX wieku (prawa miejskie uzyskało w 1894 roku). Zawdzięczało szybki rozwój dzięki budowie Kolei Transkanadyjskiej i odkryciem złóż ropy naftowej.
Spore wrażenie wywarła na nas ulica bankowa.
Budynki dawno temu zmieniły swoje przeznaczenie. Obecnie znajdują się tu bary, restauracje i nawet fitnes. Fasady budynków nie zostały zmienione, a we wnątrz większość zachowała swój stary charakter.
Przed frontami królują liczne stoliki restauracji.
Odwiedziliśmy Bank&Baron.
Restauracja zachowała charakter wnętrza.
W podziemiach można zobaczyć zachowaną kasę pancerną banku ( niczym w filmie Vabank!).
Minęliśmy postać konia, który dwadzieścia lat temu pojawił się na ulicy, nie wiadomo po co i dlaczego i stoi tak do dzisiejszego dnia.
Odwiedziliśmy Calgary Tower, która mierzy 191 m. Kiedy powstała była najwyższa w mieście.
Przez lata powstały wznoszono wokół budynki , wyższe i bardziej okazałe.
Zdumiewały nas różnorodne pomniki i rzeźby.
Nie mogliśmy zapomnieć o Olympic Plaza gdzie miały miejsce ceremonie olimpijskie w 1988 roku.
Brak snu przez dwie doby zaczął sygnalizować zasypianiem podczas marszu! Ostatkiem sił przeszliśmy po rozświetlonej i roztańczonej ulicy.
I udaliśmy się w objęcia Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz