wtorek, 12 listopada 2013

Szaleństwo absoutne!


Bangkok przywitał nas cudownym gorącem i wilgocią. Na ostatnich nóżkach dotarliśmy do hotelu. Na wieść o basenie na dachu zmęczenie jakoś nam przeszło i po wrzuceniu toreb do pokoi zameldowaliśmy się tam grupą. 
Piwo na leżaczku okazało się świetnym pomysłem. 
Pobyt w wodzie wyostrzył nam apetyt. Tak więc nie mieliśmy czasu na sen. Wyszliśmy na zatłoczoną ulicę w poszukiwaniu jedzonka, które w tych rejonach jest przepyszne. 
Nasze europejskie podniebienia nie zawsze są przyzwyczajone do ostrych smaków, a zielone curry pali dwa razy!
Podczas jedzenia zauważyliśmy poważne spowolnienie mowy spowodowane niewyspaniem. Udaliśmy się na godzinną drzemkę przed nocną eskapadą w miasto. 
Pieszy w Bangkoku musi mieć oczy dookoła głowy. Na skrzyżowaniach są tylko światła dla samochodów, a piesi muszą sami się orientować kiedy przebiegać przez ulicę.
 Na pobliskim, nocnym bazarze można kupić majtki, telefony i zegarki-wszystko "oryginalne". O cenę trzeba zadbać targując się nieustannie. 
Wokół bazaru, w każdym zaułku, znajdują się słynne kluby nocne. Oczywiście zostajemyi nagonieni do jednego z nich. Trafiliśmy chyba do najgorszej speluny w mieście! Dziewczyny dające pseudo pokazy z wyrzucaniem różnych rzecy z między ud były obleśne. Za to dziadostwo pobrali od nas po 1000 batów ( ok 100zł)! Daliśmy się zrobić jak dzieci. 
Wracając późną nocą zatrzymaliśmy się przy salonie masażu. Cała grupa zapragnęła tajskiego relaksu. Wejście tuta jokazało się strzałem w dziesiątkę. Dostaliśmy cudowne stroje,które założyliśmy na gołe ciała zastanawiając się przy tym czy były kiedykolwiek prane. 
                                     
Nie jestem w stanie opisać co wyprawiali z nami masażyści.
 Wszyscy zanosiliśmy się od śmiechu przeszkadzając obcym osobom, które starały się wyciszyć podczas zabiegu. Wyszliśmy zachwyceni. Wydane 30 złotych nie poszło na marne. Pierwsze pół dnia naszego pobytu było hitem. Aż się boję co będzie dalej. Jest 2 w nocy i nie mamy czasu na rozmyślania bo trzeba się przepakować  i o 7 wyruszamy do Kambodży. To jest dopiero gonitwa!



Jeśli lubisz ten blog, pomóż go promować klikając w jedną z ikonek poniżej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz