wtorek, 13 września 2016

Boski weekend. ( żagle Zalew Zegrzyński)


Jakiś czas temu umówiliśmy się z przyjaciółmi na pożegnanie żagli. Oczywiście nie mieliśmy pewności co do pogody (jak to w Polsce). Od poniedziałku huczały prognozy, że zbliża się żar tropików. W piątek, po pracy, ruszyłam z zapakowanym majdanem i psem. Warszawa zmieniła się w pospolite ruszenie, które natychmiast musi opuścić mury miasta i uciec do miejsc gdzie królują relaksujące okoliczności przyrody. Dojechać nad Zalew było cudem. Wszystkie główne drogi były absolutnie zakorkowane. Na szczęście znam, w tym kierunku, wszystkie dróżki więc bez problemów dojechałyśmy do portu gdzie czekał szanowny małżonek ( przyjechał na rowerze, więc dla niego korki nie stanowiły żadnego problemu).
Po uzbrojeniu łódki rozpoczęliśmy popołudnie od zacumowania przy smażalni gdzie zamówiliśmy po sandaczu. 
Najedzeni zapłynęliśmy, na biwak, tuż przed zmierzchem. Po zacumowaniu łódek panowie przygotowali wielkie ognisko, przy którym śpiewaliśmy do północy. Sunia w tym czasie taplała się w wodzie lub tarzała w piachu. 
W sobotę dojechała reszta towarzystwa włącznie z następnym psem. Byliśmy lekko zaniepokojeni wspólnym żeglowaniem na jednej łódce naszych kudłatych ulubienic.  
Okazało się, że suczki po miesiącu, wielokrotnych spotkań, zachowywały się wspaniale. 
                               
Na biwaku, kilka godzin, szalały by paść w nocy. 
My też nieźle szaleliśmy.
                              
Kolejny ranek znów był piękny i upalny. Szkoda tylko, że wiatr opuścił zalew i była kompletna flauta. Na szczęście brak wiatru nie popsuł nam nastrojów i atmosfery boskiego weekendu! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz