czwartek, 31 stycznia 2013

Za ciosem


Słysząc zapowiedzi o zbliżającej się wielkiej odwilży postanowiliśmy iść za ciosem i udać się na trekking z samego rana.
"Rano" nieco się opóźniło i wyruszyliśmy ok jedenastej. Rozpoczęliśmy raźnym marszem gdyż chcieliśmy dopaść znajomych szusujących na biegówkach ( jestem fanką nart zjazdowych, ale może kiedyś przekonam się i do tego sportu) 



Wędrując lasem nie mogłam uwierzyć swemu szczęściu, że Warszawa i okolice mają tak cudowne tereny. Śnieg i słońce tworzyły fantastyczną atmosferę.



 Mijaliśmy ludzi wędrujących z kijami lub na biegówkach. Wielu osobom towarzyszyły rozbawione psy ( im też udzielił się dobry nastrój) .
Wędrowaliśmy tak sobie przez Mazowiecki Park Krajobrazowy, aż dotarliśmy do polanki, na której była chata ( widoczek skojarzył mi się z bajką o Jasiu i Małgosi i chatką Baby Jagi)
.

W tym " zaczarowanym domku" znajduje się Barek na Dakowie. Wystrój nie jest wyszukany ale za to bardzo sielski.



Na środku przybysze mogą się ogrzać przy "kozie", z której bucha ciepło ognia. Zgłodniali wędrowcy mogą zjeść tu pierogi ruskie, pielmieni, paszteciki z mięsem, barszcz czerwony i solankę ( nie pamiętam wszystkich potraw). Można tu nawet zamówić podpiwek.
 Droga powrotna minęła nam bardzo szybko.



 Aż żal było nam wychodzić z ośnieżonych leśnych ostępów.... Jak zwykle fajnie było gonić ten świat.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz