Piękna droga z El Calafate do El Chalten nie zapowiadała spektakularnych zdarzeń.
Około południa zobaczyliśmy spore stado krów pędzone przez jeźdźców, którzy w tym regionie nazywają się gaucho.
Pozdrowili nas zawołaniem "Viva Patagonia!".
My również wiwatowaliśmy na ich cześć.
Przed nami był wąwóz, który prowadził do rzeki. Okazało się, że stado powinno skręcić w dół wąwozu, żeby brodem przejść na drugą stronę rzeki.
Gaucho mieli do pomocy grupę psów, która nieustannie krążyła wokół stada pilnując, aby żadna krowa nie oddaliła się w nieznane.
Każda uciekinierka była błyskawicznie dopadana przez psy, okrążana i sprowadzana. Niestety dotkliwie przy tym gryziona.
Nie wiedzieć czemu, krowy za żadne skarby nie chciały zejść do wąwozu!
Kilka razy przechodziły z jednej krawędzi na drugą, ale za każdym razem udawało się im ominąć gaucho i psy.
Część naszej dzielnej grupy zaproponowała pomoc.
Poleciałam w skórzanych balerinkach. ( Tego dnia nie planowaliśmy żadnych przejść) Jeden z gaucho złapał się za głowę widząc mnie wskakującą w ostre
krzewy. Rzeczywiście nie było to mądre... Ale najważniejszy był teraz cel!
Zagradzając stadu drogę, z resztą grupy, nieśmiało się zastanawiałam czy moja czerwona bluza rozsierdzi, czy przestraszy rogate stwory, które napierały na nas. Darliśmy się na całe gardło. Miedzy nami jeździli gauczo, biegały przejęte psy i przestraszone krowy. Istny szał. Pokrywał nas kurz, a w nogi wbijały się ciernie.
W końcu udało się! Stado wreszcie skierowało się w dół ku rzece.
Radość była krótka, bo zamiast przejść rzekę brodem, stado skręciło w prawo i kilkadziesiąt metrów dalej zaczęło wchodzić do wody. Nie było to mądre, albowiem w tym miejscu było zakole rzeki.
Było tu głęboko i był bardzo szybki nurt. Niektórym krowom udawało się przedrzeć na wysepkę, inne porywał silny prąd. W tym miejscu wyjście z wody było bardzo trudne. Te, którym się udało wyjść ponownie wchodziły do wody i porywał je nurt.
Psy, z pełnym poświęceniem, rzucały się za stadem do wody chcąc zaprowadzić porządek.
Trzeba przyznać, że przeobrażenie, przez nas, chwilowo w gaucho, było niesamowitym doświadczeniem.
Kiedyś gaucho przemierzali tereny za dziko żyjącymi końmi i krowami. Żyli pod błękitnym niebem ciągle się przemieszczając. Rozwijająca się cywilizacja ograniczała ich wolność i spychała na południe.
Dziś prowadzą tryb życia osiadły.
Świat się zmienia, a gaucho wyglądają niezmiennie romantycznie: na koniu, w beretach i z towarzyszącymi psami....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz