sobota, 14 września 2013

Hydra- czyste piękno


Przed nami ok 65 mil nocnej żeglugi. Wachty nocne zostały rozdzielone i pełni zapału wypływamy o 2 w nocy. Niestety wiatr zdycha i zmuszeni jesteśmy płynąć na silniku, a to nie jest to, co żeglarskie misie lubią najbardziej. Najstrój jest fantastyczny. Wachty nie chcą schodzić ze swoich dyżurów i każda przedłuża pobyt na pokładzie przynajmniej o pół godziny. Rano spotykamy się wszyscy w kokpicie na aromatycznej kawie. Wygłaszam swoje zdziwienie, że o świcie nie było delfinów. I w tym momencie pojawia się grupa kilkunastu wspaniałych osobników! Wydaję radosny okrzyk i lecimy na dziób napawać się cudownym widokiem rozbawionych delfinów. 
Około południa zapływamy wreszcie na Hydrę. Byłam tu kilkanaście razy i zawsze zachwyca mnie uroda tego miejsca. Miasteczko z małym portem w kształcie księżyca jest niesamowite. Z jednej strony panuje tu komercja i zawsze jest dużo turystów. Jednocześnie jest zakaz używania pojazdów mechanicznych. W miasteczku są dwa samochody: śmieciarka i karetka! Głównym środkiem transportu są smutnie oczekujące na nabrzeżu osiołki.  Pracują tu bardzo ciężko dźwigając ludzi, meble, materiały budowlane. Na szczęście nie wybudowano tu żadnego wielkiego hotelu. Dzięki temu, mimo ciągłego najazdu turystów, Hydrze udało się zachować romantyczny charakter. Można tu bardzo dobrze zjeść, zrobić zakupy i zobaczyć  wspaniałą architekturę tego miasta. Wszędzie towarzyszą nam pięknie umaszczone, rozleniwione koty.
Przed wieczorem opuszczamy ten bastion romantyzmu i płyniemy na Dhokos na spotkanie zachodu słońca. Zachód jest tu fantastyczny. Równie fantastyczne jest snurkowanie podczas którego spotykamy dwie baraszkujące ośmiornice i kałamarnicę. A na jachcie u Anglików pies sam wyskakuje z łodzi do wody, płynie na brzeg, załatwia swoje potrzeby i samodzielnie po drabince wraca na pokład! Świat jest super..







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz