Porażeni nurkowaniem z mantami cały wieczór potrafimy tylko o nich
mówić. Reszta grupy słucha i ogląda zdjęcia. W tej sytuacji kapitan
postanawia powtórzyć German Channel. Może znowu spotkamy manty. Wypływamy uzbrojeni w aparaty, kamery i świetny nastrój.
Podczas nurkowania zanurzamy się na ok. 7 metrów i z szerokimi oczami
rozglądamy się uważnie. Manty po trzykrotnym pojawieniu się na
kilkanaście sekund znikają bezpowrotnie. Po dłuższym oczekiwaniu opadamy
na dwadzieścia metrów i dostrzegamy fantastyczne koralowe ogrody. W tym
świecie pomysłowość nie zna granic.
|
fot. J. Gdowski |
Różnorodność form i kolorystyka może zadowolić nawet największego
mantykę. Płetwami też nie musimy machać albowiem unosi nas silny prąd.
Pomykamy tak sobie, a przed oczami, jak w kinie, zmieniają się obrazy.
|
fot. J. Gdowski |
My natomiast nie siedzimy w dusznej sali tylko jesteśmy w " Morzu
Filipińskim". Nagle na tle tego niesamowitego krajobrazu pojawia się
ogromna, czarna manta, która jak królowa nocy leniwie nas mija i znika w
oddali.
|
fot. J. Gdowski |
Wszystko jest nierzeczywiste. Niestety nasze manometry zaczynają nas
upominać i musimy zacząć się wynurzać. Na powierzchni okazuje się, że
tym cudownym miejscem było wejście do German Channel przekopane przez
Niemców na potrzeby bazy wojskowej.
Nie przeżyliśmy tym razem 30-minutowego tańca z mantami, ale
nurek był niesamowity.
W nurkowaniu, jak w życiu, nie należy oczekiwać
ciągłych powtórek wybranych zdarzeń.
Nie należy się zamykać na to co dokonane. Przecież "nowe" może przynieść też wiele wzruszeń...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz