"Zwiedzać każdy może", ale pod warunkiem, że wie czego chce.
Niektórzy kierują się opinią, że coś wypada zobaczyć. Ja mam to
absolutnie gdzieś. Najważniejsze są dla mnie atmosfera danego miejsca
i ludzie. Obiekty muzealne oczywiście też są ważne, ale nie można dać
się zwariować.
My podjęłyśmy decyzję o zmianie hotelu tak aby mieć jak najwięcej możliwości "posmakowania" NYC. Jesteśmy na 59th St. (Przy samym południowo-zachodnim rogu Central Park).
Odwiedzamy oczywiście THE METROPOLITAN OF ART. Wiem, że będąc tu pierwszy raz nie można "się dać zamęczyć eksponatom". Wybieram oczywiście impresjonistów gdzie można się zatracić absolutnie.
Po dwóch godzinach. zwiedzania słyszymy muzykę poważną. W holu, przy kafeterii, gra zespół. Jest bardzo wielu chętnych aby tu usiąść więc kelnerzy starają się "dosadzać" ludzi do zajętych częściowo stolików. My siadamy przy stoliku, gdzie siedzi popijając wino uśmiechnięty Amerykanin. Nawiązuje z nami rozmowę, która trwa 2 godziny!
Polecam odwiedzenie MUZEUM GUGGENHEIMA. Jeżeli nie chcemy oglądać samych wystawionych prac to warto przyjść i zobaczyć tę niezwykłą budowlę zaprojektowaną w latach czterdziestych. W tamtych czasach była powodem wielu negatywnych i pozytywnych emocji.
ROCKEFELLER CENTER - za radą córki wybrałam zamiast Empire State Building. Panorama miasta z tarasu widokowego powala na kolana. Czekamy na zachód słońca, aby zobaczyć oświetlony NYC i wspaniale wyglądający Empire State Bulding.
Rano wypożyczamy rowery i jedziemy wzdłuż brzegu w kierunku południowym. Pogoda jest wspaniała i jesteśmy w super nastrojach.
Dojeżdżamy do południowej części Manhattanu, gdzie stateczkiem płyniemy do STATUY WOLNOŚCI.
Po południu docieramy do MIEJSCA PAMIĘCI WORLD TRADE CENTER. Fontanny (są wkomponowane w fundamenty zniszczonych wież), gdzie woda spływa do ziemi, robią nieprawdopodobne wrażenie. Każdy kto tu przychodzi, jest bardzo wzruszony.
Niesamowite wrażenie robią budowane wokół lustrzane budynki- wieże, które odbijają niebo z chmurami i zwyczajnie znikają!!!
Jest to jeszcze wielki płac budowy.
Udajemy się piechotą na WALL STREET aby zobaczyć na własne oczy miejsce decydujące o pieniądzach tego świata. Nowojorska policja bardzo chętnie udziela nam informacji i entuzjastycznie daje się fotografować.
Lekko zmęczone idziemy MOSTEM BROOKLIŃSKIM. Tego mostu nie należy absolutnie przejeżdżać, tylko przejść kładką biegnącą nad samochodami.
Kompletnie wykończone wracamy (po małym piwie wypitym w wesołym miasteczku) na Manhattan. Spacerujemy po Chinatown, a zmrok zastaje nas w cudownej Little Italy.
Nowy York jest fascynujący. Jutro lecimy do domu i czeka nas nocne pakowanie (nie mam pojęcia jak upchniemy wszystkie zakupy???). Kupujemy butelkę białego wina aby uprzyjemnić sobie ostatni wieczór podczas pakownia. Okazuje się, że nie mamy korkociągu. To mojej koleżanki nie zraża i po burzy mózgów, po około 30 min. butelka zostaje otwarta za pomocą szczotki do włosów, hotelowego ołówka, długopisu i pilniczka do paznokci!
Cieszę się, że wreszcie wracam, ale wiem, że moje wspomnienia będą absolutnie niezwykle. Spędziłyśmy w USA ponad miesiąc i gonitwa cudownego świata w tej części globu była ekscytująca.Dziękuję przede wszystkim Telmie, która wytrzymała ze mną tę szaloną gonitwę.
My podjęłyśmy decyzję o zmianie hotelu tak aby mieć jak najwięcej możliwości "posmakowania" NYC. Jesteśmy na 59th St. (Przy samym południowo-zachodnim rogu Central Park).
Odwiedzamy oczywiście THE METROPOLITAN OF ART. Wiem, że będąc tu pierwszy raz nie można "się dać zamęczyć eksponatom". Wybieram oczywiście impresjonistów gdzie można się zatracić absolutnie.
Po dwóch godzinach. zwiedzania słyszymy muzykę poważną. W holu, przy kafeterii, gra zespół. Jest bardzo wielu chętnych aby tu usiąść więc kelnerzy starają się "dosadzać" ludzi do zajętych częściowo stolików. My siadamy przy stoliku, gdzie siedzi popijając wino uśmiechnięty Amerykanin. Nawiązuje z nami rozmowę, która trwa 2 godziny!
Polecam odwiedzenie MUZEUM GUGGENHEIMA. Jeżeli nie chcemy oglądać samych wystawionych prac to warto przyjść i zobaczyć tę niezwykłą budowlę zaprojektowaną w latach czterdziestych. W tamtych czasach była powodem wielu negatywnych i pozytywnych emocji.
ROCKEFELLER CENTER - za radą córki wybrałam zamiast Empire State Building. Panorama miasta z tarasu widokowego powala na kolana. Czekamy na zachód słońca, aby zobaczyć oświetlony NYC i wspaniale wyglądający Empire State Bulding.
Dojeżdżamy do południowej części Manhattanu, gdzie stateczkiem płyniemy do STATUY WOLNOŚCI.
Po południu docieramy do MIEJSCA PAMIĘCI WORLD TRADE CENTER. Fontanny (są wkomponowane w fundamenty zniszczonych wież), gdzie woda spływa do ziemi, robią nieprawdopodobne wrażenie. Każdy kto tu przychodzi, jest bardzo wzruszony.
Niesamowite wrażenie robią budowane wokół lustrzane budynki- wieże, które odbijają niebo z chmurami i zwyczajnie znikają!!!
Jest to jeszcze wielki płac budowy.
Udajemy się piechotą na WALL STREET aby zobaczyć na własne oczy miejsce decydujące o pieniądzach tego świata. Nowojorska policja bardzo chętnie udziela nam informacji i entuzjastycznie daje się fotografować.
Lekko zmęczone idziemy MOSTEM BROOKLIŃSKIM. Tego mostu nie należy absolutnie przejeżdżać, tylko przejść kładką biegnącą nad samochodami.
Kompletnie wykończone wracamy (po małym piwie wypitym w wesołym miasteczku) na Manhattan. Spacerujemy po Chinatown, a zmrok zastaje nas w cudownej Little Italy.
Nowy York jest fascynujący. Jutro lecimy do domu i czeka nas nocne pakowanie (nie mam pojęcia jak upchniemy wszystkie zakupy???). Kupujemy butelkę białego wina aby uprzyjemnić sobie ostatni wieczór podczas pakownia. Okazuje się, że nie mamy korkociągu. To mojej koleżanki nie zraża i po burzy mózgów, po około 30 min. butelka zostaje otwarta za pomocą szczotki do włosów, hotelowego ołówka, długopisu i pilniczka do paznokci!
Cieszę się, że wreszcie wracam, ale wiem, że moje wspomnienia będą absolutnie niezwykle. Spędziłyśmy w USA ponad miesiąc i gonitwa cudownego świata w tej części globu była ekscytująca.Dziękuję przede wszystkim Telmie, która wytrzymała ze mną tę szaloną gonitwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz