piątek, 14 września 2012

Death Valley - całe życie na krawędzi :)

Dziś nie wybiegamy beztrosko z hotelu i nie jedziemy w dalszą drogę. Dziś, mimo lekkiego zdziwienia znajomych, postanowiłyśmy przejechać przez jedną z najbardziej niegościnnych części świata - Death Valley. Musimy się trochę przygotować do tej trasy. Jedziemy najpierw do sklepu po wodę. W sklepie zastanawiamy się ile ich kupić. Na szczęście resztka rozsądku podpowiada, żeby nie zapomnieć o najważniejszym, czyli o winie :) Pakujemy wszystko do naszej super, nowoczesnej, styropianowej lodówki, tankujemy samochód i rozpoczynamy podróż.
Dolina Śmierci swoją nazwę zawdzięcza udrękom ok. 50 pionierów, którzy musieli przebyć tę rozpaloną słońcem krainę. Pierwsze 25 km jedziemy cały czas w dół.

 Góry są tu nagie. Kiedy na chwilę wychodzimy z samochodu, nie możemy oddychać. Temperatura ma powyżej 40 stopni, a wdychane powietrze jest tak suche, że aż drapie w gardle.

Podczas jazdy wyświetla nam się informacja o konieczności wymiany oleju... Tego nam tylko brakuje! Jedziemy dalej, bo przecież tutaj nic nie poradzimy. Jesteśmy lekko poddenerwowane, bo wiemy, że ewentualne, kilkugodzinne oczekiwanie na przejeżdżający samochód może źle się skończyć, a komórki tutaj nie mają oczywiście zasięgu...
Nagle ukazuje nam się niesamowity widok: pustynne piaski. Mimo upału opuszczamy chłodny samochód i fotografujemy okolicę.

Jedziemy dalej bo hotel sam do nas nie przyjedzie. Wyjazd z doliny witamy z ulgą i z dumą dla samych siebie. Przejechałyśmy Death Valley! Poczułyśmy się jak pionierzy z XIXw. To nic, że dokonałyśmy tego w klimatyzowanym samochodzie. Nikt nam nie odbierze tej radości!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz