piątek, 1 marca 2013

Witaj dzika Afryko!

Wczesnym rankiem wjeżdżamy na teren rezerwatu Ngorongoro.
Jeep trzęsie nami niemiłosiernie. Nie można się za szeroko uśmiechać bo na zębach osiada kurz :)
Przybywamy do wioski Masajów, gdzie mamy przyjemnoć zobaczyć taniec tutejszych mężczyzn. Masajowie są niezwykle skoczni i w dużej mierze każdy rytuał zawiera dużą ilość skoków (są to indywidualne popisy wojowników). Ku naszemu zaskoczeniu syn wodza zaprasza Wojtka do uczestnictwa w skokach, który daje sobie oczywiście świetnie radę.
Stroje kobiet i mężczyzn są niezwykle kolorowe. Kobiety noszą bardzo charakterystyczną, wykonaną własnoręcznie biżuterię. Wszyscy wyglądają fantastycznie.
Umorusane dzieci z wielkimi oczami rozczulają nas niezwykle. Adam i Lucyna rozdają im przeróżne upominki (ich bagaż, z powodu przezentów dla afrykańskich dzieci, ważył chyba ponad 50 kg!).
Jeden z mieszkańców oprowadza mnie i Wojtka po całej wiosce. Życie jest tu bardzo skromne. Chatki zbudowane przez kobiety są maleńkie. Nie można oczekiwać tutaj skomplikowanego budownictwa skoro co ok. 9 miesięcy, z całym dobytkiem i bydłem, zmieniają miejsce zamieszkania. Kobiety bardzo ciężko pracują (zdobycie samej wody wymaga kilkunastokilometrowej wyprawy piechotą w upale i kurzu).
Jedyną drogą zdobycia lepszego wykształcenia jest znalezienie sponsora, który może sfinansować naukę w szkole wyższej. Naszemu przewodnikowi pierwsze dwa lata studiów zasponsorował Niemiec.
Prawdziwym bogactwem tego ludu jest bydło, którym zajmują się chłopcy.
Kiedy są gotowi stać się mężczyznami podlegają obrzezaniu, podczas którego nie mogą krzyczeć ani płakać. W przeciwnym razie nigdy nie staną się wojownikami! W tym momeńcie ujrzenie min męskiej części naszej wyprawy było bezcenne!
Opuszczamy to dziwne (jak na XXI wiek) miejsce i jedziemy w kierunku Parku Narodowego Serengeti.
Zadziwia nas widok wspólnie pasących się zebr, antylop, bawołów, ze stadami masajskiego bydła.
Przed zmierzchem dojeżdżamy do naszego obozowiska, które znajduje się w samym sercu Serengeti.Nie mamy tu prądu ani bieżącej wody. Na szczęście baterie solarne, które zakupiliśmy w Polsce, zapewniają nam ładowanie aparatów i kamer.
Zjadamy kolację pod rozgwieżdżonym niebem i idziemy spać do namiotów. Leżąc widzimy przez siatki w ścianach wspaniale niebo i hieny, które krążą po obozowisku (na pewno nocą nie będę biegać do znajdującej się daleko toalety!)
Z powodu wielu wrażeń długo nie możemy zasnąć (aż do 22!). Tutaj nasze życie toczy się innym rytmem niż w Polsce. I bardzo dobrze!



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz