sobota, 21 listopada 2015

Początek przygody jest zawsze fajny!


Pakowanie do trzeciej było szalonym pomysłem. Kiedy skończyłam i zapragnęłam się położyć, okazało się, że za pół godziny muszę jechać na lotnisko! Zostałam więc odwieziona przez osobistego męża. Odprawa przeszła gładko i można było spokojnie zjeść śniadanko o 5 rano upajając się rozpoczęciem wielkiej przygody. Pożegnaliśmy Warszawę zapłakaną deszczem. Amsterdam przywitał nas mgłą. Po trzech godzinach oczekiwania wsiedliśmy do samolotu. 
Żegnaj Europo, witaj Kostaryko!
Po jedenastu godzinach lotu Panama przywitała nad zielenią, bielą budynków i cudownym gorącem!


Tutaj wsiedliśmy do następnego samolotu aby po półtorej godziny dotrzeć do San Jose. Ledwie żywi dotarliśmy do hotelu gdzie czekała moja córka. Prysznic i zawleczenie naszych ciał do łóżek było cudownym zakończeniem ostatniej nieprzespanej doby. A jutro rozpoczynamy nasz trekking!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz