wtorek, 26 lutego 2013

"Pekaesem" po Afryce!


Dziś pobudka wczesnym świtem, albowiem wyruszamy do Tanzanii. Hotelowy busik zawozi nas na dworzec autobusowy, chociaż określenie " dworzec autobusowy" brzmi delikatnie mówiąc na wyrost. Bagaże podróżnych zostają załadowane na dach i przykryte szmatą niewiadomego pochodzenia. Mnie się dostało miejsce na kole więc nogi trzymam pod brodą. Poza tym moje siedzenie jest w permanentnym stanie rozłożenia. Wojtek, który siedzi za mną, ma raczej słaby komfort jazdy, w związku z tym przytrzymuje kolanami moje oparcie i tak ruszamy na południe. Oczywiście autokar nie został wcześniej zatankowany, tylko teraz z pasażerami i majdanem na dachu kierowca decyduje się łaskawie zajechać na stację benzynową.
Trzeba przyznać, że zasuwaliśmy nieźle. Na granicy kenijskiej musimy oczywiście wysiąść aby wypisać "niezbędne" dokumenty (najważniejszy jest numer naszego telefonu). Oczywiście odstajemy swoje w kolejce, a następnie przedzierając się przez tłumy handlujących Masajek wracamy do autobusu. Przejeżdżamy max. 150 m i wysiadamy aby po tanzańskiej stronie znowu wypisać następne "niezbędne" papierzyska i odstać ponownie w kolejce.
Wreszcie po dokonaniu wszystkich formalności jedziemy na parking, gdzie czekają na nas wspaniałe oliwkowe jeepy.
Od dziś będzie nam towarzyszyć trzech kierowców i ekipa kucharzy. Wieczorem mamy pierwszą kolację pod rozgwieżdżonym niebem i żegnamy się z codziennymi wygodami. Od jutra śpimy w namiotach bez prądu i bieżącej wody. Witaj prawdziwa Afryko! Taka gonitwa świata jest dla mnie prawdziwą frajdą.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz